Bullock i Reynolds zagrali rozbieraną scenę. Na planie doszło do wpadki. "Boże, tylko nie patrz w dół"

Choć od premiery "Narzeczonego mimo woli" minęło prawie 15 lat, to historia naczelnej redaktorki i jej podwładnego wciąż bawi do łez. Niewielu wie, że jedna z najzbawienniejszych scen w filmie była dla Sandry Bullock i Ryana Reynoldsa sporym wyzwaniem. Podczas pracy na planie doszło bowiem do naprawdę niezręcznej sytuacji.

"Narzeczony mimo woli" trafił na ekrany kin w czerwcu 2009 roku i błyskawicznie zrobił furorę, zbierając mnóstwo pozytywnych recenzji. Komedia romantyczna w reżyserii Anne Fletcher przyciągnęła do kin prawdziwe tłumy, zarabiając blisko 320 mln dolarów na świecie. Realizacja tego typu gatunku jest jednak sporym wyzwaniem, o czym przekonali się Sandra Bullock i Ryan Reynolds, wcielający się role głównych bohaterów.

Zobacz wideo Sandra Kubicka w Polsce czuje się bezpiecznie. "Czas przestać narzekać na nasz kraj"

Ona była u szczytu sławy, on dopiero raczkował w branży. Wspólna scena okazała się wyzwaniem

Fabuła filmu skupia się wokół losów naczelnej redaktorki, Margaret Tate, i jej podwładnego, Andrew Paxtona. Kobieta, chcąc uniknąć przymusowej deportacji do Kanady, decyduje się udawać, że pracownik jest jej narzeczonym. Wspólnie odwiedzają jego rodzinny dom i być może ich plan zakończyłby się sukcesem, gdyby nie wpadli na siebie przypadkowo nago. Choć scena bawi do łez, to aktorom przysporzyła sporo kłopotów. Sandra Bullock przyznała jednak, że osiągnięty efekt i zachwyt widzów były warte takiego poświęcenia. – Zgodziłam się na to tylko dla efektu komediowego. Scena musiała być jednak śmieszna dla widzów, a dla bohaterów upokarzająca. Wydaje mi się, że ten cel został osiągnięty – mówiła podczas wywiadu w ramach podcastu "About Last Night".

W "Narzeczonym mimo woli" po raz pierwszy partnerował jej Ryan Reynolds, z którym znała się jeszcze z dzieciństwa. Z tego powodu rozumieli się niemal bez słów, więc była tym bardziej przekonana o sukcesie. Poza tym chciała mieć swój udział w rozkręceniu jego kariery. W czasie, gdy komedia powstawała, ona była już międzynarodową gwiazdą, a on dopiero próbował zaistnieć w świecie Hollywood. –  Znaliśmy się od dziecka, razem dojrzewaliśmy i sporo razem przeszliśmy – mówiła, nie kryjąc wzruszenia.

Bullock wspomina krępujący moment na planie "Narzeczonego". Nie umiała powstrzymać śmiechu

Sceny, w których aktorzy muszą odsłonić nieco więcej ciała, są z natury bardzo krępujące. Ekipa odpowiedzialna za realizację filmu zadbała jednak o to, by Bullock i Reynolds mieli na planie pełen komfort i swobodę. Na potrzeby zdjęć wszystkie inne nagrania zaplanowane na ten dzień zostały odwołane. Dodatkowo w studiu pojawiły się wyłącznie te osoby, których obecność była niezbędna. – Tego dnia mieliśmy zamknięty plan zdjęciowy, co oznacza, że nie mogło tam być żadnych osób postronnych, a ekipa została ograniczona do niezbędnego minimum – wspominała aktorka. – Mieliśmy przyklejone do naszych miejsc intymnych cielisty materiał, który mi zasłaniał strategiczne miejsca, a Ryanowi, no wiesz, "małego". To znaczy wcale nie takiego małego – dodawała ze śmiechem.

Scena była kilkukrotnie omawiana i ćwiczona, dlatego nikt nie spodziewał się, że coś może pójść nie tak. I początkowo faktycznie wszystko przebiegało bez zastrzeżeń. W pewnym momencie nastąpiło jednak niespodziewane cięcie, a aktorzy zostali niejako zamrożeni w swoich pozycjach. W czasie, gdy operatorzy dokonywali zmiany oświetlenia, nagle odezwała się rozchichotana reżyserka. – Leżałam na podłodze, na plecach, z uniesionymi nogami, Ryan spoczywał na mnie, podpierając na kolanach, żeby nie było mi ciężko. I wtedy usłyszałam, jak reżyserka filmu mówi: "Ryan, niestety widać ci worek z piłkami!" – wspominała Bullock o krępującym momencie zza kulis produkcji. – Pomyślałam "O Boże, tylko nie patrz w dół" – skwitowała rozbawiona.

Więcej o: