John Cleese ma na sumieniu obywatela Danii. "Zabiliśmy człowieka"

John Cleese już od dawna przeciwstawia się zbyt przesadnej - jego zdaniem - poprawności politycznej. W ostatnim wywiadzie komik ponownie zaskoczył, ale czym innym. Przyznał, że z filmów z jego udziałem przyczynił się do śmierci widza. Cleese dodał, że poczuwa się do winy.

84-letni artysta to legenda brytyjskiej komedii, a organizacją komediowych przedstawień zaczął się zajmować już w trakcie studiów prawniczych na Uniwersytecie Camrbidge. Później razem z kolegą z uczelni i kilkoma innymi znajomymi założył legendarną grupę Monty Python, dzięki której twórczości zdobył rozgłos na całym świecie. 

Więcej ciekawych artykułów ze świata filmów i seriali znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>

Zobacz wideo Aktorzy, którzy mieli okazję zagrać w ponadczasowych produkcjach, ale tego nie zrobili

John Cleese i spółka zabił widza podczas filmu! Duńczyk dostał napadu śmiechu

Obecnie aktor jest głównie kojarzony z kontrowersyjnych wypowiedzi, w których wprost przeciwstawia się ugrzecznieniu pewnych elementów w kulturze, co związane jest z panującą obecnie poprawnością polityczną w przestrzeni publicznej.

Na swoim koncie oprócz takich kultowych produkcji jak "Żywot Briana" czy "Hotel Zacisze" ma także film komediowy "Rybka zwana Wandą", w którym czworo przestępców planuje napad na sklep jubilerski. Produkcja miała premierę w 1988 roku, a Cleese odpowiadał za scenariusz, ale także zagrał w niej jedną z ról. 

Komik wcielił się w nim w jedną z głównych ról – prawnika jednego ze złoczyńców Archiego Leacha, którego uwieść próbuje tytułowa Wanda (Jamie Lee Curtis). W ten sposób kobieta chciała dowiedzieć się, gdzie jej partner imieniem George (Tom Georgeson) ukrył diamenty.

 

Cleese w ostatnim wywiadzie dla programu "The Dinosaur Hour" w GB News, podzielił się wstrząsającą informacją, jakoby jeden z widzów, który poszedł do kina specjalnie na ten film, zmarł z powodu ataku serca spowodowanym napadem śmiechu podczas seansu "Rybki zwanej Wandą".

Kevin Kline i ja zabiliśmy człowieka w Danii. Był dentystą, miał potężny śmiech. Słynny na całą okolicę. To było w Aarhus, niezbyt dużym mieście, wszyscy go tam znali. Poszedł obejrzeć "Wandę" i zaczął się śmiać. I śmiał się przez około dwie minuty, i nigdy nie przestał. Wynieśli go martwego. Miał atak serca – wyznał Cleese.
Więcej o: