Harrison Ford ma 80 lat, jednak nie myśli o emeryturze. Kilka lat temu wrócił do roli Hana Solo w nowej trylogii Gwiezdnych wojen i Ricka Deckarda w prequelu "Łowcy Androidów". Z kolei 30 czerwca do kin trafi film "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia", gdzie aktor ponownie wcieli się w tytułowego bohatera.
Dziś Ford jest zasłużonym twórcą i jednym z najpopularniejszych aktorów na świecie. Ma na koncie listę prestiżowych nagród, a podczas ostatniego festiwalu w Cannes publiczność nagrodziła 80-latka pięciominutowymi owacjami na stojąco. Aktor odebrał również tego wieczoru honorową Złotą Palmę za całokształt twórczości. Chociaż dzisiaj nie wyobrażamy sobie kina bez postaci Forda, kiedyś jego powodzenie w zawodzie nie było takie oczywiste.
Chociaż filmowy Indiana Jones marzył o karierze aktorskiej, otoczenie raczej odradzało mu ten fach. Artysta zniechęcony coraz gorszymi ofertami pracy i brakiem stabilizacji został stolarzem. Na szczęście aktor otrzymał szansę, a George Lucas obsadził go w filmie "American Graffiti". To jednak nie wystarczyło, żeby nazwisko Forda zaświtało reżyserowi przy obsadzaniu pierwszej części "Gwiezdnych wojen". O mały włos Hana Solo zagrałby ktoś inny. Jak się okazuje to niejedyna kultowa dzisiaj rola, której Harrison Ford mógłby nie dostać.
Po 40 latach od premiery pierwszego filmu z serii produkcji o Indianie Jonesie Harrison Ford zdecydował się na szczerość. W rozmowie z Deadline podziękował Tomowi Selleckowi, który odrzucił rolę, dzięki czemu to Ford został najpopularniejszym archeologiem na świecie."Jak dostałem tę robotę? Tom Selleck dostał ofertę, ale zobowiązał się do zagrania w serialu i nie mógł się wycofać z tego kontraktu.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Chodzi tutaj o serial "Magnum", w którym Selleck wcielił się w Thomasa Magnuma, weterana wojennego, który pracuje jako prywatny detektyw na Hawajach. Seria doczekała się ośmiu sezonów, a premierowy odcinek ukazał się 11 grudnia 1980 roku.