Kinga Dębska jest uznaną polską scenarzystką i reżyserką. Na swoim koncie ma wiele znakomitych produkcji, w tym m.in. "Hel", "Zabawa, zabawa", "Zupa nic" czy "Lulu". Największą popularność przyniosły jej jednak "Moje córki krowy" z Agatą Kuleszą i Gabrielą Muskałą w głównych rolach, za które otrzymała wiele nagród, w tym laur publiczności podczas festiwalu filmowego w Gdyni oraz Orła za najlepszy scenariusz. Niebawem na kinowych ekranach zadebiutuje jej kolejny film "Święto ognia".
Niewielu wie, że zanim Kinga Dębska wkroczyła w świat polskiej kinematografii, przez długi czas pracowała jako dziennikarka. Gdy urodziła córkę, Marię, dziś cenioną aktorkę młodego pokolenia, poczuła, że musi coś zmienić w swoim życiu. Niedługo później zdecydowała się rozpocząć studia reżyserskie w Pradze. Szybko zaczęła odnosić pierwsze sukcesy w zawodzie, lecz prywatnie nie była szczęśliwa.
W wywiadzie dla "Wysokich obcasów" otworzyła się na trudne doświadczenia sprzed lat. Wyznała, że gdy jej kariera nabierała rozpędu, postanowiła odejść od męża. Choć początkowo ich relacja układała się pomyślnie, to szybko zrozumiała, że nie są dobrze dobrani. – Na początku bardzo mi się podobało, że jestem kochana, pożądana i dekorowana, ale z czasem zaczęło mnie to nudzić. To w ogóle nie był mój świat – mówiła, przyznając rację byłemu mężowi. – Twierdził, że jestem niedojrzała, i miał rację – stwierdziła szczerze. Choć czuła, że małżeństwo nie ma przyszłości, to nie od razu zdecydowała się na rozwód. Nie chciała bowiem podejmować pochopnych decyzji. – Kiedy Marysia miała cztery lata, ja dałam sobie jeszcze dwa – opowiadała.
Wraz z upływem czasu Dębska tylko utwierdzała się w przekonaniu, że powinna rozstać się z mężem. Gdy ostatecznie postanowiła zakończyć małżeństwo, jej kariera reżyserska była w rozkwicie. Dobrze zarabiała również jako dziennikarka. Stabilność finansowa dała jej poczucie, że podoła z samotnym wychowaniem córki. – Kiedy wyszłam z domu z Marysią za rękę, poczułam ekscytację, że życie zaczyna mi się na nowo, nie wiem, co będzie, ale wiem, że na pewno dobrze zrobiłam – wspominała. W trudnych chwilach mogła również liczyć na nieodzowne wsparcie rodziców, do których początkowo wprowadziła się wraz z 6-letnią wówczas Marią. – Dokładnie w dniu, w którym minęły dwa lata od mojego postanowienia, zostawiłam na stole obrączkę i wyszłam z domu z Marysią za rękę. Do mamy i taty. Pracowałam jako dziennikarka, miałam z czego żyć – opowiadała, kwitując, że od początku czuła, że to słuszny wybór.