Tech-noir to nie tylko nazwa baru z " Terminatora " , lecz również gatunek, który wyłonił się na początku lat 80. z połączenia science-fiction, kina noir i cyberpunku. James Cameron użył tego terminu dla określenia mrocznej stylistyki opowieści o zagubieniu człowieka w konfrontacji z technologicznym rozwojem, wymykającym się spod jego kontroli. Film szybko zyskał status kultowego. Uczynił gwiazdami reżysera i Arnolda Schwarzeneggera . Pamiętna kwestia I'll be back , która pada z ust T-800, okazała się proroczą.
Pesymistyczna wizja świata zaprezentowana przez Camerona wydaje się wciąż aktualna. Nic więc dziwnego, że zbuntowane maszyny po raz kolejny powracają na duży ekran - tym razem za sprawą McG . " Terminator: Ocalenie " przenosi nas do postapokaliptycznej rzeczywistości 2018 roku, kiedy to zdziesiątkowana ludzkość toczy nierówną walkę z bezwzględnymi maszynami Skynetu. Sztuczna inteligencja, która wystąpiła przeciw swoim twórcom, dąży do ostatecznej anihilacji człowieka. Nadzieja na ocalenie ludzkości pojawia się wraz ze zdobyciem danych sygnału radiowego umożliwiającego zakłócenie funkcjonowania maszyn. Podczas gdy ruch oporu przygotowuje zmasowany atak na centralę Skynetu, John Connor pragnie odnaleźć swego ojca - nastoletniego Kyle'a Reese'a. Istotnym elementem tej układanki okaże się tajemniczy Marcus Wright. Mężczyznę poznajemy w pierwszej scenie filmu, rozgrywającej się kilkanaście lat wcześniej: skazany na śmierć, tuż przed egzekucją, godzi się przeznaczyć swoje ciało na cele naukowe.
Żeby zrozumieć liczne paradoksy " Terminatora: Ocalenie " , zwłaszcza czasowe, warto byłoby przynajmniej pobieżnie poznać poprzednie części. Co właściwie Connor robi w przeszłości? Dlaczego Skynetowi tak zależy na zlikwidowaniu jego i jego ojca? McG nie skupia się na odpowiedzi na te pytania, zakładając (nie do końca słusznie), że widz będzie znał fabułę kultowej serii oraz jej bohaterów. Scenarzyści David C. Wilson i John D. Brancato traktują oryginał z szacunkiem, jednak uporczywe nawiązania do wcześniejszych "Terminatorów" dodatkowo komplikują i tak pogmatwaną intrygę. Problem leży przede wszystkim w nieudolnym prowadzeniu opowieści, przez co mętnym wyjaśnieniom zbyt często brakuje logiki. Wydaje się to tym bardziej zaskakujące, że warstwa fabularna filmu niewiele różni się od typowej misji komputerowych strzelanek. Zadanie jest proste: zlikwidować wrogów, samemu nie dając się zabić, a jednocześnie odszukać Kyle'a zanim zrobi to Skynet.
To nie jedyny zarzut. Twórcom " Terminatora: Ocalenie " przydarzyło się coś znacznie gorszego: zgubili specyficzne poczucie humoru i dystans charakterystyczny dla poprzednich części. Być może jedną z przyczyn tej nieoczekiwanej metamorfozy jest brak Schwarzeneggera (chociaż wygenerowany komputerowo gubernator Kalifornii pojawia się na chwilę w brawurowych sekwencjach filmu). Neurotyczny Christian Bale to aktor zupełnie innego pokroju. W dodatku gra z irytującą manierą (co przywodzi na myśl rolę Batmana ) - z zaciśniętą szczęką, chłodnym spojrzeniem i surową miną, czym nie wzbudza ani sympatii widza, ani jego zainteresowania losami swojej postaci.
John Connor nie tylko spoważniał, ale i dał się przytłoczyć technice. Sceny widowiskowych starć, imponujące wybuchy i sekwencje brawurowych pościgów dominują kosztem elementu ludzkiego - zarysowania osobowości bohaterów. McG wykorzystuje możliwości współczesnej technologii komputerowej do wykreowania zarówno oszałamiającej scenerii ponurego, spustoszonego przez wojnę świata (np. widok zgliszczy Los Angeles z Hollywood Hills), jak i mnóstwa cyborgów, pojazdów oraz robotów. Ludzie pozostają w cieniu maszyn, których metaliczna oziębłość udziela się niestety całemu filmowi. Emocji pozbawione są nawet sceny w zamierzeniu najbardziej pasjonujące, w tym konfrontacja Connora z Wrightem. Na marginesie - zupełnie nie rozumiem zachwytów moich kolegów po fachu nad przeciętnym występem Sama Worthingtona .
Wśród gamy różnorodnych efektów specjalnych pytanie o granice człowieczeństwa czy refleksja nad zagrożeniem utraty tożsamości w dobie technologicznej ekspansji ulegają banalizacji. Dwadzieścia pięć lat po premierze oryginału McG odgrzewa przemyślenia Camerona, właściwie nie dodając nic od siebie. Efektownie zrealizowany i dynamiczny " Terminator: Ocalenie " pozostawia zatem spory niedosyt. Bez dowcipnych elementów walka ludzkości z maszynami, choć momentami całkiem przyjemnie się ją ogląda, zanadto przypomina śmiertelnie poważny epos z tanim morałem.
Piotr Guszkowski, Recenzenci.pl
Nie chcesz przegapić żadnej ciekawej premiery? Zapisz się na nasz newsletter, co tydzień dostaniesz informację o filmach, które wchodzą do kin KLIKNIJ TUTAJ