Bradley Cooper opowiedział o najgorszych chwilach swojego życia. "Ojciec zmarł w moich ramionach"

Bradley Cooper gościł ostatnio w programie Beara Gryllsa, w którym otworzył się, jak rzadko kiedy. W rozmowie poruszono wątek uzależnień aktora, który od niemal dwudziestu lat nie korzysta z żadnych używek. Wyznał jednak, że trudne doświadczenia z przeszłości sprawiły, że łatwiej było mu się wcielić w jedną ze swoich najsłynniejszych ról.

48-letni Bradley Cooper od dziewiętnastu lat nie sięga po alkohol i narkotyki. Ostatnio był jednym z gości w programie "Przygoda z Bearem Gryllsem: wyzwanie", w którym zdecydował się opowiedzieć więcej o tamtych czasach. Poruszył także wątek show-biznesu oraz wyjawił, co jest największą stratą w jego życiu.

Więcej ciekawych artykułów ze świata filmów i seriali znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>

Zobacz wideo Natalia Szroeder jeździła za zespołem Myslovitz i Arturem Rojkiem. "Nigdy nie byłam niebezpieczną fanką"

Bradley Cooper otworzył się na temat swoich uzależnień

Program znanego brytyjskiego podróżnika jest bardzo oryginalny. Grylls zabiera swojego gościa w niełatwą podróż, podczas której muszą pokonać trudne szlaki, czy wspinać się. Wszystko po to, żeby w tak niecodziennych i trudnych warunkach otworzyć się na szczerość i lepiej zrozumieć swoje wnętrze.

W trakcie odcinka z udziałem Coopera, prowadzący postanowił poruszyć temat używek, które niegdyś w życiu aktora stanowiły ważną jego część. "Zagubiłem się w alkoholu i narkotykach, ale nigdy w sławie" przyznał wprost. Na szczęście obecnie aktor jest wolny od uzależnień, ale doświadczenia z tamtego okresu sprawiły, że stworzył film, który otrzymał siedem nominacji do Oscara i jedną statuetkę.

 

Chodzi oczywiście o produkcję "Narodziny gwiazdy", w której Cooper zagrał także jednego z głównych bohaterów – pogrążonego w nałogu muzyka, Jacka. "Dzięki Bogu, że jestem już w takim miejscu życiu i że mogłem zagłębić się w tę rolę. Mam wielkie szczęście, to prawdziwe błogosławieństwo. Mam nadzieję, że wciąż będę to robił" – wyznał w rozmowie z Gryllsem.

W dalszej części wywiadu wrócił także do 2011 roku, kiedy zmarł jego ojciec po przegranej walce z nowotworem płuc. "Przytulił mnie mocno i zmarł w moich ramionach. Zobaczyć taki dowód na śmiertelność... Zdecydowanie po tym wydarzeniu miałem bardzo nihilistyczny stosunek do życia. 'Po prostu umrę'" – wspomniał w programie.

 

Gwiazdor w ostatnim czasie wyreżyserował film, w którym zagrał także główną rolę. Nazywa się "Maestro" i swoją premierę będzie miał 20 grudnia 2023 roku na Netfliksie. Przedstawi losy miłości Leonarda Bernsteina i Felicii Montealegre Cohn Bernstein rozgrywającą się na przestrzeni 30 lat — od ich pierwszego spotkania na przyjęciu w 1946 roku, przez dwukrotne zaręczyny i 25 lat małżeństwa oraz trójkę dzieci.

Więcej o: