Andrzej Seweryn ma bogaty dorobek artystyczny, a każda kolejna kreacja aktorska tylko potwierdza jego kunszt i umiejętności. Pojawia się nie tylko na teatralnych deskach, ale również na małym i dużym ekranie. Na swoim koncie ma role m.in. w "Ziemi Obiecanej", "Granicy", "Różyczce", "Ostatniej rodzinie" czy hitowej "Królowej" Netfliksa. Teraz okazuje się, że ponad 30 lat temu miał szansę zagrać główną rolę w jednej z najwybitniejszych hollywoodzkich produkcji.
Była jesień 1992 roku. Andrzej Seweryn w tym czasie od ponad dekady mieszkał we Francji, gdzie z powodzeniem rozwijał karierę. To właśnie wtedy otrzymał od polskiego koproducenta, Lwa Rywina, informację, że producent nowego filmu Stevena Spielberga zaprasza go do udziału w castingu. Nie mógł w to uwierzyć. Bez wahania zgodził się, w końcu taka szansa nie przytrafia się na co dzień. Nagrał na kasecie monolog, a następnie wysłał go do USA. Na odpowiedź nie musiał długo czekać.
Branko przejrzał ze Spielbergiem wszystkie nagrania i podpowiedział mu, że warto zatrudnić Seweryna. Taką informację przekazał mi Rywin. Byłem oszołomiony, chociaż wiedziałem, że w kolejce czekam ja i ktoś z Zachodu
– wspominał na łamach książki "Ja prowadzę!" Arkadiusza Bartosiaka i Łukasza Klinke. Ostatecznie poleciał do Los Angeles na ostateczne przesłuchanie, podczas którego odegrał fragment scenariusza, który uprzednio wcześniej został mu przekazany. Spielberg wydawał się być pod wrażeniem, co miało odzwierciedlenie w jego kolejnych decyzjach.
Zadzwonił przy mnie do szefa Universal Studios i stwierdził: 'Jest czas na nową gwiazdę'. Sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego i dał mi do zrozumienia, że mam tę rolę
– opowiadał Seweryn w wywiadzie-rzece. Nawet jeszcze nie zdążył wejść na plan, a już największe agencje aktorskie wykazywały chęć przyjęcia go pod swoje skrzydła. Podchodził do tego z dystansem. Skupiał się na roli, zaczął tworzyć swojego bohatera. Nie przypuszczał nawet, że czeka go gorzkie rozczarowanie.
Okazało się, że o tę samą rolę ubiegał się również popularniejszy wówczas Liam Neeson. Producenci, za namową wytwórni Universal, rozważyli wszelkie za i przeciw, dochodząc ostatecznie do wniosku, że jego udział w produkcji jest większą gwarancją sukcesu, niż gdyby powierzyć kreację głównego bohatera nieznanemu aktorowi z Europy Wschodniej.
Tak naprawdę zdecydowała czysta ekonomia. Liam Neeson był wschodzącą gwiazdą, a Seweryn - nikomu nieznanym Polakiem. Lepiej zainwestować w gwiazdę niż w anonimowego aktora z Europy Wschodniej
– opisuje w książce. Ostatecznie, w ramach rekompensaty, Spielberg powierzył Sewerynowi rolę Juliana Schernera. Choć pracę na planie wspomina ciepło i uważa to za jedną z największych przygód w swojej karierze, to nie ukrywa, że niesmak pozostał. Zwłaszcza że reżyser dał mu nadzieję na kontynuowanie współpracy przy kolejnej produkcji. Aktor wspominał, że pewnego dnia, podczas przerwy między zdjęciami, jadł obiad w towarzystwie Wajdy, Spielberga i jego żony. To właśnie wtedy hollywoodzki filmowiec miał powiedzieć "Zabiorę cię do Ameryki, obiecuję", lecz ostatecznie okazały się to puste słowa.
Wierzyłem, że zagram w jego następnym filmie. Po raz kolejny zaufałem draniowi.