Harrison Ford jest bezsprzecznie jedną z największych hollywoodzkich gwiazd XX i XXI wieku - zagrał w "Gwiezdnych wojnach", "Łowcy Androidów" i serii o Indianie Jonsie. Pracował z Ridleyem Scottem, Francisem Fordem Coppolą, George'm Lucasem, Steven Spielbergiem czy Romanem Polańskim. A jednak na sukces w Hollywood czekał naprawdę bardzo długo - przez 14 lat bezskutecznie próbował się przebić w branży. Z rolami było tak kiepsko, że nauczył się stolarki, żeby utrzymać siebie, żonę i dwójkę dzieci.
Ford aktorstwem zainteresował się jeszcze w szkole - na zajęcia z grania poszedł, żeby przemóc chorobliwą nieśmiałość. Tak mu się spodobało, że postanowił dalej iść tą ścieżką. Zaczynał jako statysta i załapał się do kilku produkcji. Pech chciał, że napatoczył się na jego ścieżkę Jerry Tokovsky - szef wytwórni Columbia Pictures. Ten uznał, że młody Ford nie ma w Hollywood żadnej przyszłości i zepchnął go na sam dół listy płac. Aktorowi proponowano coraz gorsze role, tak też poirytowany tą sytuacją postanowił zdobyć inny, pewny fach.
Harrison Ford nauczył się stolarki i dzięki temu zajęciu zyskał w życiu stabilizację. "Mogłem wykarmić rodzinę i miałem możliwość dobierania ról z tego, co mi zaproponowano. Mogłem sobie pozwolić na to, żeby poczekać, aż pojawi się coś lepszego, ale nigdy nie zrezygnowałem z ambicji, by zostać aktorem. Byłem sfrustrowany, ale nigdy nie czułem się przez swoją frustrację pokonany" - opowiadał w wywiadzie, który zacytował Brad Duke w książce "Harrison Ford: The Films".
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jeszcze w latach 60. kiedy Ford miał kontrakt z Universalem, wypatrzył go reżyser castingu Fred Roos. On od razu wiedział, że aktor ma w sobie to coś i przez lata z uporem godnym lepszej sprawy wyszukiwał mu kolejnych ról. Początkowo szło im mozolnie, ale w 1973 roku udało się doprowadzić do tego, że George Lucas obsadził Harrisona Forda w swoim filmie "Amercian Graffiti". Film odniósł sukces, ale nie doprowadził do przełomu w karierze Forda. Na ten trzeba było poczekać jeszcze kilka lat.
Niemniej producent filmu - sam Francis Ford Coppola - zapamiętał aktora i dał mu pomniejsze epizody w swoich dwóch filmach "Rozmowa" i "Czas apokalipsy". Poza tym Harrison Ford pracował na planie obu produkcji jako stolarz.
W 1976 roku George Lucas szukał obsady do swojego nowego filmu "Gwiezdne wojny" i zależało mu na tym, żeby obsadzić aktorów o nieopatrzonych twarzach. Dlatego też wcale nie chciał zatrudniać Harrisona Forda, by uniknąć oskarżenia o to, że robi to samo, co przy "American Graffiti". Niemniej Roos nie tracił nadziei i przekonał Lucasa, żeby zatrudnił Harrisona, chociaż jako stolarza przy budowie biura w American Zoetrope, gdzie prowadził przesłuchania do nowej produkcji.
Trzeba przyznać, że Lucas miał nietypowe podejście do sprawy, bo przesłuchiwał aktorów w trójkach - chciał od razu sprawdzić, czy potencjalni odtwórcy ról Luke'a, Lei i Hana będą do siebie pasować. Tak się złożyło, że zbrakło kandydatów właśnie do grania kapitana Solo. Wtedy też poproszono o pomoc Harrisona Forda - oczywiście z inicjatywy Freda Roosa. Co ciekawe, Ford czytał kwestie razem z Markiem Hamillem.
Lucas przesłuchał do roli Hana Solo m.in. Christophera Walkena, Kurta Russella, Ala Pacino czy Sylvestera Stallone'a. Okazało się, że 34-letni stolarz pasował najlepiej. Zadecydowało ponoć jego poczucie humoru. Podczas przesłuchania reżyser zapytał go: "Wiesz, to jest o statkach kosmicznych, lataniu i takich tam. Wiesz, jak latać?", na co Ford z rozpędu odparował: "Latać? Tak. Lądować? Nie".
- Pomogłem George'owi Lucasowi podczas przesłuchań aktorów do głównych ról. Nie miałem żadnych oczekiwań i byłem kompletnie zaskoczony, kiedy zaproponowano mi angaż do filmu. W tym czasie zarabiałem na życie jako stolarz - wspominał już po latach sam Harrison Ford.