Pod koniec lat 30. Eugeniusz Bodo mógł poszczycić się niezachwianą pozycją w branży artystycznej. Miał talent, sławę i pieniądze. To właśnie wtedy postanowił zakupić swój pierwszy, luksusowy samochód, chevrolet. Dwa tygodnie później doszło do tragedii, która na zawsze zmieniła jego życie.
Wkrótce po zakupie nowego auta, Bodo postanowił sprawdzić, jak maszyna sprawuje się na dalekich trasach. 27 maja 1929 roku w towarzystwie członków kabaretu "Morskie Oko" wybrał się w podróż ze stolicy do Poznania. Około godziny 2 w nocy samochód prowadzony przez aktora zjechał na remontowaną drogę, a chwilę później wpadł w poślizg. Bodo nie potrafił zapanować nad pojazdem, który najpierw wypadł z drogi, a następnie stoczył się z pobliskiego nasypu kilka metrów w dół, zatrzymując się na dachu.
Na miejsce zdarzenia natychmiast przybyli rybacy, którzy widzieli całe zajście. Pasażerom udzielono pierwszej pomocy, ale życia jednego z nich nie udało się uratować. Aktor Witold Ronald, a prywatnie bliski przyjaciel Bodo, miał poważne obrażenia, w tym złamanie kręgosłupa. 31-latek zmarł na miejscu. Pozostałe osoby nie miały żadnych poważniejszych dolegliwości i urazów, skończyło się na niewielkich zadrapaniach czy, jak w przypadku jednego z nich, złamaniem ręki. Informacja o wypadku natychmiast trafiła do prasy. — Należy zaznaczyć, że samochód jechał z szybkością 30 km na godzinę, a na zakręcie nie było żadnego znaku ostrzegawczego — informowała "Ilustrowana Republika".
Bodo, jako kierowca pojazdu, został oskarżony o spowodowanie wypadku. Sprawa trafiła do sądu, lecz proces rozpoczął się prawie 3 lata później. Aktor złożył obszerne wyjaśnienia, nie uchylał się od odpowiedzialności. Twierdził, że nie potrafi wyjaśnić tego, co się wydarzyło i utrzymywał, że w chwili zdarzenia był trzeźwy. Z jego relacją nie zgadzał się jednak policjant, który dokonywał czynności tuż po tragedii. Przekonywał, że w chwili wypadku, Bodo był pod wpływem alkoholu, a potwierdzeniem jego słów miały być puste butelki po napojach wysokoprocentowych, które zostały zabezpieczone w rozbitym samochodzie.
Ostatecznie aktor został uznany za winnego i otrzymał karę 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Prasa była bezlitosna. Pisano, że przez nieodpowiedzialność gwiazdora zginął młody, utalentowany człowiek, oraz że sława uderzyła mu do głowy. Dla aktora wypadek i śmierć przyjaciela były ogromnym ciosem i osobistą tragedią. Po tej sytuacji długo nie mógł się otrząsnąć i postanowił zostać abstynentem.