Syn Łozińskiej skręcił nogę, a kilka dni później nie żył. Wszystko przez błąd lekarzy

Sławomira Łozińska jest cenioną polską aktorką telewizyjną, filmową i teatralną. Mimo wielu sukcesów w życiu zawodowym, prywatnie los dotkliwie ją doświadczył. Po wielu latach burzliwego małżeństwa ze światowej sławy kompozytorem, rozwiodła się. Gdy wszystko zaczęło się układać, musiała zmierzyć się z kolejną tragedią, śmiercią ukochanego syna.

Sławomira Łozińska jest absolwentką warszawskiej szkoły teatralnej. Debiutowała na drugim roku studiów w spektaklu "Trzy po trzy" Adama Hanuszkiewicza na scenie Teatru Narodowego, z którym z przerwami jest związana prawie 50 lat. Szersza publiczność poznała ją za sprawą serialu "Daleko od szosy", w którym wcielała się w postać Bronki, lecz największą popularność przyniosła jej rola Joanny Racewicz w pierwszej rodzimej telenoweli "W labiryncie".

Zobacz wideo Maja Ostaszewska grzmi na różnice wieku wśród partnerów. "Stereotypy, szowinizm, pokłosie patriarchalnego systemu"

Znajomi mówili, że ten związek nie ma przyszłości. Mimo ostrzeżeń pobrali się

Choć aktorka ma na swoim koncie wiele prestiżowych nagród i nominacji, to sukcesy w zawodzie nie szły w parze ze szczęściem w życiu prywatnym. Męża, Janusza Olejniczaka, poznała pod koniec studiów. Wydawało się, że są sobie pisani. Obydwoje pasjonowali się sztuką, on był bowiem aspirującym pianistą z pierwszymi sukcesami na koncie. Ich relacja nie znalazła jednak poparcia w towarzystwie. – Nasi znajomi chwytali się za głowy. Nie wierzyli, że ta miłość może przetrwać. Na przekór całemu światu skoczyliśmy do basenu bez wody – wspominała po latach. Na ślubnym kobiercu stanęli po 2 latach znajomości. Rok później powitali na świecie syna, Tomka, a pięć lat później Pawła. Sielanka nie trwała jednak długo, a pierwszy kryzys pojawił się szybciej, niż mogliby przypuszczać.

Po narodzinach dzieci Łozińska zawiesiła karierę. Gdy spędzała czas w domu, Olejniczak triumfował na polskich i zagranicznych scenach. Zazdrościła mu sukcesów, lecz była przekonana, że nie można połączyć kariery z macierzyństwem. Zaczęli się od siebie oddalać. Próbowała nawet ratować małżeństwo, lecz z perspektywy czasu ocenia to jako "kilkanaście lat szarpaniny". – Byłam tak skupiona na wyczuwaniu jego nastrojów, że nie odróżniałam dnia od nocy. Kochałam za bardzo. Pragnęłam czułości, akceptacji – opowiadała. Po 18 latach związku kompozytor wniósł pozew o rozwód. – My chyba w ogóle do małżeństwa nie dorośliśmy. A na pewno ja – opowiadał z kolei Olejniczak.

Niegroźny uraz zakończył się tragedią. Nigdy nie pogodziła się z tą stratą

Rozwód dla Łozińskiej był ogromnym ciosem, a to przełożyło się również na pracę. Gdy ostatecznie udało jej się wyjść na prostą i odzyskała poczucie własnej wartości, los ponownie dotkliwie ją doświadczył, tym razem śmiercią starszego syna. Wszystko zaczęło się, gdy Tomek skręcił nogę, wysiadając z autobusu. Trafił do szpitala, gdzie został mu założony gips. Lekarze zapomnieli jednak o podaniu leków przeciwzakrzepowych. Niedługo później doszło do zatoru, w wyniku którego zmarł. Dla aktorki był to koniec świata. – Myślałam, że tylko obłęd będzie moim życiem. Ale pamiętam moment, kiedy kilka dni po pogrzebie Tomka poczułam, że wstępuje we mnie jakaś zwierzęca siła, nieprawdopodobna moc. To był sygnał, że muszę trwać – opowiadała na łamach "Rewii".

Początki były jednak trudne, a żałoba dotkliwa. – Byłam kompletnie zgłuszona potworną ilością leków, alkoholem – wspominała pierwsze tygodnie po śmierci 24-latka. Wtedy też ponownie wycofała się z życia publicznego. Nie udzielała wywiadów, nie chciała mówić o tym, co się wydarzyło. Całe dnie spędzała na cmentarzu. W tym czasie mogła liczyć na wsparcie młodszego syna i byłego męża. Ukojenie znalazła również w wierze, która pomogła jej stanąć na nogi.

Więcej o: