Do samego końca wierzył, że wyzdrowieje. "Dużo trudniej jest być dobrym człowiekiem niż dobrym aktorem"

Maciej Kozłowski, choć w wielu filmach grał czarne charaktery, był niesamowicie lubianym aktorem - zarówno przez widzów jak i ludzi ze środowiska filmowego. Sam najbardziej dumny był z kreacji w "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana, gdzie zagrał Krzywonosa. W maju mija 13 lat od jego śmierci.

- Z jakiegoś powodu reżyserzy tak go widzieli, czyli najchętniej w tych rolach gangsterskich czy żołnierskich - mówiła Agnieszka Kowalska, żona Macieja Kozłowskiego, w audycji Polskiego Radia w 2013 roku. - Zresztą on miał też taki sposób bycia lekko szorstki, ale za to daleki od jakiegoś sentymentalizmu, pretensjonalności. Był takim twardym facetem, ale bardzo uczciwym, z kręgosłupem i niezwykle otwartym na współczucie, na empatię - dodawała. Z malarką, wieloletnią partnerką, ożenił się w 2009 roku. Wiele osób, które go znały, miało do niego ogromny sentyment oraz szacunek.

Zobacz wideo Za Krzysztofem Krawczykiem będziemy tęsknić wszyscy. Piosenki niektórych twórców nigdy się nie starzeją

"Nie miejcie żadnych kompleksów, mieszkając i wychowując się w Kargowej, też można zostać kimś"

Maciej Kozłowski urodził się we wrześniu 1957 roku w Kargowej, tam zaczął swoją przygodę z aktorstwem, grając w szkolnych przedstawieniach. Później wielokrotnie wspominał publicznie swoją rodzinną miejscowość, a jej mieszkańcy w podzięce nadali mu tytuł honorowego mieszkańca gminy. Ufundował komputer uczniowi z Kargowej, który urodził się z poważną wadą wzroku, organizował wycieczki do Warszawy dla dzieciaków z tamtejszej szkoły. - Były niesamowite, bo któż inny wpadłby na pomysł przewiezienia dzieciaków samolotem prezydenckim" - wspominała po jego śmierci koleżanka z dzieciństwa. W uchwale uzasadniającej nadania honorowego obywatelstwa, zacytowane zostały słowa, jakie powiedział do młodych ludzi: "Nie miejcie żadnych kompleksów, mieszkając i wychowując się w Kargowej, też można zostać kimś".

Potem mieszkał w Zgierzu, gdzie skończył Technikum Gospodarki Wodnej. Postanowił zdawać na Wydział Aktorski PWSFTviT w Łodzi - studia skończył w 1984 roku. Jeszcze w 1983 debiutował w teatrze. Kinomani i telewidzowie pamiętają go z takich produkcji jak "Kingsajz", "Kroll", "Psy", "Kiler" czy "Ogniem i Mieczem". Zagrał też w serialach "Matki, żony i kochanki", "Odwróceni" czy "M jak miłość", gdzie wcielił się w Waldemara Jaroszego.

Chętnie angażował się również w działalność charytatywną - jako zapalony sportowiec był członkiem Reprezentacji Artystów Polskich. To właśnie przy okazji oddawania krwi w ramach kampanii społecznej Krewniacy dowiedział się, że jest zakażony wirusem zapalenia wątroby typu C. Przez kolejne pięć lat wierzył, że wyzdrowieje i mimo choroby nie przestał być aktywy zawodowo. "Spotkałem go na premierze filmu Bogusia Lindy 'Okna szeroko otwarte' (rak tam gra jedną z ról, skurw...). Ledwo stał na nogach. Żółty jak ementaler. Opowiadał o chemii, którą właśnie przeszedł i która była koszmarem. Zapowiadał, że nigdy więcej się temu nie podda. Dwa słowa i ciężki oddech, dwa słowa i pięć sekund przerwy" - wspominał go po śmierci Zbigniew Hołdys. "Potem, jakieś półtora roku temu, spotkaliśmy się w restauracji 'Champions', nie jadł, bo już nic jeść nie mógł, jedynie opowiadał. O teatrze, filmie, patentach. Pił wyłącznie wodę bez gazu" - pisał. Niestety, zakażenie z czasem przekształciło się w nowotwór wątroby. Aktor zmarł 11 maja 2010 roku w warszawskim szpitalu.

Maciej Kozłowski: Należy żyć tak, jakby każdy dzień był ostatnim

- Ktoś powiedział, że są aktorzy pierwszej i drugiej połowy życia, no i nieliczni giganci, którzy to łączą. Zdecydowanie uważam, że jestem aktorem drugiej połowy życia, czyli że to, co najlepsze, jest jeszcze przede mną - mówił rok po poznaniu diagnozy w rozmowie z "Trybuną". Jego najważniejszą filmową postacią jest Krzywonos z ekranizacji powieści Henryka Sienkiewicza. Była to postać historyczna, pułkownik kozacki, który był jednym z głównych przywódców powstania Chmielnickiego. Sam aktor mówił, że bohater powieści zwrócił jego uwagę, gdy czytał "Ogniem i mieczem" po raz pierwszy jeszcze jako dziecko. Sięgnął po książkę, o czym opowiadał w rozmowie z "Rzeczpospolitą", jako 12-latek, gdy chorował na grypę. - To był człowiek, który niesłychanie chciał. I zawsze był gotowy stanąć przed kamerą. Dlatego rozbudowałem jego postać, a on w roli, w której dialogów jest niewiele, stworzył bohatera, który na długo wrył się w pamięć widzów - mówił o aktorze reżyser "Ogniem i mieczem". U Hoffmana Kozłowski miał zagrać jeszcze członka Polskiego Komitetu Rewolucyjnego w "Bitwie Warszawskiej 1920". Nie zdążył. 

Na planie 'Ogniem i mieczem'Na planie 'Ogniem i mieczem' Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl

- Nie dyskutuję z wyrokami. Warto pamiętać, że w chwili poczęcia dostajemy nowe życie i nową śmierć. Należy żyć tak, jakby każdy dzień był ostatnim. Mam jeszcze trochę do zrobienia. Trzeba żyć i dawać świadectwo" - mówił Maciej Kozłowski na kilka lat przed śmiercią. W wywiadzie dla magazynu "Gala" w 2006 roku powiedział także:

Żyje się dla kilku spotkań i paru wzruszeń. Ważne, by ich nie przegapić. Dużo trudniej jest być dobrym człowiekiem niż dobrym aktorem

Bogusław Linda, który kilkukrotnie współpracował z aktorem, wspominał go z ogromną sympatią. - Maciek był bardzo ciepłym, bardzo prawym człowiekiem. Będzie go brakowało. Był zawodowcem, ale pełnym pokory. Swoją pracę starał się wykonywać jak najlepiej - mówił.

Więcej o: