Powieść "Pięćdziesiąt twarzy Greya" ukazała się po raz pierwszy w 2011 roku, w Polsce rok później. Ogromna popularność kolejnych części nie tylko w Stanach Zjednoczonych sprawiła, że zdecydowano o zekranizowaniu cyklu napisanego przez E.L. James. Pierwsza część do kin trafiła w 2015 roku, druga i trzecia odpowiednio w 2017 i 2018 roku. Mimo wielu lat od premiery produkcja wciąż cieszy się sporą popularnością.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
13 września ostatnia część trylogii znalazła się na pierwszym miejscu w światowym rankingu najpopularniejszych produkcji Netfliksa. W pierwszej trójce rankingu w tym tygodniu znalazła się w takich krajach jak Austria, Czechy, Niemcy czy Indie. 12 i 13 września wśród polskich widzów był drugim najpopularniejszym filmem na platformie, w 37. tygodniu roku uplasował się jak na razie na miejscu czwartym. Można podejrzewać, że wkrótce wyląduje na miejscu pierwszym, podobnie jak w innych krajach. Skąd ta nagła popularność produkcji, która premierę kinową miała w 2018 roku? "Ciemniejsza strona Greya" i "Nowe oblicze Greya" we wrześniu 2023 roku powróciły na Netflix po krótkiej nieobecności. Cała filmowa trylogia oparta na cyklu powieści E.L. James jest dostępna zarówno na Netfliksie, jak i Amazon Prime Video i Viaplay.
Jamie Dornan i Dakota Johnson produkcjom zawdzięczają ogromną rozpoznawalność, ale też... Złote Maliny wręczane za najgorsze role w danym roku. Dziś oboje udział w ekranizacji trylogii E.L. James wspominają z mieszanymi uczuciami. W 2022 roku w wywiadzie dla "Vanity Fair" Dakota Johnson przyznała, że gdy podpisywała kontrakt, przedstawiana jej wizja różniła się od tego, co widzowie zobaczyli na ekranach. Wszystko za sprawą pisarki, która intensywnie ingerowała w prace na planie. Nalegała, by produkcja była ekranizacją 1:1, co nie było realne. - Przejęła kontrolę nad filmem, cały dzień, każdego dnia, żądała, żeby pewne rzeczy się w nim znalazły - wspominała aktorka. Sytuacja doszła w pewnym momencie do takiego punktu, że sceny kręcono dwa razy. Najpierw tak, jak chciała autorka książki, a potem zgodnie z planami reżyserki i aktorów. - Każdej nocy poprawiałam w scenariuszu sceny ze starymi dialogami, tak abym mogła dorzucić tu lub ówdzie nową linijkę. To był nieustanny chaos - dodała.