Nergal: Wracamy po bardzo solidnym tuningu. I to pod wieloma względami. Bardzo odświeżyliśmy listę utworów, które wykonujemy na scenie. Odkopaliśmy nie tylko kilka kompozycji sprzed 10 czy 15 lat, ale i kilka prawdziwych rarytasów dla naszych największych fanów: utworów, których nigdy do tej pory nie wykonywaliśmy na scenie. Bardzo dużo będzie się działo także na płaszczyźnie wizualnej: znacznie odnowiliśmy scenografię, którą wykorzystujemy podczas koncertów. Mogę już teraz powiedzieć, może trochę nieskromnie, że to będzie naprawdę ciekawy spektakl. I od razu chciałem zastrzec, że w przypadku naszego zespołu ta bogata forma to nie wszystko. Ona nie jest pusta - jest w niej dużo treści. Treści, z którymi niekoniecznie trzeba się zgadzać, ale jestem pewien, że są one co najmniej stymulujące intelektualnie.
- Oczywiście najbardziej zależy nam na naszych fanach i to przede wszystkim dla nich wracamy na scenę. Ale absolutnie nie zamykamy się na nową publiczność. Wręcz przeciwnie - granie dla ludzi, którzy nie mieli wcześniej z nami do czynienia, to zawsze wielkie wyzwanie i wielkie emocje. Mogę zapewnić, że będziemy dawać z siebie wszystko i że z pewnością nie pozostawimy ich obojętnych. To jest trochę tak, jakbym zabrał własną matkę na koncert Rammsteina - ona nie słucha takiej muzyki, ale jestem pewien, że byłaby poruszona, może wręcz wstrząśnięta tym, co zobaczyłaby na scenie. Oczywiście w jak najbardziej pozytywnym sensie. Mamy nadzieję, że nasze widowisko będzie robiło podobne wrażenie na tych, dla których będzie czymś zupełnie nowym. Jestem święcie przekonany, że wszyscy, którzy są głodni ekstremalnych wrażeń, dostaną to, czego pragną. I nie mówię o tym, że ktoś może stracić zęba pod sceną, mam na myśli tylko i wyłącznie ekstremalne wrażenia estetyczne.
- Pytasz o to, czy sam sobie nałożę jakąś cenzurę?
- Muszę zacząć od obalenia mitu, który zdaje się budować wielu tych, którzy zabierali ostatnio publicznie głos w mojej sprawie. Miałem wrażenie, że starali się przekonać czytelników czy słuchaczy, że za wszystkim, co robię, kryje się jakaś strategia, że siedzę w domu i obmyślam tajemny plan, a potem go konsekwentnie realizuję. Zapewniam, że wcale tak nie jest. Przez cały czas jestem sobą, robię to, co czuję, mówię to, co myślę. Kiedy wchodzę na scenę, nie jest inaczej. Owszem, zakładam kostium i gram swoją rolę, ale to cały czas ja, moje słowa, moje przekonania. Szczerość i autentyzm - to są sprawy, na których bardzo mi zależy i którymi kieruję się przez cały czas. A wracając do pytania - nie jestem w stanie nawet tak myśleć, zakładać z góry, co powiedzieć albo zrobić, wiedząc, jaką reakcję mogą wywołać moje słowa czy gesty. Nie mam zielonego pojęcia, jak będą je chcieli odczytać odbiorcy i nawet nie mam zamiaru tego przewidywać. Na scenie nie ma z mojej strony żadnej kalkulacji. Jestem po prostu sobą.
- Rzeczywiście, te koncerty traktujemy w zasadzie jako rozgrzewkę. Zaraz po nich zamykamy się w sali prób, żeby obwąchać się na nowo i sprawdzić, czy przychodzą nam do głowy pomysły na jakieś nowe utwory. A od lutego karuzela rusza na dobre: najpierw jedziemy na dużą trasę po Europie, podczas której będziemy występować z grupą Cannibal Corpse, potem skok do USA, kolejne miejsce, w którym gramy to RPA - region, do którego nigdy wcześniej nie trafiliśmy. Zaczyna się już też powoli rysować sezon festiwalowy - mamy zaproszenia na kilka wielkich europejskich imprez plenerowych. A więc dopiero w październiku zrobi się trochę spokojniej. I wtedy chcemy przycisnąć już na poważnie temat nowej płyty.
W sobotę, 8 października, rozpoczyna się pierwsza po dłuższej przerwie trasa zespołu Behemoth. Najpierw grupa wystąpi w Poznaniu, w niedzielę - w gdańskim klubie Parlament. Potem trójmiejska formacja odwiedzi jeszcze m.in.: Warszawę, Kraków i Wrocław. Trasa odbywa się pod znamiennym tytułem: Phoenix Rising Tour 2011.
Polecamy - Jak wyglądałby Beckham we fryzurze Laty?