W historii kina było wiele przypadków, w których to twórcy zabiegali o udział konkretnych aktorów w swoich produkcjach. Składali im przeróżne propozycje, likwidowali ze scenariusza niewygodne sceny czy proponowali coraz wyższe stawki. Zdarza się jednak, że to artyści widzą siebie w filmie czy serialu i próbują ze wszystkich sił dostać wymarzoną rolę. Okazuje się, że wielu ulubionych bohaterów ze szklanych ekranów znamy właśnie dzięki ogromnej determinacji ich odtwórców.
W 2019 roku na kinowe ekrany trafił film "Na noże" w reżyserii Riana Johnsona, w którym w roli detektywa wystąpił Daniel Craig. Bohater musiał rozwikłać zagadkę, kto stoi za morderstwem seniora bogatej rodziny. Bez zbędnych spojlerów, jednym z podejrzanych był wnuk denata, Hugh. W tej roli wystąpił Chris Evans. Aktor zdobył wiele pozytywnych recenzji, a widzowie, mimo że jego postać wcale nie była pozytywna, od razu go pokochali. Okazuje się, że początkowo reżyser wcale nie chciał go w obsadzie. – Chyba nawet nie pozwoliłem mu zabrać słowa. Przez cały czas paplałem o tym, co chcę zrobić z tą rolą i co myślę, że mogę wnieść. Nękałem go słowami "Proszę, obsadź mnie". To wyglądało tak, jakbym go po prostu nagabywał, wręcz błagał – wspominał aktor.
"Stranger Things" od kilku lat jest jednym z największych hitów Netfliksa. Serial doczekał się już czterech sezonów i to właśnie w tym ostatnim wystąpiła Sadie Sink. Aktorka wcieliła się w rolę Max Mayfield i choć zrobiła prawdziwą furorę, to początkowo producenci nie byli do niej przekonani. Odmawiali jej udziału w produkcji ze względu na wiek, gdy rozpoczynano zdjęcia, miała bowiem 20 lat, a musiała wcielić się w rolę 14-latki. Była jednak zdeterminowana, by dopiąć swego. – Po prostu błagałam i prosiłam, żeby dali mi więcej materiału, żebym mogła pokazać im coś świeżego – wspominała w jednym z wywiadów.
"Wiedźmin" to jeden z najlepszych seriali fantasy stworzony na podstawie sagi Andrzeja Sapkowskiego. Tytułową rolę gra Henry Cavill, który prywatnie jest ogromnym fanem twórczości polskiego pisarza i gier. Gdy dowiedział się, że są plany, by przenieść historię Geralta na ekrany, poprosił swojego agenta, by zdobył kontakt do showrunnerki Lauren Schmidt Hissrich. Od razu rozpoczął starania o rolę, uważał bowiem, że jest do niej stworzony. Twórcy nie byli jednak równie entuzjastycznie nastawieni do tego pomysłu. Ostatecznie przesłuchano jeszcze ponad 200 innych aktorów, ale to Cavill wypadł w tej roli najlepiej.
Dziś trudno wyobrazić sobie w roli Jody'ego w "Nienawistnej ósemce" kogoś innego niż Channinga Tatuma. Okazuje się, że zanim aktor otrzymał angaż, nękał mailami nie tylko reżysera i producentów, lecz także kolegów po fachu. Obawiał się, że podczas wciąż trwających castingów pojawi się ktoś, kto zdaniem twórców będzie lepiej pasować do tej postaci. – W zasadzie wysyłałem jednego maila dziennie przez około miesiąc, po prostu grożąc innym aktorom, którzy mogliby ubiegać się o tę rolę. Modliłem się tylko o to, by nikt naprawdę twardy nie zgłosił się do tej roli – opowiadał po latach.