Danny Boyle nie przestaje zaskakiwać. Eksperymentuje z kinem gatunkowym, bawi się popkulturą i materią filmową. Zaczął od czarnej komedii (" Płytki grób " ), później przeżył przygodę z szalonym komediodramatem o ćpunach (kultowa ekranizacja głośnego " Trainspotting " ) czy apokaliptycznym horrorem (pełne grozy " 28 dni później " ). Oczywiście, nie wszystkie projekty Boyle'a odniosły sukces. Jednak nawet porażki Brytyjczyka (np. filozoficzne science-fiction " W stronę słońca " ) wypadały interesująco, choćby ze względu na jego ambitne podejście. Tym razem twórca " Niebiańskiej plaży ", świetnie wyczuwający potrzeby widzów, sięgnął po książkę Vikasa Swarupa i stylistykę bollywoodzką: stanowiącą specyficzne połączenie wielu gatunków, choć niesprawiedliwie kojarzoną przede wszystkim z tandetnym melodramatem. Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę.
Slumdog. Milioner z ulicy
Bohaterem filmu Boyle'a jest Jamal Malik - prostolinijny osiemnastolatek, który bierze udział w indyjskim wydaniu "Milionerów". Prowadzący marnie ocenia szanse chłopaka na wygraną i wykorzystuje każdą możliwą okazję, żeby zakpić z wyraźnie stremowanego roznosiciela herbaty. Tymczasem niepozorny Jamal zaskakuje wszystkich, radząc sobie z kolejnymi pytaniami i nabierając pewności siebie. Jakim sposobem wychowanemu w slumsach sierocie udało się zajść w teleturnieju dalej niż świetnie wykształconym uczestnikom? Ma szczęście... a może oszukiwał? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć policja. Przesłuchiwany Jamal początkowo odmawia zeznań, w końcu jednak zaczyna mówić...
Nie rozumiem oburzenia niektórych kinomanów, gdy film " Slumdog. Milioner z ulicy " porównuje się do bollywoodzkich produkcji. Brakuje tu może szalonych układów tanecznych (poza mrugnięciem okiem do widza w finale) i bohatera przypominającego postaci grane przez boskiego Shah Rukh Khana , którego włosy dostojnie powiewają na wietrze, gdy pojawia się na ekranie po raz pierwszy. Historia opowiedziana została w nieco subtelniejszy sposób - bez popadania w skrajnie przerysowaną emocjonalność i realizacyjny monumentalizm. Ale tak naprawdę Boyle wykorzystuje wszystko, z czego słynie najbardziej płodna kinematografia na świecie: zgrabnie przekłada tę stylistykę na język zachodniego kina.
Prosta i przewidywalna fabuła filmu " Slumdog. Milioner z ulicy " zginęłaby zapewne wśród gro podobnych historyjek, gdyby nie została opowiedziana w tak przebojowy i różnorodny sposób. Boyle wie, jak dzięki dynamicznemu montażowi oraz świetnym zdjęciom wciągnąć widza w ciąg wydarzeń: przeplata trzy plany czasowe (teleturniej, przesłuchanie i retrospekcje wyjaśniające, skąd bohater zna odpowiedzi na pytania), wprowadza niejednolitą narrację, łączy kolejne, chwilami niestworzone epizody dzięki nieograniczonym możliwościom baśniowej stylistyki. Umie zainteresować nas zbiorem barwnych, choć przybrudzonych pocztówek dokumentujących perypetie Jamala. Przekazuje szereg życiowych mądrości, które nie są może szalenie odkrywcze, ale idealnie wpasowują się w klimat tej pachnącej aromatyczną masalą produkcji.
Jednocześnie Boyle tworzy przejmujący portret współczesnych Indii. Nie ukrywa, że pokazuje niewiele ponad to, co dobrze znamy z turystycznych folderów oraz telewizyjnych dokumentów. Jest oblegany przez turystów Taj Mahal, są robiący kariery "przedsiębiorcy", którzy budują apartamentowce na gruzach slumsów, dzielnic trawionych przez przestępczość, pełnych ludzkich tragedii, dzieci zmuszanych do żebractwa czy prostytucji. Bieda i uwłaczające godności człowieka warunki w opozycji do marmurowych salonów bogaczy. Gdzie się podział wielokolorowy wizerunek kraju rozpowszechniony dzięki najpopularniejszym filmom bollywoodzkim? Obraz Indii, mimo że w dużej mierze popkulturowy (co reżyser przyznaje w zabawnych scenach z amerykańskimi turystami), wypada jednak zaskakująco realistycznie. Stanowi bowiem tło opowieści rozgrywającej się w atmosferze rozczulającej umowności (chronologia losów Jamala odpowiada kolejności pytań). Trudno zapomnieć o niedorzecznościach scenariusza (np. przerwa na wyjście do toalety ma miejsce już po usłyszeniu pytania), ale reżyserskie wysiłki Boyle'a, brawurowa realizacja i przekonujący występ Deva Patela pozwalają odwrócić uwagę od tych niedociągnięć.
Slumdog. Milioner z ulicy
" Slumdog. Milioner z ulicy " jest w gruncie rzeczy kolejną filmową historią wielkiej miłości ubraną w kostium różnych gatunków: od przejmującego dramatu, przez sensacyjny thriller po komedię romantyczną. Reżyser nie szczędzi swojemu bohaterowi bolesnych doświadczeń, ale daje mu niezwykłą siłę i determinację. Jamal czerpie je z ponadczasowego uczucia do przyjaciółki z dzieciństwa, Latiki. Słodko-gorzka opowieść w nieunikniony sposób zmierza do zabarwionego kiczem finału. Inteligentny humor (choć niewybredne sceny śmieszną u Boyle'a równie skutecznie), błyskotliwa żonglerka konwencjami oraz mozaika skrajnych emocji ustępują w końcu miejsca pełni wzruszeń. To świadoma decyzja twórców: naiwnie optymistyczne zakończenie ma niby oddać mentalność mieszkańców Indii - zaskakującą pogodę ducha i pozytywne nastawienie , szczery uśmiech, który nie znika z ich twarzy nawet w najbardziej dramatycznych okolicznościach.
Krzepiący happy end filmu " Slumdog. Milioner z ulicy " (jakby Boyle poklepywał widza po ramieniu tuż przed opuszczeniem sali kinowej) nie do końca mnie przekonuje. Czy nie przychodzi zbyt łatwo? Czy główny bohater nie tyle wierzy w miłość, co ma ją nienaturalnie wdrukowaną w tożsamość? Nie da się jednak ukryć, że pozytywnym, pełnym nadziei przesłaniem o osiąganiu nieosiągalnego reżyser wyraźnie trafił w zapotrzebowanie publiczności na całym świecie , żyjącej w atmosferze powszechnej trwogi wywoływanej gospodarczym kryzysem. Jego produkcja nie zasłużyła moim zdaniem na miano filmu roku, ale na pewno szkoda byłoby ją przegapić.
Piotr Guszkowski
Nie chcesz przegapić żadnej ciekawej premiery? Zapisz się na nasz newsletter i poznaj recenzje z Co Jest Grane już w czwartek po południu KLIKNIJ TUTAJ