Nagonka na Agnieszkę Holland i jej film "Zielona granica" nie ustaje. Reżyserka zdecydowała się nakręcić produkcję na temat kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskiej granicy. Sam fakt, że wybrała taki obszar komentarza, nie spodobał się polskiej prawicy i jej sympatykom. Jeszcze przed oficjalną premierą pojawiły się skandaliczne głosy, że dzieło nagrodzonej na festiwalu w Wenecji reżyserki jest antypolskie, a nawet pojawiły się porównania do hitlerowskiej propagandy.
Mikołaj Grynberg jest autorem książki "Jezus umarł w Polsce", w której znajdziemy zapis rozmów z osobami, które zdecydowały się na pomoc uchodźcom ze wschodniej granicy. "Ludzie, których głosy wybrzmiewają w tej książce, wzięli odpowiedzialność za tę sferę, która została porzucona przez państwo" - czytamy w opisie pozycji wydanej przez Wydawnictwo Agora. Autor reportażu był przy granicy, gdzie wysłuchał relacji licznej grupy aktywistów. Ci opowiedzieli mu o realiach kryzysu, który próbowała zobrazować Agnieszka Holland. Grynberg wydaje się więc odpowiednią osobą do udzielenia widzom "Zielonej granicy" odpowiedzi, co w filmie było prawdziwe i czy faktycznie reżyserka "Zielonej granicy" "podkoloryzowała" rzeczywistość.
Dziennikarz Wirtualnej Polski zapytał Grynberga o zgodność filmu reżyserki z prawdziwymi wydarzeniami. Pisarz przyznał, że Holland wiele swoim widzom oszczędziła. Najczęściej krytykowaną w sieci sceną z "Zielonej granicy" jest ta, w której ciężarna kobieta została przerzucona przez strażnika nad drutem kolczastym. Grynberg podkreśla, że takie sytuacje faktycznie miały miejsce. "Bardzo dużo ludzi, którzy widzieli to, co działo się na granicy, opowiadało o takich sytuacjach. Tak, strażnicy przerzucali dorosłych i przerzucali dzieci. Zanim powstał płot, przerzucali ich przez zasieki z drutu" - opowiada autor.
Jednak nie to jest najgorsze. "Kiedy 'źle' rzucili, ludzie wplątywali się w ten drut. A on jest okrutny, zaprojektowany specjalnie tak, żeby ranić. Przecina ubranie, kaleczy skórę. Jest ostry, a do tego ma haczyki, które wbijają się w ciało i trudno jest się wyswobodzić bez zrobienia sobie krzywdy" - dodaje pisarz w wywiadzie.
Kolejnym fragmentem filmu Holland, który spotkał się z szeroką krytyką, był moment, w którym strażnik graniczny tłucze termos. Chce w ten sposób zranić okruchami szkła osobę, która będzie się chciała go napić. Niestety ta historia też jest prawdziwa. "To jest historia potwierdzona przez aktywistki i aktywistów. Opowiadały im o niej, niezależnie od siebie, co najmniej dwie osoby w drodze. Ich zdaniem to celowe, perwersyjne okrucieństwo" - zaznacza Grynberg.