Po śmierci Cybulskiego bał się, że podzieli jego los. Złe przeczucia spełniły się dwa lata później

Bogumił Kobiela miał przed sobą świetlaną przyszłość. Po wielu sukcesach na deskach teatrów i na ekranie przyszedł czas, by świecił triumfy również na pierwszym planie w ekranizacji dramatu Szekspira. Realizacji produkcji niestety nie doczekał, bo kolejnego dnia doszło do tragicznego w skutkach wypadku.

Bogumił Kobiela był absolwentem krakowskiej szkoły teatralnej, którą ukończył z wyróżnieniem w 1953 roku. To właśnie w murach uczelni poznał Zbigniewa Cybulskiego, który szybko stał się jego serdecznym przyjacielem, scenicznym kompanem i współlokatorem.

Więcej podobnych historii przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Zobacz wideo Jennifer Lopez, Johnny Depp, czy Ryan Gosling, czyli lista aktorów o wielu talentach artystycznych [MUSIMY O TYM POGADAĆ]

Cybulski był jego przyjacielem w życiu i zawodzie. Wzajemnie wspierali się w drodze do sławy

Po uzyskaniu dyplomu obaj wyruszyli do Gdańska, gdzie otrzymali angaż w Teatrze Wybrzeże. Sławę przyniósł im jednak Teatrzyk Bim-Bom, którego spektakle przyciągały tłumy. Kolejnym znaczącym krokiem w rozwoju ich karier był wyjazd do stolicy. Kobiela występował na deskach teatrów Ateneum i Komedia, był związany również ze słynnymi kabaretami Dudek i Wagabunda. Zaczął pojawiać się na małym i dużym ekranie. Współpracował z wieloma wybitnymi reżyserami, m.in. Andrzejem Munkiem, Wojciechem Jerzym Hasem i Andrzejem Wajdą, który zwykł mawiać, że Kobiela jest artystą wszechstronnym. – Obdarzony świetną techniką aktorską mógł zagrać właściwie wszystko. Ponieważ posiadał też ogromną siłę komiczną, mechanicznie obsadzano go w rolach komediowych. Chyba najbardziej cierpiał nad tym, że widownia żąda od niego mniej, niż on może z siebie dać – twierdził. Najsłynniejsze kreacje aktorskie stworzył w "Popiele i Diamencie", "Rękopisie znalezionym w Saragossie" i "Zezowatym szczęściu". 

Choć na ekranie pojawił się w 25 filmach, to główna rola wciąż pozostawała w sferze marzeń. Wierzył, że w końcu zdoła udowodnić swój kunszt i predyspozycje. – W filmach gram dość często, choć ważnych ról, ciekawych postaci nie miałem wiele. Ciągle jednak mam nadzieję, że trafię na swoją rolę – mówił w jednym z wywiadów. Taką szansą miała być rola w "Makbecie" Wajdy, lecz tragiczny wypadek przekreślił wszystko.

Po śmierci Cybulskiego bał się, że będzie następny. Smutny scenariusz wkrótce się ziścił

8 stycznia 1967 roku życie Kobieli wywróciło się do góry nogami. Zbigniew Cybulski zginął pod kołami pociągu. Śmierć przyjaciela była dla niego szokiem. Długo nie potrafił pogodzić się z tą stratą.

Naprawdę boję się coraz częściej, że może zdarzyć się coś nieprzewidzianego, złego, bo nam za dobrze. A ja myślę, że przyroda zawsze wyrównuje, niestety

pisał w jednym z listów do żony, Małgorzaty Nowakowskiej, którą poślubił 4 lata wcześniej. Przeczucia go nie myliły. W pierwszy dzień lipca 1969 roku Kobiela spotkał się z Andrzejem Wajdą, by omówić scenariusz do ekranizacji szekspirowskiego dramatu, w którym miał spełnić swoje marzenie, tworząc pierwszą w karierze główną rolę. – Bardzo się zapalił do mojego projektu, obiecał, że przejrzy sztuki, poszuka. Byłby świetny w repertuarze dramatycznym – opowiadał reżyser na łamach magazynu "Film".

Następnego dnia Kobiela był w trasie z żoną i dwójką autostopowiczów, których zabrał po drodze. Warunki nie były najlepsze, padał bowiem deszcz. W pewnym momencie samochód wpadł w poślizg. Aktor stracił panowanie nad kierownicą i zderzył się czołowo z nadjeżdżającym z przeciwka autobusem. Wydawało się, że to Nowakowska odniosła największe obrażenia. Jednak po przyjeździe do szpitala aktor niespodziewanie stracił przytomność. Okazało się, że ma pękniętą śledzionę, co doprowadziło do krwotoku i zapaści. Mimo dwóch operacji, Bogumił Kobiela zmarł po 8 dniach hospitalizacji. Miał 38 lat.

Więcej o: