Volver *****

Hiszpania 2005. Reż. Pedro Almodóvar. Aktorzy: Penelope Cruz, Carmen Maura, Chus Lampreave, Lola Duenas

W ostatnim filmie Almodóvara nie ma krzykliwych ekstrawagancji, nie pojawia się w nim żaden transseksualista, ba! nie ma w nim nawet wątku miłosnego - jeśli pominąć liczne miłości łączące bohaterki "Volvera": miłość macierzyńską, miłość siostrzaną itd. Jest to - mimo wielu dramatycznych sytuacji - kino względnie spokojne, umiarkowane, można powiedzieć "Almodóvar Unplugged". I stanowiące swoisty hołd złożony kobietom - ich solidarności i sile, z jaką zdolne są stawiać czoło przeciwnościom losu.

Raimunda (piękna jak młoda Sophia Loren Penelope Cruz), sprzątaczka na madryckim lotnisku, dowiaduje się, że jej nastoletnia córka Paula zadźgała nożem swojego ojca, gdy ten po pijanemu usiłował ją zgwałcić. Po pierwszym szoku postanawia wziąć winę na siebie, a przede wszystkim ukryć ciało zabitego. W tym samym mniej więcej czasie siostrze Raimundy, Sole (Duenas), ukazuje się zadziwiająco cielesny "duch" ich matki Irene (Maura), która miała kilka lat wcześniej spłonąć wraz z mężem w tajemniczym pożarze.

To tylko dwa najważniejsze wątki tego bogatego fabularnie filmu, w którym Almodóvar po raz kolejny okazuje się Wielkim Alchemikiem: melodramat (o ukrytych w szafie rodzinnych szkieletach), mogący być podstawą kiczowatej meksykańskiej telenoweli, przerabia na kino naprawdę dużej klasy, z bezbłędnie odmierzonymi proporcjami tragedii i farsy.

Co w nim nowego względem wcześniejszych dzieł hiszpańskiego reżysera, to absolutna już dominacja kobiet (które niekiedy rozkwitają dopiero po uwolnieniu się od mężczyzn) oraz niejaka atmosfera nadprzyrodzoności: w świecie "Volvera" zmarli wciąż wywierają przemożny wpływ na żywych, a przez pewien czas, nim wizyta Irene "z zaświatów" się nie zracjonalizuje, film ogląda się jak opowieść o duchach.

"Volver" nie zawsze zdaje test psychologicznej wiarygodności, w narracji zdarzają się dziwne potknięcia, ale i tak ogląda się go z poczuciem, że stanowi świat skończony i domknięty, świat, w którym wszyscy - zmarli i żywi, matki i córki, siostry i przyjaciółki - odnajdują w końcu swoje miejsce. Nie dotyczy to oczywiście mężczyzn, którym przypadła tu rola trutniów, kłamców i brutali i którzy są z tego magicznego kręgu wyłączeni - jako ludzie zasadniczo zbędni. Jednostronna to wizja i chyba nieco utopijna, ale kupuję ją z masochistyczną przyjemnością.