Akcja filmu opiera się na biografii "Enzo Ferrari: The Man and the Machine" autorstwa Brocka Yatesa. Mamy lato 1957 roku, kiedy tytułowy kierowca wyścigowy oraz przedsiębiorca musi stawić czoła nie tylko trudnej sytuacji biznesowej, ale również poradzić sobie z osobistym dramatem.
W ramach konferencji prasowej poświęconej filmowi Adam Driver zdradził kilka szczegółów dotyczących produkcji. Zaskoczył fanów przede wszystkim faktem, że ani razu nie mógł na planie poprowadzić samochodu, mimo że obraz kręci się wokół historii motoryzacyjnego giganta. Skąd taka decyzja? Oczywiście chodziło o pieniądze.
Driver podkreślił, że na planie działy się niebezpieczne rzeczy, a ubezpieczenie aktora od ewentualnego wypadku obciążyłoby nadto budżet filmu. "Nie mogłem sobie pojeździć tymi samochodami. Wyjątkiem był etap przedprodukcyjny, kiedy ścigaliśmy się Ferrari - oczywiście nowszymi modelami, bo na inne nie było nas stać". Jedna ze scen w filmie, gdzie wyraźnie widzimy Drivera za kierownicą, ponoć została zrealizowana na lawecie.
Być może aktor nieco żałuje, że nie było mu dane poprowadzić legendarnych modeli aut, jednak, zamiast nad tym ubolewać, obrócił sytuację w żart. Podczas konferencji zaznaczył, że ekipa nie ufa mu na tyle, żeby mógł zająć się nawet najmniejszymi elementami motoryzacyjnego sprzętu, "ale wierzą, że poradzę sobie z tymi większymi - jak np. kanapki".
Inaczej było w przypadku Patricka Dempseya, który w filmie zagrał rolę kierowcy rajdowego, Piera Taruffi. Aktor przyznał, że prowadzenie replik starych modeli samochodów wyścigowych było dość przerażające. "Nowoczesne samochody mają klatki bezpieczeństwa, w tamtych autach ich nie było" - zaznacza aktor.
Po festiwalowej premierze "Ferrari" uzyskał od krytyków 76 procent w skali świeżości na portalu Rotten Tomatoes. Recenzenci zauważają, że produkcja podzieliła się na dwa filmy - ten o wyścigach, który świetnie oddaje urzekającą atmosferę sportu oraz dramat, który rozczarowuje. Inni twierdzą, że film jest zabawny, trzyma w napięciu i zaskakuje celnymi dialogami. Krytycy zgodnie docenili rolę Adama Drivera, który ponownie poradził sobie z kreacją włoskiej legendy.