Henry Cavill i Russell Crowe byli gośćmi tego samego odcinka "The Graham Norton Show". Prowadzący program wypytał ich o pierwsze spotkanie, do którego doszło, kiedy Cavill był nastolatkiem stawiającym pierwsze kroki w branży filmowej.
Zaczęło się od tego, że Graham Norton zapytał Henry'ego Cavilla, jakie miał przezwisko w szkole. "Moja szkolna ksywa brzmiała: Gruby Cavill. Co było trafnym określeniem, biorąc pod uwagę, że na nazwisko faktycznie mam Cavill i faktycznie byłem wtedy gruby" - opowiedział znany z atletycznej budowy ciała, a także roli Supermana czy wiedźmina Geralta aktor. Zapytany o to, ile wtedy ważył, odparł: "Mój tata zawsze mówił, że od 13. roku życia do 25. miałem taką samą masę, tylko robiłem się wyższy".
Norton wykorzystał tę okazję, żeby opowiedzieć widzom, że również obecny w studiu Russel Crowe, spotkał przed laty "grubego Cavilla". Australijski aktor przyjął zdecydowanie bardziej przyjacielski i elegancki ton narracji: "Zdecydowanie nie był gruby, kiedy go poznałem jako 16-latka" - powiedział.
"Robiliśmy wtedy w Londynie film pt. 'Dowód życia'. To był 2000 rok. Mieliśmy początkową sekwencję, którą nagraliśmy w Stove Collage. Pojechaliśmy tam i na miejscu już był dzieciak imieniem Merlin Hanbury Tennyson, który grał mojego syna. Scena polegała na tym, że chłopaki rozgrywały mecz rugby" - opisał okoliczności, w których doszło do wyjątkowego spotkania. Podkreślił:
Na boisku był jeden dzieciak, który miał wyjątkową płynność i kontrolę ruchów, więc zwrócił moją uwagę. Przyglądałem mu się, a on potem w przerwie między ujęciami podszedł, żeby ze mną chwilę porozmawiać. Wszystkie jego pytania dotyczyły aktorstwa. Oczy miał uśmiechnięte, ale było w nich też coś śmiertelnie poważnego.
Przez ten uśmiech i powagę, zamiast olać te pytania, które słyszałem już ze 100 tysięcy razy i różnie na nie odpowiadałem, powiedziałem mu po prostu prawdę. To była krótka chwila, żeby mu wyjaśnić, że aktorstwo to wyzwanie i wszystko zależy od niego. Nikt niczego nie poda mu na tacy.
Następnie dodał: "Kilka dni później robiłem paczkę dla dzieciaka, który grał mojego syna, bo pomyślałem, że jeśli uczy się w szkole internatem, to najfajniejszą niespodzianką w takich okolicznościach jest niespodziewana przesyłka pocztowa. Postanowiłem, że tamtemu dzieciakowi też coś wyślę. Zapamiętałem jego imię, choć nie powiedział mi 'cześć, jestem gruby Cavill'" - wyjaśnił i przyznał, że wysłał do obu nastolatków takie same zdjęcia z "Gladiatora".
Inaczej je jednak zadedykował: "Na tym dla Merlina napisałem: Wywodzisz się z długiej linii generałów. On później wstąpił do wojska i odbył trzy tury w Afganistanie" - opisał wyjątkowy zbieg okoliczności. Co znalazło się w dedykacji dla Henry'ego Cavilla? "Stumilowa podróż zaczyna się od pojedynczego kroku". Co miało znaczyć, że jeśli czegoś chce, to musi to zdobyć - tłumaczył Crowe.
"12 lat później i pewnie jakieś trzy miesiące wspólnej pracy na planie 'Człowieka ze stali', w końcu zapytałem go, czy się skądś znamy. Wtedy zobaczyłem w jego oczach ten uśmieszek. Zapytał, czy pamiętam, jak byłem w szkole Stove i dzieciaka, który pytał go o aktorstwo" - opowiedział na knapie u Grahama Nortona. "Zapytałem, co mu wtedy powiedziałem. Odparł: Mówiłeś, że płacą ci całkiem nieźle, ale traktują paskudnie" - streścił ze śmiechem to, jak rozmowę zapamiętał nastolatek.