Niewiele tematów wywołuje w Niemczech takie kontrowersje jak III Rzesza i RAF. I niewiele tematów tak chętnie poruszają filmowcy. Tym razem za kamerą filmu o przywódcach terrorystycznego ugrupowania, Andreasie Baaderze i Ulrike Meinhof, stanął Uli Edel ( "Christiane F. - My, dzieci z dworca Zoo") . W przywódcę grupy, Andreasa Baadera, wcielił się popularny aktor Moritz Bleibtreu ( "Biegnij Lola, biegnij" , "Cząstki elementarne" , "Free Reiner" ), a towarzyszą mu między innymi Bruno Ganz (Adolf Hitler z "Upadku" ) oraz piękne aktorki w rolach terrorystek (Martina Gedeck jako Ulrike Meinhof, Nadja Uhl jako Brigitte Mohnhaupt). Film wyprodukował Bernd Eichinger - jeden z najpotężniejszych niemieckich producentów, który na koncie ma takie tytuły jak "Pachnidło" , "Imię róży" czy "Niekończącą się opowieść" . Fabułę wysoko budżetowego "Baader-Meinhof Komplex" oparto na książce byłego redaktora naczelnego "Spiegla", Stefana Austa. Bestseller Austa nie po raz pierwszy został przeniesiony na ekrany - już w 1986 roku powstał na jego podstawie film "Stammheim - Die Baader-Meinhof-Gruppe przed sądem", który zdobył Złotego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie mimo sprzeciwu kilku członków jury (między innymi Sophii Loren).
Frakcja Czerwonej Armii swoją działalność wymierzoną przeciwko "imperialistycznemu i kapitalistycznemu systemowi" Niemiec rozpoczęła w 1970 roku. W sumie w przeprowadzonych przez organizację zamachach zginęły 34 osoby. Śmierć poniosło także 27 terrorystów. RAF nie tylko zabiła wiele wpływowych osobistości RFN, ale doprowadziła również do zaostrzenia metod policyjnych w całym kraju. Organizacja rozwiązała się w 1998 roku.
Jak tę historię dziś pokazał Edel? Akcja jego filmu rozpoczyna się od protestów studenckich w 1967 roku w Berlinie, w trakcie których od policyjnych kul zginął student Benno Ohnesorg. Trwający 150 minut "Baader-Meinhof Komplex" ukazuje pierwszą dekadę działania Baadera i jego popleczników, a w retrospekcjach - również przeszłość głównych działaczek ruchu.
Jednak wielu dziennikarzy zarzuca filmowi efekciarstwo i powierzchowne potraktowanie tematu:
Gigantyczna produkcja Eichingera mizdrzy się do widza: ukazuje mu dobrych aktorów i dokładnie odwzorowuje realia epoki RAF-u. Jednak za wciągającą akcją i finezją realizacji nie kryje się żadna głębsza myśl - pisze Andreas Borcholte w "Spieglu".
Dziś nadal aktualny jest temat zapoczątkowany przez działalność RAF-u: mianowicie, że tracimy część naszych praw obywatelskich w imię walki z terroryzmem - pisze w dzienniku "Die Zeit" były minister spraw wewnętrznych, Gerhart Baum. Jednak jego zdaniem film tego problemu nie porusza, a ponadto jest pozbawiony kontekstu politycznego: Nie skłania do wyciągnięcia żadnej konkluzji; Baader i Meinhof są tu przedstawieni jak kolejne wcielenia Bonnie i Clyde'a.
Córka Ulrike Meinhof, publicystka Bettina Roehl oceniła, że film jest "całkowitą gloryfikacją bohaterów": To monumentalne dzieło, które powstało po to, by uczynić z Baadera i Meinhof ikony na wiele lat oraz postawić im pomnik. Ofiary i ich krewni, a przede wszystkim całe społeczeństwo występują tu tylko w roli statystów.
"Baader-Meinhof Komplex" chwali natomiast publicysta "Frankfurter Allgemeinen Zeitung" Frank Schirrmacher za to, że "zrywa z patetycznym tonem sprzed trzydziestu lat" i "romantyczną wizją terrorystów" stworzoną przez lewicujących filmowców i dawnych zwolenników. Tym samym dziennikarz krytycznie odnosi się do dzieł sprzed lat, takich jak "Utracona cześć Katarzyny Blum" Volkera Schlöndorffa czy dokument "Niemcy jesienią" .
Natomiast wszyscy zgodnie przewidują jedno: podobnie jak równie kontrowersyjny "Upadek" , w którym pokazano ludzką twarz Hitlera, "Baader-Meinhof Komplex" odniesie komercyjny sukces.