Oglądałeś "Małą Syrenkę"? Ta scena do dziś budzi oburzenie. To noga, czy...?

Chyba każdy z nas ma wśród bajek Disneya kilka ulubionych tytułów, do których wciąż powraca z rozrzewnieniem. Oglądając kultowe produkcje sprzed lat, często odkrywamy to, co przeoczyliśmy w dzieciństwie. Wówczas okazuje się, że wiele z nich zawiera ukryte treści i symbolikę, które dla dorosłych mogą być dwuznaczne.

Zdawać by się mogło, że produkcje realizowane z myślą o dostarczaniu rozrywki i pozytywnych, inspirujących wartości młodej widowni, będą pozbawione nieprzyzwoitych przekazów. Disney, jako renomowane studio filmowe, od początku istnienia ma jasno określone standardy, których przestrzeganie jest kluczowe w treściach skierowanych przede wszystkim do dzieci. Wielu widzów jednak doszukuje się w kultowych animacjach sprzed kilku dekad dwuznacznych wątków czy kadrów, a swoimi spostrzeżeniami dzielą się w sieci, publikując przykładowe fragmenty ze znanych bajek.

Zobacz wideo PopKultura odc. 158

Już nigdy nie spojrzysz na tę scenę z "Króla Lwa" tak samo. Niedopatrzenie twórców czy celowe działanie?

Zanim Disney zaczął realizować pełnometrażowe produkcje, zdobywał popularność kilkunastominutowymi animacjami. Wówczas w napisach końcowych często pomijano osoby odpowiedzialne m.in. za efekty specjalne. By zaznaczyć swój udział w powstawaniu obrazu, twórcy umieszczali tzw. Easter Eggs, czyli hasła nawiązujące do tematyki seksualnej. Taka sytuacja miała miejsce m.in. w jednej z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających animacji Disneya 1994 roku, "Królu Lwie".

 

Fabuła produkcji skupia się na losach niesłusznie wygnanego z królewskiego rodu Simby. Młody lew musi zmierzyć się z wieloma przeszkodami, by w końcu udowodnić swą niewinność i jako prawowity następca tronu, objąć władanie nad dżunglą. Wydawałoby się, że tego typu bajka nie może zawierać kontrowersyjnych scen, lecz nic bardziej mylnego. Pamiętacie moment, w którym młody lew leży na skarpie, spoglądając w rozgwieżdżone niebo. Będąc dzieckiem, z pewnością nie zwróciliście uwagi na napis, który na kilka sekund układa się gwiazdozbiór. 

Gdy tylko produkcja trafiła na wielkie ekrany, wspomniana scen od razu zwróciła uwagę przedstawicieli środowiska konserwatystów, w tym m.in. Donalda Wildmona. Najpierw zarzucił twórcom celowe działanie, a później publicznie oskarżył Disneya o propagowanie rozwiązłości wśród młodzieży. To wywołało ogólnoświatowy skandal. Studio szybko ustosunkowało się do zarzutów, wyjaśniając, że pył, wbrew przekonaniu większości, układa się w skrót "SFX", co miało być nawiązaniem do ekipy odpowiedzialnej za realizację efektów specjalnych w tej animacji. Choć z czasem kontrowersje wokół wspomnianej sceny ucichły, to wielu do dziś nie dało wiary wyjaśnieniom producentów. 

Wieża czy męskie przyrodzenie? Plakat z "Małej Syrenki" przyczyną głośnego skandalu

Produkcja wielokrotnie budziła kontrowersje i to jeszcze zanim trafiła na kinowe ekrany. Pierwsze ogromne poruszenie wywołał promujący ją plakat. Wnikliwi obserwatorzy dostrzegli, że jedna z wież zamku, na tle którego przedstawiono kluczowych bohaterów, została stworzona na wzór męskiego narządu płciowego i to w chwili podniecenia.

Sprawa obrosła w wiele legend, a jedna z nich głosiła, że artysta tworzący grafikę, spodziewał się zwolnienia. By zagrać na nosie pracodawcy, postanowił "urozmaicić" ostatni realizowany przez siebie projekt. W miarę popularności tej teorii, studio postanowiło zabrać głos. Disney zaprzeczył, jakoby była to prawda, przekonując, że ów grafik wciąż jest zatrudniony i pracuje nad kolejnymi animacjami. Twórcy postanowili jednak dokonać korekty, poprawiając osławioną wieżyczkę na wzór pozostałych. Mimo to wielu wciąż nie mogło wyprzeć z pamięci poprzedniej wersji, dlatego ostatecznie okładkę zastąpiono nową.

Twórcy "Małej Syrenki" przeoczyli drobny szczegół. Sprawa trafiła do sądu

To jednak nie koniec. Tuż po premierze rozpętała się kolejna afera, a powodem był jeden z momentów z pamiętnej sceny ślubu, w której za piękną Ariel podszyła się podstępna Ursula. Chodziło oczywiście o duchownego, który miał udzielić parze błogosławieństwa. W chwili, gdy zakochani zbliżali się do ołtarza, uwagę widzów przykuło jego... przyrodzenie. 

 

Kadr nie przeszedł bez echa, spotykając się z krytyką wielu środowisk. Głos w sprawie zabrała nawet chrześcijańska organizacja ze Staffordu, słynąca z konserwatywnych poglądów. Jej członkowie uznali, że to nie pierwszy raz, gdy twórcy Disneya propagują pornografię i postanowili skierować sprawę na drogę sądową. W toku postępowania ustalono, że było tak naprawdę kolanem księdza. Pomyłka wynikała z niedopatrzenia animatorów, którzy nie uwzględnili na obrazku drugiej nogi.

Więcej o: