Komary zabijają w dzień więcej ludzi niż rekiny przez sto lat. Ale przez kino boimy się tych drugich

"Słowa mają wielką moc. Krzykniesz 'barakuda', a ludzie zapytają, co to jest. Krzykniesz 'rekin' i dopiero zrobi się wrzawa" - powiedział Murray Hamilton wcielający się w rolę burmistrza Larry'ego Vaughna w filmie "Szczęki". Paradoksalnie to właśnie kultowe dzieło Stevena Spielberga miało ogromny wpływ na katastrofalną w skutkach reputację ryb z charakterystyczną płetwą na grzbiecie. "Szczęki" to idealny przykład na to, że nie powinno się bagatelizować popkultury, ma ona bowiem ogromny wpływ na kształtowanie się świadomości jej odbiorców.

Są lata 50., a w Stanach zaczyna krążyć powiedzenie "dobry rekin to martwy rekin". Wpływ na złą sławę tych dostojnych ryb miała na pewno historia z 1916 toku, kiedy to na Jersey Shore rekin zabił cztery osoby. I chociaż na przełomie lat 50. i 60. statystyki mordowania rekinów przez ludzi są nieporównywalne z tymi, które opublikowano kilkanaście lat później, to niechęć do tajemniczych stworzeń jest już obecna w nastrojach społeczeństwa. Wystarczyło ją tylko podsycić, aby wywołać ogólnoświatową panikę.

Zobacz wideo "Szczęki" - fragment filmu

"Dobry rekin to martwy rekin"

Obaw przed stworzeniami nie podzielała Valerie May Taylor, autorka wielu filmów dokumentalnych o rekinach. Twórczyni w wieku 12 lat zachorowała na polio i została odizolowana od rodziny i przyjaciół, przez co opuściła się w nauce. W wieku 15 lat zaczęła pracować dla studia animacji NZ Film Unit. W 1956 roku po raz pierwszy zanurkowała w oceanie, z czym związała potem całe swoje życie. Aby zapewnić byt rodzinie i jednocześnie mieć okazję na regularne schodzenie pod wodę, Taylor zajęła się łowieniem ryb. Aktywnie brała udział w mistrzostwach, jednak wkrótce zrozumiała, że zabijanie podwodnych stworzeń jest okrutne i źle wpływa na środowisko.

Kobieta zafascynowana podwodnym światem i nie chciała go opuszczać. Zdecydowała, że wykorzysta swój sprzęt i umiejętności, aby dokumentować życie tamtejszych istot - nie, by je bezmyślnie odbierać. Szczególną uwagę poświęcała swoim ulubieńcom - rekinom. "To zwierzę jak każde inne" - mówiła i porównywała stworzenia do psów. "Każdy jest inny, pies też może zabić" - głosiła.

W 1971 roku Taylor wzięła udział w realizacji dokumentu "Blue Water, White Death", który miał ukazywać naturę rekinów. Twórcom udało się po raz pierwszy sfilmować żarłacze białe bez użycia metalowych klatek. Taylor i jej mąż pływali swobodnie w towarzystwie ryb, które w tym samym czasie zjadały padlinę wieloryba. Sukces filmu był gwarantowany. Valerie Taylor zyskała popularność na całym świecie i wykorzystała ją, aby tłumaczyć fanom, że rekiny, chociaż wyglądają groźnie, nie są tak agresywne, jak myślimy. "Jak my robimy swoje, to one też robią swoje" - tłumaczyła. Niestety, wypowiedzi gwiazdy miały się nijak do sensacyjnego tytułu i wydźwięku produkcji.

"Szczęki" zmieniły nie tylko kino, lecz także życie rekinów na całym świecie

Dokument "Blue Water, White Death" zainspirował Petera Benchleya do napisania bestsellerowej powieści "Szczęki" opublikowanej w 1974 roku. Opowieść o wielkim żarłaczu białym, który poluje na mieszkańców portowego miasteczka na Long Island, spodobała się Stevenowi Spielbergowi. Reżyser podjął przełomową decyzję w karierze i zdecydował, że nakręci adaptację książki. Do tego zadania zatrudnił między innymi Valerie, której doświadczenie przy podwodnych zdjęciach było nieocenione przy produkcji obrazu.

