Śmierć która wstrząsnęła (?) światem

Niekrasow nie chce szokować bo lubi - on szokuje, bo inaczej w tej sytuacji się nie da.

Kiedy podpułkownik FSB wydaje wojnę swoim kolegom, a to właśnie uczynił Litwinienko, musi się liczyć z tym, że z łowczego stanie się ofiarą nagonki. Andriej Litwinienko stając z kilkoma współpracownikami na konferencji prasowej 17. listopada 1998r. i mówiąc, że otrzymał rozkaz "zlikwidowania Żyda, który ukradł pół kraju" - Borysa Bieriezowskiego, na pewno miał świadomość, że jego życie odtąd nigdy nie będzie takie samo.

O nieodzownych konsekwencjach swojego buntu przeciw zwierzchnikom przekonał się bardzo szybko, gdy za "przekroczenie uprawnień" trafił do więzienia w moskiewskim Lefortowie. Tego samego w którym kiedyś więziono Władimira Bukowskiego, Eduarda Limonowa, Andrieja Siniawskiego i Aleksandra Sołżenicyna. Podzielilł zresztą także dalszy los tych byłych dysydentów zmuszonych do emigracji - uzyskując azyl polityczny w Wielkiej Brytanii. Jednak Litwinienko, szkolony przez KGB oficer służb specjalnych, zapewne wiedział co spotyka zdrajców - o ironio losu, Georgi Markowa zamordowano w Londynie.

Hasło z plakatu brzmi: ''Ten film jest bardziej dotkliwy dla Putina niż sprawa, którą Moore wytoczył Bushowi''. To prawda, choć Andriej Niekrasow (reżyser ''Buntu'') nie stosuje metod charakterystycznych dla Michaela Moore'a, który lubi prowokować dla samej prowokacji. Niekrasow nie chce szokować bo lubi - on szokuje, bo inaczej w tej sytuacji się nie da. ''Bunt. Sprawa Litwinienki'' to dokument, który powinien otworzyć Europie oczy na to, co w Rosji dzieje się już od kilkunatu lat. Niekrasow bowiem nie opowiada tak naprawdę o złym Putinie i dobrym Litwinience. Opowiada o problemach Rosji, która w obiektywie rosyjskiego reżysera sięgnęła moralnego dna.

Dokument pokazuje różne strony barykady. Oprócz samego Litwinienki, poznajemy także (również zamordowaną) Annę Politkowską, ale też domniemanego zabójcę Litwinienki i jego dawnych współpracowników, którzy najpierw wraz z nim się buntowali przeciw systemowi, a teraz nazywają go ''draniem''. ''Bunt. Sprawa Litwinienki'' to film ostry i bezkompromisowy, a dla samego Niekrasowa być może niebezpieczny. Na początku filmu reżyser mówi, że dokument o byłym agencie FSB jest jednocześnie jego testamentem. Co chwilę odkrywa kolejne zaskakujące fakty, które odkrywają przed widzem szokującą prawdę o Kremlu, Putinie i Rosji.

Problem tkwi w tym - o czym w pewnym momencie filmu mówi francuski filozof - że ''Bunt. Sprawa Litwinienki'' może paść ofiarą zbrodni obojętności. A tak nie powinno być, bo dokument Niekrasowa, jest to obrazem obok którego nie można przejść obojętnie.

Zobacz zwiastun i galerię. Przeczytaj inne recenzje, dodaj swoją