Sławomira Łozińska jest absolwentką warszawskiej szkoły teatralnej. Debiutowała na drugim roku studiów w spektaklu "Trzy po trzy" Adama Hanuszkiewicza na scenie Teatru Narodowego, z którym z przerwami jest związana prawie 50 lat. Szersza publiczność poznała ją za sprawą serialu "Daleko od szosy", w którym wcielała się w postać Bronki, lecz największą popularność przyniosła jej rola Joanny Racewicz w pierwszej rodzimej telenoweli "W labiryncie".
Choć aktorka ma na swoim koncie wiele prestiżowych nagród i nominacji, to sukcesy w zawodzie nie szły w parze ze szczęściem w życiu prywatnym. Męża, Janusza Olejniczaka, poznała pod koniec studiów. Wydawało się, że są sobie pisani. Obydwoje pasjonowali się sztuką, on był bowiem aspirującym pianistą z pierwszymi sukcesami na koncie. Ich relacja nie znalazła jednak poparcia w towarzystwie. – Nasi znajomi chwytali się za głowy. Nie wierzyli, że ta miłość może przetrwać. Na przekór całemu światu skoczyliśmy do basenu bez wody – wspominała po latach. Na ślubnym kobiercu stanęli po 2 latach znajomości. Rok później powitali na świecie syna, Tomka, a pięć lat później Pawła. Sielanka nie trwała jednak długo, a pierwszy kryzys pojawił się szybciej, niż mogliby przypuszczać.
Po narodzinach dzieci Łozińska zawiesiła karierę. Gdy spędzała czas w domu, Olejniczak triumfował na polskich i zagranicznych scenach. Zazdrościła mu sukcesów, lecz była przekonana, że nie można połączyć kariery z macierzyństwem. Zaczęli się od siebie oddalać. Próbowała nawet ratować małżeństwo, lecz z perspektywy czasu ocenia to jako "kilkanaście lat szarpaniny". – Byłam tak skupiona na wyczuwaniu jego nastrojów, że nie odróżniałam dnia od nocy. Kochałam za bardzo. Pragnęłam czułości, akceptacji – opowiadała. Po 18 latach związku kompozytor wniósł pozew o rozwód. – My chyba w ogóle do małżeństwa nie dorośliśmy. A na pewno ja – opowiadał z kolei Olejniczak.
Rozwód dla Łozińskiej był ogromnym ciosem, a to przełożyło się również na pracę. Gdy ostatecznie udało jej się wyjść na prostą i odzyskała poczucie własnej wartości, los ponownie dotkliwie ją doświadczył, tym razem śmiercią starszego syna. Wszystko zaczęło się, gdy Tomek skręcił nogę, wysiadając z autobusu. Trafił do szpitala, gdzie został mu założony gips. Lekarze zapomnieli jednak o podaniu leków przeciwzakrzepowych. Niedługo później doszło do zatoru, w wyniku którego zmarł. Dla aktorki był to koniec świata. – Myślałam, że tylko obłęd będzie moim życiem. Ale pamiętam moment, kiedy kilka dni po pogrzebie Tomka poczułam, że wstępuje we mnie jakaś zwierzęca siła, nieprawdopodobna moc. To był sygnał, że muszę trwać – opowiadała na łamach "Rewii".
Początki były jednak trudne, a żałoba dotkliwa. – Byłam kompletnie zgłuszona potworną ilością leków, alkoholem – wspominała pierwsze tygodnie po śmierci 24-latka. Wtedy też ponownie wycofała się z życia publicznego. Nie udzielała wywiadów, nie chciała mówić o tym, co się wydarzyło. Całe dnie spędzała na cmentarzu. W tym czasie mogła liczyć na wsparcie młodszego syna i byłego męża. Ukojenie znalazła również w wierze, która pomogła jej stanąć na nogi.