Wszyscy spodziewali się, że "Szczęki" Spielberga będą klasycznym filmem klasy B. Szybko okazało się, że twórca szykuje przełomowy blockbuster, który zmieni nie tylko podejście do tworzenia kina sensacyjnego, lecz także życie rekinów na całym świecie. Jak opowiada Taylor w dokumencie "Tańcząca z rekinami", Spielberg chciał mieć na planie siedmiometrowe rekiny. Ryby, z którymi pływała Val, osiągały około połowy tej wielkości. Reżyser się nie poddał. Postanowił "pomniejszyć resztę". Dzięki sprytnemu montażowi, ustawieniu kamer i zatrudnieniu niskorosłego aktora rekin w "Szczękach" osiągnął monstrualne rozmiary.

Po premierze "Szczęk" w 1975 roku ludzie na całym świecie zaczęli panicznie bać się rekinów. Unikali również plaż i kąpieli w oceanach. Od tej pory ryby nazywano powszechnie "maszynami do zabijania", "potworami", "drapieżnikami", "agresorami", "mordercami" i "ludojadami". Jak twierdzi Sean Elard z portalu CBR: "Żarłacze białe stały się figurą pokroju wilka z 'Czerwonego Kapturka' - uosobieniem strachu przed 'brutalną naturą', z którą niekiedy styka się zwykły człowiek".

"Szczęki" zarobiły krocie i zostały jednym z pierwszych blockbusterów w historii kina. Niepokojąca muzyka Johna Williamsa, trafny casting, spektakularne, jak na kino tamtych lat, efekty specjalne, sugestywny montaż i dynamiczne ujęcia złożyły się na przekonujący obraz, który zachwycił widzów na całym świecie. Zachwycił, ale też śmiertelnie wystraszył. Po premierze filmu media zaczęły zalewać kolejne sensacyjne doniesienia o "morskich potworach". Zły PR rekiny mają zresztą do dziś.

"Zabiłam jednego rekina w życiu, dziś chcę uratować wszystkie"

Zasięg popularności dzieła Spielberga sprawił, że na świecie wzrosło zainteresowanie polowaniami na rekiny. Populacje drapieżników zaczęły drastycznie spadać. Ludzie oślepieni strachem przed rekinami nie rozumieli, że ryby znacznie częściej same są ofiarami. Przykładem może być chociażby popularność zupy z płetwy rekina w Chinach. Tamtejsi mieszkańcy zabijali niegdyś około 100 milionów rekinów rocznie, aby przygotować i sprzedać miejscowy przysmak. Resztę ciała stworzeń po prostu wyrzucano. "Rekiny są kluczowym elementem środowiska morskiego i muszą być chronione. Bez nich ekosystem nie może działać poprawnie. Utrata rekinów pozbawi przybrzeżne kraje źródeł utrzymania, pożywienia oraz zrujnuje turystykę" - brzmi oficjalne stanowisko WWF w sprawie tych ryb.

Autor książki "Szczęki" przyznał po premierze filmowej adaptacji, że gdyby wiedział o tym, jaki los zgotuje rekinom jego powieść, nigdy by jej nie napisał. Również Valerie Taylor nie mogła pogodzić się z tym, że przyłożyła rękę do katastrofalnych dla populacji drapieżników wydarzeń. "'Szczęki' cofnęły nas w czasie" - przyznała, jednak to nie wystarczyło.

Taylor została aktywistką. Zaangażowała się w ochronę swoich ulubionych morskich drapieżników. Zaczęła pisać listy do polityków. Wspomniała, że raz w życiu zabiła rekina, ale dzisiaj chce ochronić je wszystkie. Jej apele poskutkowały. Wkrótce tawrosz piaskowy został pierwszym rekinem pod ochroną. Valerie wraz z mężem jeździła po świecie i tłumaczyła, że spośród 400 gatunków rekinów tylko sześć stanowi potencjalne zagrożenie dla człowieka.

