- "Znachor" miał się opierać na trzech dużych nazwiskach. Był Bińczycki, była Dymna i ten trzeci, i wybór padł na mnie właściwie w ostatniej chwili - wspomina Tomasz Stockinger w rozmowie z redaktorem Plotka. Wybitny aktor teatralny Jerzy Bińczycki, który wcielił się w profesora Rafała Wilczura, zdobył wcześniej także kinową popularność dzięki "Nocom i dniom". Anna Dymna debiutowała z sukcesem w teatrze już na pierwszym roku studiów, w 1969 roku. W momencie, gdy kompletowana była obsada "Znachora", aktorka miała za sobą m.in. role w "Janosiku", "Samych swoich" czy "Kochaj albo rzuć". Stockinger pierwszą postać zagrał zaledwie trzy lata przed "Znachorem" i duże role były dopiero przed nim.
- Ja w każdym razie miałem głównie tremę, bo chciano, żeby była trzecia gwiazda, a coś tam z tych rozmów, terminów nie wyszło, i ja tak wskoczyłem - no nie chcę powiedzieć jak nagłe zastępstwo - ale to było niespodziewane. Dość powiedzieć że właściwie na trzy tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć dopiero mnie zaangażowano do roli Leszka Czyńskiego - opowiada. Zobacz wideo tutaj.
"Znachor" Jerzego Hoffmana był drugą ekranizacją powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Produkcja okazała się ogromnym sukcesem kasowym. Od premiery w 1981 roku dwuczęściowy film jest chętnie oglądany w telewizji przez wiele osób, i to wielokrotnie. Stockinger w roli harbiego i Dymna jako Marysia stworzyli parę, której miłości kibicują nawet ci, którzy niejednokrotnie widzieli zakończenie tej historii.
W czasie prac nad "Znachorem" pojawiały się pogłoski, że Stockinger był zauroczony koleżanką z obsady. Zapytany o to, mówi: "Wszyscy byli zauroczeni Anią Dymną, cała ekipa". - Ania po prostu urzekała cały świat i urzeka dalej, ale wtedy była taka dodatkowo... Oprócz tego, że tak cudownie grała - zamyka się oczy i widzi się jej oczy - to jeszcze dodatkowo ona była prześladowana chyba przez ślepy los. Miała szereg tragedii osobistych - wspomina aktor. - Wypadek samochodowy, szpital, duże kłopoty zdrowotne i jeszcze inne osobiste powodowały, że też specjalnie dbaliśmy o jej komfort, a z drugiej strony ona też była taka, jakby to powiedzieć, przed kamerą może rozedrgana? - wraca pamięcią do tamtego czasu Stockinger. Opowiada też m.in. o słynnej scenie z różami z ich udziałem.