- Z jakiegoś powodu reżyserzy tak go widzieli, czyli najchętniej w tych rolach gangsterskich czy żołnierskich - mówiła Agnieszka Kowalska, żona Macieja Kozłowskiego, w audycji Polskiego Radia w 2013 roku. - Zresztą on miał też taki sposób bycia lekko szorstki, ale za to daleki od jakiegoś sentymentalizmu, pretensjonalności. Był takim twardym facetem, ale bardzo uczciwym, z kręgosłupem i niezwykle otwartym na współczucie, na empatię - dodawała. Z malarką, wieloletnią partnerką, ożenił się w 2009 roku. Wiele osób, które go znały, miało do niego ogromny sentyment oraz szacunek.
Maciej Kozłowski urodził się we wrześniu 1957 roku w Kargowej, tam zaczął swoją przygodę z aktorstwem, grając w szkolnych przedstawieniach. Później wielokrotnie wspominał publicznie swoją rodzinną miejscowość, a jej mieszkańcy w podzięce nadali mu tytuł honorowego mieszkańca gminy. Ufundował komputer uczniowi z Kargowej, który urodził się z poważną wadą wzroku, organizował wycieczki do Warszawy dla dzieciaków z tamtejszej szkoły. - Były niesamowite, bo któż inny wpadłby na pomysł przewiezienia dzieciaków samolotem prezydenckim" - wspominała po jego śmierci koleżanka z dzieciństwa. W uchwale uzasadniającej nadania honorowego obywatelstwa, zacytowane zostały słowa, jakie powiedział do młodych ludzi: "Nie miejcie żadnych kompleksów, mieszkając i wychowując się w Kargowej, też można zostać kimś".
Potem mieszkał w Zgierzu, gdzie skończył Technikum Gospodarki Wodnej. Postanowił zdawać na Wydział Aktorski PWSFTviT w Łodzi - studia skończył w 1984 roku. Jeszcze w 1983 debiutował w teatrze. Kinomani i telewidzowie pamiętają go z takich produkcji jak "Kingsajz", "Kroll", "Psy", "Kiler" czy "Ogniem i Mieczem". Zagrał też w serialach "Matki, żony i kochanki", "Odwróceni" czy "M jak miłość", gdzie wcielił się w Waldemara Jaroszego.
Chętnie angażował się również w działalność charytatywną - jako zapalony sportowiec był członkiem Reprezentacji Artystów Polskich. To właśnie przy okazji oddawania krwi w ramach kampanii społecznej Krewniacy dowiedział się, że jest zakażony wirusem zapalenia wątroby typu C. Przez kolejne pięć lat wierzył, że wyzdrowieje i mimo choroby nie przestał być aktywy zawodowo. "Spotkałem go na premierze filmu Bogusia Lindy 'Okna szeroko otwarte' (rak tam gra jedną z ról, skurw...). Ledwo stał na nogach. Żółty jak ementaler. Opowiadał o chemii, którą właśnie przeszedł i która była koszmarem. Zapowiadał, że nigdy więcej się temu nie podda. Dwa słowa i ciężki oddech, dwa słowa i pięć sekund przerwy" - wspominał go po śmierci Zbigniew Hołdys. "Potem, jakieś półtora roku temu, spotkaliśmy się w restauracji 'Champions', nie jadł, bo już nic jeść nie mógł, jedynie opowiadał. O teatrze, filmie, patentach. Pił wyłącznie wodę bez gazu" - pisał. Niestety, zakażenie z czasem przekształciło się w nowotwór wątroby. Aktor zmarł 11 maja 2010 roku w warszawskim szpitalu.
- Ktoś powiedział, że są aktorzy pierwszej i drugiej połowy życia, no i nieliczni giganci, którzy to łączą. Zdecydowanie uważam, że jestem aktorem drugiej połowy życia, czyli że to, co najlepsze, jest jeszcze przede mną - mówił rok po poznaniu diagnozy w rozmowie z "Trybuną". Jego najważniejszą filmową postacią jest Krzywonos z ekranizacji powieści Henryka Sienkiewicza. Była to postać historyczna, pułkownik kozacki, który był jednym z głównych przywódców powstania Chmielnickiego. Sam aktor mówił, że bohater powieści zwrócił jego uwagę, gdy czytał "Ogniem i mieczem" po raz pierwszy jeszcze jako dziecko. Sięgnął po książkę, o czym opowiadał w rozmowie z "Rzeczpospolitą", jako 12-latek, gdy chorował na grypę. - To był człowiek, który niesłychanie chciał. I zawsze był gotowy stanąć przed kamerą. Dlatego rozbudowałem jego postać, a on w roli, w której dialogów jest niewiele, stworzył bohatera, który na długo wrył się w pamięć widzów - mówił o aktorze reżyser "Ogniem i mieczem". U Hoffmana Kozłowski miał zagrać jeszcze członka Polskiego Komitetu Rewolucyjnego w "Bitwie Warszawskiej 1920". Nie zdążył.
Na planie 'Ogniem i mieczem' Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl
- Nie dyskutuję z wyrokami. Warto pamiętać, że w chwili poczęcia dostajemy nowe życie i nową śmierć. Należy żyć tak, jakby każdy dzień był ostatnim. Mam jeszcze trochę do zrobienia. Trzeba żyć i dawać świadectwo" - mówił Maciej Kozłowski na kilka lat przed śmiercią. W wywiadzie dla magazynu "Gala" w 2006 roku powiedział także:
Żyje się dla kilku spotkań i paru wzruszeń. Ważne, by ich nie przegapić. Dużo trudniej jest być dobrym człowiekiem niż dobrym aktorem
Bogusław Linda, który kilkukrotnie współpracował z aktorem, wspominał go z ogromną sympatią. - Maciek był bardzo ciepłym, bardzo prawym człowiekiem. Będzie go brakowało. Był zawodowcem, ale pełnym pokory. Swoją pracę starał się wykonywać jak najlepiej - mówił.