Jako 18-latek Steve Buscemi szukał swojej drogi w życiu. Zaciągnął się do nowojorskiej straży pożarnej i zanim zaczął pracę na planach filmowych, jeździł razem z innymi strażakami do pożarów. Przez pewien czas łączył pracę w remizie "Małej Italii" z "potajemnymi" lekcjami aktorstwa, które pobierał po pracy. W końcu po czterech latach łączenia dwóch zawodów podjął decyzję - zostawił gaszenie ognia i skupił się na pracy aktora.
Ale po 17 latach wrócił sam.
Buscemi niechętnie opowiada o tym, jak zgłosił się na ochotnika do pracy w ruinach WTC. Nie szuka poklasku i nie chce być bohaterem. Twierdzi, że każdy na jego miejscu zrobiłby to samo.
- Najmocniejsze uczucie, jakie mnie ogarnęło 11 września 2001 roku, to było poczucie wspólnoty. Następnego ranka wziąłem swój stary strój, złapałem taksówkę i zgłosiłem się do brygady - mówił w 2021 roku w felietonie dla "The Time".
Pracowałem w ruinach krócej niż tydzień, ale dopiero jak wróciłem do domu, zrozumiałem, co się wydarzyło. (...) Rozbieraliśmy gruzowisko. Co jakiś czas mijały nas worki z ciałami, ale nie zwracaliśmy już na to uwagi. To było rozpraszające. A kurz? Był męczący - sproszkowany cement i bóg jeden wie co jeszcze, zatykające maskę. Szybciej pracowało się bez niej. Mówili "to coś pewnie zabije nas za 20 lat". Niektórych zabiło szybciej. (...) Już wtedy korzystałem z pomocy psychoterapeuty i przynosiło ulgę samo siedzenie obok kogoś, kto rozumie, komu można powiedzieć o swoich uczuciach, które były zbyt porażające do przepracowania - pisał Steve Buscemi.
Z dawnego oddziału w ruinach WTC zginął jego dobry znajomy. Praca w tym miejscu zostawiła aktora z głębokimi ranami na duszy:
Byłem tam tylko pięć dni, ale powrót później do normalnego życia był bardzo, bardzo trudny. Miałem depresję, lęki, nie byłem w stanie podjąć żadnej decyzji. Kiedy teraz mówię o 9/11... czuję, jakbym tam znowu był. Znowu zaczynam się dławić i widzę, że to jest już część mnie - mówił Buscemi w rozmowie z CBS.
Miał szczęście, że praca w rumowisku nie zostawiła żadnych śladów w jego organizmie. Pierwsi pracujący w miejscu katastrofy ludzie zaczęli umierać już po kilku miesiącach na skutek ekspozycji na rakotwórcze i szkodliwe pyły. "Nie mam żadnych problemów ze zdrowiem, badam się. Ale bez wątpienia mam zespół stresu pourazowego" - wspominał aktor.
Steve Buscemi przez lata po 2001 roku działał na rzecz strażaków. Lobbował za udzieleniem im darmowej pomocy psychologicznej, pytany zawsze mówił o ich poświęceniu i pracy.