Statystyki śmiertelności ludzi przy spotkaniu z przykładowymi gatunkami stworzeńStatystyki śmiertelności ludzi przy spotkaniu z przykładowymi gatunkami stworzeń Gazeta.pl / Źródło: Curiosity Daily podcast

Para nagrała nawet wideo, na którym użyła siebie jako przynęty na rekiny. Próbowała pokazać, że drapieżniki nie polują na ludzi. Potwierdza to organizacja WWF, która zaznacza, że człowiek nie jest pożądanym pokarmem dla rekinów. Większość gatunków żywi się rybami lub bezkręgowcami, takimi jak kalmary lub małże. Oprócz tego Taylorom udało się podważyć naukową teorię o tym, że rekiny miażdżą swoimi zębami. W tym celu Valerie założyła specjalną metalową zbroję, pozwoliła ugryźć się drapieżnikowi i udowodniła, że przypuszczenia nie były prawdziwe.

Po latach starań Valerie i jej męża miejsce, w którym nakręcono "Szczęki", stało się terenem ochrony rekinów. Po filmie Spielberga powstały kolejne obrazy, które straszyły wizerunkiem znanej na całym świecie ryby. W 1978 roku nakręcono drugą część "Szczęk", w latach 90. powstała "Piekielna głębia" Renny'ego Harlina z Samuelem L. Jacksonem. Fani niskobudżetowych filmów pamiętają zapewne także serię "Rekinado", która zauroczyła widzów swoją irracjonalną fabułą. Bohaterowie filmu zmagają się w nim z tornadem pełnym rekinów. W 2013 roku powstał horror "Rekin widmo" o duchu drapieżnika, a trzy lata wcześniej widzowie mogli zobaczyć na ekranie hybrydę rekina i ośmiornicy w produkcji "Sharktopus". Sporą popularnością cieszy się także tegoroczna premiera drugiej części filmu "The Meg", w której z rekinem walczy Jason Statham.

 

Rekiny to jeden z najstarszych gatunków występujących na Ziemi. Szacuje się, że ryby zamieszkiwały oceany na 180 milionów lat przed pierwszymi dinozaurami. Jak czytamy na stronie oceany.org, obecnie rekiny są gatunkiem zagrożonym wyginięciem, a mimo to jedynie trzy odmiany tych ryb są objęte ochroną. Populacja wszystkich rekinów zmalała w ciągu ostatnich 30 lat o 90 procent, dlatego zabezpieczenie i próba zmiany wizerunku podmorskich drapieżników jest konieczna dla ocalenia morskiego ekosystemu. Argument dotyczący strachu przed atakami drapieżników na człowieka nie jest trafiony. WWF donosi, że w 2018 roku w wyniku spotkania z rekinem zginęło na świecie jedynie pięć osób. Dla porównania - w każdej minucie na całym świecie ginie 139 rekinów, co oznacza, że rocznie ludzie zabijają miliony tych stworzeń. Jak pisał niegdyś na Twitterze Bill Gates, komary jednego dnia zabijają więcej ludzi niż rekiny w ciągu 100 lat. Na stronie pfizer.com czytamy nieco inne, lecz równie ciekawe statystyki. Komary, a w zasadzie choroby przenoszone przez te owady, zabijają rocznie ponad 700 tysięcy ludzi. Autorzy podcastu popularnonaukowego Curiosity Daily informują, że rekiny zabijają średnio 5 osób rocznie. W tym przypadku dane też różnią się w zależności od źródła. National Geographic pisze o 10 osobach. 

Bardziej niebezpieczne dla ludzi są też jelenie, krowy, hipopotamy czy konie. I chociaż rekiny żyją we wszystkich oceanach świata, atakują ludzi niezwykle rzadko. Bardziej prawdopodobne jest, że trafi nas piorun, niż że zostaniemy pożarci przez głównego bohatera "Szczęk".

Więcej o: