Tomasz Grochola: Jasne, że gramy i chyba jakoś się trzymamy.
- Ale w odświeżonym składzie. Wciąż łączy nas muzyka, przyjaźń, no i świetny materiał, bo czego nie mówić o Republice, oni nagrywali po prostu świetne piosenki.
- Trudno było przekonać kolegów z zespołu. Pomysł na ten album narodził się już trzy lata temu. Zrobiłem sobie rachunek sumienia: nagraliśmy parę coverów, a wśród nich ani jednego utworu z Polski. Nie jesteśmy w tym odosobnieni - tak do dziś robi wiele innych polskich zespołów.
- Kiedyś jechałem samochodem i słuchałem Trójki. Puszczali polskie utwory z lat 60. Od razu zacząłem nagrywać je na telefon - to były niesamowite klimaty! Mówi się, że ludzie wtedy bardziej kombinowali i to było słychać. Z jednej strony nie mieli dostępu do muzyki czy studia, z drugiej przez tę trudność potrafili wykrzesać z tych utworów więcej. Teraz dostęp jest do wszystkiego, ale pomysłów jakby mniej.
- Teraz niby możesz kupić mieszkanie, tylko z kredytem na 30 lat. "Kombinat" też jest dzisiaj bardzo na czasie. Ale teksty Ciechowskeigo w ogóle były ponadczasowe i chwilami niełatwe - zawsze miały drugie dno, można je było w różny sposób interpretować, ale można też było wpaść w pułapkę.
- Niektórzy mówią, że nam się udało, inni, że nie do końca. Rzecz gustu.
- Nie mieli w sobie granic i to jest fajne. Nie byli przypisani do żadnego gatunku, grali nową falę, ale przecież w Jarocinie wszystkich wkurzało, że Ciechowski ma grzywkę, a nie postawione włosy.
- A po koncercie wszyscy byli zachwyceni.
- I to jeszcze zanim usłyszeliśmy "Kombinat". Dopiero potem w "Sztandarze młodych" czy innej gazecie zobaczyliśmy plakat Republiki, na którym Grzegorz Ciechowski miał grzywkę. Nie było innej drogi - od razu zostaliśmy fanami Republiki. Poza tym to były czasy, gdy farbowało się ciuchy na czarno, bo nie można było pójść do sklepu i sobie ich normalnie kupić. Wyobraź sobie: młodzi chłopcy, czarne spodnie, białe koszule, czarne krawaty i grzywki. Na osiedlu od razu było: "republikanie".
- Tak, byliśmy popersami, którzy słuchali The Cure, Bauhaus czy Depeche Mode. To było fajne połączenie i fajne czasy. Ludzie żyli wtedy muzyką i nie jest wcale tak, że nie było do niej dostępu. W radiu leciała dobra muzyka, a na koncerty Siekiery brakowało biletów. Na który polski zespół dzisiaj nie można kupić biletów?
- Zawsze mi się podobało w nim to, że miał jasno określoną koncepcję Republiki, ale wyraźnie go roznosiło, więc angażował się w inne projekty. Mówimy o wyjątkowo zdolnym artyście, który jest gwiazdą w Polsce. W tym środowisku zna się wielu ludzi i pewnie miał dużo propozycji - z niektórych zrezygnował, nad innymi pracował. Tak zauważył talent Justyny Steczkowskiej, która zresztą u nas też zaśpiewała na drugiej płycie "Hammered by the Gods" jeszcze zanim na dobre zaczęła karierę.
- Absolutnie! Ciechowski miał po prostu nosa do wykonawców. Steczkowska - osiągnęła sukces. Kowalska - osiągnęła sukces. Trzeba wejść w skórę artysty, żeby go zrozumieć. To był jego zawód, z tego żył i potrafił wcielać się w różne role. Poza tym historia pokazuje, ze ci wykonawcy osiągnęli sukces, więc był dobry w tym co robił.
- Brakuje tego niespokojnego ducha, który potrafiłby zainspirować taką masę muzyków. Pamiętajmy, że to też były trochę inne czasy, w których piosenka radiowa nie musiała trwać trzech minuty. Ale on je akurat dobrze wykorzystał.
"Nie tęsknij, wspominaj". Mija 10 lat od śmierci Grzegorza Ciechowskiego [ZDJĘCIA] >>