"Napoleon" to najnowszy film Ridleya Scotta. Ekranizacja części biografii najsłynniejszego Francuza naszych czasów to kolejne opus magnum reżysera. Niestety, przy okazji premiery produkcji nie obyło się bez problemów. "Napoleon" - choć to jednak film historyczny - został skrytykowany przez... historyków. Reżyserowi dostało się też od samych głównych zainteresowanych, czyli Francuzów.
Ridley Scott odpiera wszelkie zarzuty i nie sili się w tym przypadku na jakąkolwiek dyplomację. Broni swojego dzieła i nie przebiera w słowach.
Choć widzom, którzy mieli już okazję zobaczyć "Napoleona" na wielkim ekranie, film się podobał, eksperci są sceptyczni. Do znanej biografii francuskiego wodza Ridley Scott dodał ponoć bardzo dużo od siebie i w dość swobodny sposób pokazuje i historyczne realia, i same historyczne zdarzenia.
Jedna ze scen, która szczególnie wzburzyła historyków, znajduje się już w zwiastunie produkcji. Chodzi o ogień na egipskich piramidach - Napoleon miał kazać strzelać do nich z armat, co miało sprawdzić celność jego wojsk. Problem w tym, że wydarzenie to nie miało miejsca, co historycy podkreślają od kilkudziesięciu lat. Popularny historyczny mit Ridley Scott powtórzył jednak całkiem świadomie, zaś na krytykę odpowiada w następujący sposób:
Napoleon umiera, a potem, 10 lat później, ktoś pisze książkę. Potem ktoś na podstawie tej książki pisze kolejną i tak po 400 latach w tych kolejnych książkach jest sporo zmyślonych rzeczy. Mam problem z historykami. Pytam ich: Przepraszam, ale byliście tam? Nie? No to zamknąć mordy - skwitował w rozmowie z "The Times".
Nowy film Ridleya Scotta 'Napoleon' Fot. materiał promocyjny
W nieco delikatniejszy sposób wyraził się w wywiadzie dla BBC:
O Napoleonie napisano ponad 10 tysięcy książek. To jedna na tydzień od momentu, kiedy umarł. Byliście tam? No nie, nie byliście. Więc skąd wiecie, jak było? - pyta retorycznie i - jak na człowieka wykształconego - dość odważnie.
Wytykającym historyczne drobniejsze nieścisłości (nieprawidłowa fryzura Marii Antoniny) radzi "zajęcie się swoim życiem".
Ale nie tylko historykom dostało się od reżysera. Film Ridleya Scotta został przyjęty nad Sekwaną dość słabo - zarzuca mu się anglocentryzm i antyfrancuskość. Scott jako rasowy Brytyjczyk nie poddaje się tu bez walki. Krytykującym go Francuzom ma do powiedzenia jedno: "Francuzi nie lubią nawet samych siebie. Pokazałem ten film widowni paryskiej, zakochali się w nim" - tłumaczy BBC.
"Napoleon" Ridleya Scotta wchodzi do polskich kin w najbliższy piątek, 24 listopada.