Miał być górnikiem, został aktorem. Role w "Czterech pancernych" i "Ranczu" to tylko 2 z 450

Franciszek Pieczka był jednym z najwybitniejszych i najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorów. Dziś uznawany jest za legendę polskiego kina i teatru. Niezapomniany Gustlik z "Czterech pancernych i psa" i Stachu Japycz z "Rancza" zmarł w wieku 94 lat. 23 września 2023 roku mija pierwsza rocznica jego śmierci.

Franciszek Pieczka urodził się 18 stycznia 1928 roku w Godowie na Górnym Śląsku. Za namową ojca rozpoczął studia na politechnice w Gliwicach, lecz zaledwie po miesiącu porzucił je na rzecz aktorstwa. O swojej decyzji poinformował rodziców, dopiero gdy dostał się do warszawskiego PWST. – Kiedy powiedziałem o tym w domu, posypały się na mnie wszystkie śląskie pieron – wspominał. W 1954 roku uzyskał dyplom i od razu debiutował. Najpierw na scenie Teatru Dolnośląskiego w Jeleniej Górze, a później na ekranie w "Pokoleniu" Andrzeja Wajdy.

Zobacz wideo "Ranczo" - bajka, którą pokochali polscy widzowie

Grał u najwybitniejszych polskich reżyserów. Telewidzowie pokochali go za rolę Gustlika

W kolejnych latach zagrał m.in. w "Matce Joannie od Aniołów" Jerzego Kawalerowicza, a także "Rękopisie znalezionym w Saragossie" Wojciecha Jerzego Hasa. Regularnie pojawiał się również na deskach Teatru Ludowego w Nowej Hucie, z którym był związany od 1955 do 1964 roku. Przełomem w jego karierze była rola Gustlika Jelenia w serialu "Czterej pancerni i pies", za którą pokochali go polscy widzowie. W międzyczasie stworzył kolejną kultową postać w poetyckim "Żywocie Mateusza" Witolda Leszczyńskiego. Łącznie wykreował blisko 450 ról dramatycznych i komediowych, w tym ponad 100 na wielkim ekranie, które zapewniły mu niezachwianą pozycję w branży filmowej. W jego dorobku artystycznym są produkcje t.j. "Potop", "Ziemia Obiecana", "Blizna", "Austeria" czy "Bank nie z tej ziemi". Młodsze pokolenie z pewnością kojarzy go jako Stacha Japycza z kultowego serialu "Ranczo".

Nigdy nie pogodził się ze śmiercią żony. Do końca spełniał się zawodowo

Choć aktorstwo kochał całym sercem, to ważniejsza od kariery zawsze była dla niego rodzina. Żonę Henrykę, młodszą o 5 lat studentkę dziennikarstwa, poznał, będąc na ostatnim roku studiów. – Z kolegami adorowaliśmy wtedy Lidkę Korsakównę, która zagrała w "Przygodzie na Marien-sztacie" i była słynna. Kiedy siedzieliśmy u niej, zgasło światło i poszedłem je naprawić. Przy skrzynce z korkami majstrowała moja przyszła małżonka – wspominał pierwsze spotkanie na łamach "Gościa Niedzielnego". – To była miłość od pierwszego wejrzenia, która trwała wiele lat – dodawał. Na ślubnym kobiercu stanęli w 1954 roku. Dwa lata później powitali na świecie córkę, Ilonę, a po 16 latach rodzina powiększyła się o kolejną pociechę, Piotra. Ostatnie lata wspólnego życia nie były jednak dla nich łaskawe. Najpierw żona aktora poważnie zachorowała, a w 2004 roku zmarła. – Po tak długim wspólnym życiu to kataklizm – mówił. – To ja chciałem umrzeć pierwszy – dodawał z żalem.

Do ostatnich chwil pozostawał aktywny zawodowo. Występował zarówno na małym, jak i na dużym ekranie, spełniał się również w dubbingu. Z teatru zrezygnował jednak w 2014 roku, bo wyczerpujące próby i spektakle nie były już na jego siły. – W teatrze już nigdy nie zagram, nie planuję żadnych występów, bo nie ma już siły. Mam już 94 lata – mówił na krótko przed śmiercią w "Super Expressie". Działalność artystyczna przyniosła mu wiele nagród i wyróżnień, w tym m.in. Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis", Order Orła Białego czy Nagrodę Specjalną Stowarzyszenia Filmowców Polskich za całokształt pracy. Mimo to uważał, że do pełni spełnienia wciąż daleka droga. – Jest wiele takich ról, których nie zagrałem, a może chciałem – mówił na łamach portalu nowiny.pl. Franciszek Pieczka zmarł 23 września 2022 roku w Warszawie w wieku 94 lat.

Więcej o: