Były szef straży granicznej obejrzał "Zieloną granicę". Mówi o złych decyzjach przełożonych

Gen. dyw. Straży Granicznej Dominik Tracz, były komendant główny Straży Granicznej, wbrew apelom rządu, poszedł jednak do kina na "Zieloną granicę" Agnieszki Holland. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" zdradził, co myśli o filmie po seansie.

"Zielona granica" niebawem przebije magiczną granicę pół miliona widzów w Polsce. Jednym z nich został człowiek przez lata związany z władzami i Strażą Graniczną - były komendant główny SG w latach 2012-2015. Wbrew apelom rządu, prowadzącemu krucjatę przeciwko Agnieszce Holland i "Zielonej granicy", Dominik Tracz poszedł do kina na krytykowany film.

Zobacz wideo Zapytaliśmy widzów, co uważają o „Zielonej granicy" od razu po seansie

W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" zdradził, jakie ma przemyślenia po seansie. Ile z rzeczy, które zobaczył na ekranie, uważa za prawdziwe? Czy jego zdaniem produkcja szkaluje polski mundur, co z uporem twierdzą rządzący?

Były szef Straży Granicznej obejrzał "Zieloną granicę"

W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" generał Dominik Tracz podkreślił, że chciał sam się przekonać, na ile Agnieszka Holland "obraża polski mundur". Do jakich wniosków doszedł?

Sceny przedstawione w "Zielonej granicy" są drastyczne i trudne do zaakceptowania. Ale niestety bardzo prawdopodobne, zważywszy na fakt, jak pilnie chronione są informacje o faktycznych zdarzeniach. Film nie został nakręcony po to, żeby obrazić mundur, dyskredytować to, co robimy. Pokazuje, co się dzieje z powodu złych decyzji przełożonych, niezrozumienia sytuacji. Tablice z napisem "strefa objęta stanem wyjątkowym" sprawiają, że nikt nie jest w stanie zweryfikować, jak jest naprawdę - mówi.

Przypomnijmy, że szybko po wybuchu kryzysu na granicy polsko-białoruskiej rząd ustanowił na tym terenie obszar stanu wyjątkowego. Mogli tam przebywać wyłącznie lokalni mieszkańcy, a i ci niekiedy mieli problem ze swobodnym przemieszczaniem się. Zablokowano dostępny do terenów przygranicznych dziennikarzom, których zadaniem jest patrzenie władzy na ręce - do lasów, gdzie przebywali migranci, docierali tylko nieliczni wolontariusze z organizacji pomocowych, którzy dokumentowali to, co tam się dzieje. Władze konsekwentnie zaprzeczały, że dochodziło do nielegalnej procedury "push-back" - rzeczniczka podlaskiej Straży Granicznej Katarzyna Zdanowicz nazywała to okrężnie "zawracaniem na granicę".

Dziś na odcinku polsko-białoruskim wszyscy wykonują zadania sprzeczne z ich powołaniem. Przed kim mają nas chronić i bronić? Przed bezbronnymi kobietami i dziećmi? Może mężczyznami, którzy, co możemy zobaczyć na ekranie, bywają bezsilni. Wydaje mi się, że żołnierze i funkcjonariusze, którzy chodzą w mundurach, ale także wszyscy odpowiedzialnie myślący o bezpieczeństwie powinni pójść na ten film - stwierdził były dowódca Straży Granicznej.

Całą rozmowę gen. Dominika Tracza z "Gazetą Wyborczą" możecie przeczytać pod tym linkiem > > >

Straż Graniczna reaguje na słowa byłego dowódcy

Na reakcję aktualnych pracowników Straży Granicznej nie trzeba było długo czekać. Głos zabrał już Związek Zawodowy Funkcjonariuszy SG:

Wstyd, panie komendancie. Nieładnie jest atakować swoich następców i to w trakcie kampanii wyborczej. My pamiętamy, kto dokonał reorganizacji SG, zlikwidował dodatki, wprowadził kategoryzację placówek, obniżył etaty, co poskutkowało odejściem wielu funkcjonariuszy z naszej formacji - napisano w mediach społecznościowych.

Jak widać, w poście nie odniesiono się do treści filmu Agnieszki Holland.

Więcej o: