Twórca "Podróży za jeden uśmiech" spowodował wypadek samochodowy. Zginęła w nim córka jego przyjaciela

Choć sam był bezdzietny, tworzył głównie dla młodszej publiki. Mimo popularności i zawodowych sukcesów, życie prywatne Stanisława Jędryki dalekie było od sielanki. Przed laty spowodował bowiem wypadek, w którym śmierć poniosła córka jego przyjaciela. Konsekwencje tej tragedii przez dekady ciążyły mu na sumieniu.

Stanisław Jędryka przyszedł na świat 27 lipca 1933 roku w Sosnowcu. Gdy jego rówieśnicy spędzali czas na zabawach, on eksplorował to, co w danym momencie wyświetlały kina. Od najmłodszych lat wiedział bowiem, że spędzi życie na planie filmowym. Marzenia zaczął szybko urzeczywistniać. Po ukończeniu obowiązkowej edukacji złożył dokumenty do łódzkiej filmówki. Zdał za pierwszym razem.

Zobacz wideo Jennifer Lopez, Johnny Depp, czy Ryan Gosling, czyli lista aktorów o wielu talentach artystycznych [MUSIMY O TYM POGADAĆ]

Zasłynął produkcjami dla młodzieży. Jego seriale uwielbiali wszyscy 

Zaledwie 5 lat po debiucie filmem dyplomowym "Zbieg" odniósł spory sukces filmem "Wyspa złoczyńców", który zrealizował na podstawie pierwszego tomu przygód Pana Samochodzika autorstwa Zbigniewa Nienackiego. Błyskawiczna popularność sprawiła, że nie poprzestawał na przenoszeniu na ekrany uwielbianych przez młodzież historii i szkolnych lektur. W kolejnych latach nakręcił m.in. "Katarynkę", "Do przerwy 0:1", "Wakacje z duchami" czy "Kamizelkę". Największe uznanie przyniosły mu jednak kultowe już seriale, w tym przede wszystkim "Podróż za jeden uśmiech" i "Stawiam na Tolka Banana".

Żoną reżysera przez 5 lat była aktorka, Joanna Jędryka. Małżeństwo nie doczekało się jednak własnych dzieci, a ich relacja ostatecznie zakończyła się rozwodem, czego Jędryka do końca życia żałował. Spekulowano, że to z tego powodu tak bardzo przejmował go los młodych adeptów sztuki, których obsadzał w swoich produkcjach.

Wypadek położył się cieniem na jego życiu. Nigdy nie wybaczył sobie śmierci dziecka

Choć Jędryka uchodził za pogodnego człowieka, to w sercu skrywał ogromne cierpienie i nie było ono związane wyłącznie z rozstaniem z żoną. W grudniu 1959 roku wybrał się na święta do rodzinnego miasta swoim nowym samochodem P-70, który wygrał na loterii. Na miejscu pasażera siedziała wówczas jego żona, zaś na tylnej kanapie dziennikarz sportowy Ryszard Dyja, z którym prywatnie bardzo się przyjaźnił, oraz jego 7-letnia córka. Warunki na drodze nie były zbyt dobre, padał śnieg, asfalt był oblodzony. W pewnym momencie pojazd wpadł w poślizg.

Nie opanowałem auta i wylądowałem w przydrożnym rowie, rozbijając się o kamienny słup, do czego przysłużyło się paniczne hamowanie.

opisywał na łamach autobiografii "Miłości mojego życia". Joannie nic się nie stało, on miał wstrząśnienie mózgu i rozbite czoło, a jego przyjaciel złamaną rękę. W najgorszym stanie była 7-latka, którą natychmiast przetransportowano do szpitala w Piotrkowie Trybunalskim. Niestety, w wyniku poniesionych obrażeń zmarła.

Ta informacja była dla Jędryki szokiem, czuł się winny. Wyrzuty sumienia były jeszcze większe, gdy na oddział ratunkowy wbiegła matka dziewczynki, krzycząc, że jest mordercą. Jędryka został postawiony przed sądem za nieumyślne spowodowanie wypadku, za co otrzymał karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Przez dekady nie utrzymywał z rodzicami zmarłej żadnego kontaktu, żywili do niego urazę, obwiniali go o tragedię. Sam zresztą przyznawał, że długo nie mógł spojrzeć sobie w oczy. Do pojednania z matką dziecka doszło podobno dopiero podczas pogrzebu Ryszarda Dyi.

Więcej o: