Z Mitchem Winehousem spotkałem się w jednym z zamkniętych klubów dla dżentelmenów w centrum Londynu (Wynajętym na czas promocji książki). Przedziwne miejsce, w którym czas się zatrzymał, jakieś czterdzieści lat temu, i tylko nowoczesne alarmy przeciwpożarowe świadczą, że żyjemy w XXI wieku.
Mitch Winehouse, choć elegancko ubrany wygląda na zmęczonego. Promocja książki trwa już trzeci dzień i choć zachowuje nienaganne maniery, to widać, że opowiadanie o córce dzień w dzień kolejnym obcym dziennikarzom jest emocjonalnie wykańczające. Na pytania odpowiada spokojnie, rzeczowo. Denerwuje się tylko raz, gdy pytam czy jego córka miała autodestrukcyjny charakter. Uśmiecha się też raz, gdy wspomina duet Amy z Tonym Bennetem.
Mitch Winehouse: W sierpniu, musiałem ją skończyć do grudnia. Pisałem więc skoncentrowany, narzuciłem sobie tempo.
W chwili gdy zmarła Amy pracowałem nad książką o mojej rodzinie, bo musisz wiedzieć, że to zbiór niezłych oryginałów. Nie tylko Amy była pod tym względem wyjątkowa. Skontaktowałem się więc z moim wydawcą i powiedziałem, że chciałbym zmienić temat książki, że chciałbym poświęcić ją córce.
Tak, myślę, że tak.
Niczego nie zamykam. To część mojej rehabilitacji. W trakcie pisania założyliśmy fundację, która teraz pochłania nasz cały czas.
Najtrudniejsza była nie tyle sama praca nad tekstem, bo byłem wtedy w jakimś transie, co samo czytanie, korekta tuż przed oddaniem jej do druku.
Nie. Byłem tak szczery, jak tylko mogłem. Choć oczywiście nie wszystko co napisałem trafiło potem do książki. Musiałem ją zredagować, przyciąć o połowę, bo gdy skończyłem pisać miałem przed sobą 700 stron.
Nie mam pojęcia. To ciekawe swoją drogą. Amy była znaną osobą, miała fanów, którzy na pewno będą chcieli o niej przeczytać. Ale wydaje mi się też, że po wspomnienia o niej mogą sięgnąć rodziny podobne do naszej, które zmagają się z uzależnieniami, nałogami.
Doskonale wiedziałem co jest prawdą, a co kłamstwem. Cały problem tkwił w tym, że często to co pisano nie tyle było nieprawdą, co wyolbrzymieniem. Budowano całe teorie, historie, tylko na podstawie jakiegoś drobnego faktu. Najciężej było na początku. Przyznam, że nie radziliśmy sobie z tym kompletnie. Sam kilkukrotnie udzieliłem wywiadu, powiedziałem coś, czego później żałowałem.
Sporadycznie.
Jestem jej ojcem, jestem ojcem Amy! Przecież ona zrobiła tyle dobrego, uszczęśliwiła tylu ludzi. Bardzo dużo też osiągnęła, zdobyła sześć nagród Grammy, z czego pięć w ciągu jednej nocy. A sam wiesz, że niewielu artystów może pochwalić się takim wynikiem! Wyraziłem więc swój żal, że przyznając jej szóstą nagrodę Grammy, już pośmiertnie, poświęcono jej tak mało czasu, niewiele uwagi.
To prawda, ludzie zapominają, ile Amy zrobiła, choćby dla swoich kolegów po fachu. Gdyby nie ona, Adele nie odniosłaby takiego sukcesu w Stanach.
Amy nie była autodestrukcyjna! A w narkotykach i alkoholu nie ma nic romantycznego! Wytłumacz mi proszę, co jest takiego wspaniałego w tym, że umierasz za młodu?!
Gówno prawda.
Słuchałem, ale ze zrozumieniem. Te wszystkie peany na cześć szybkiego życia na krawędzi, to licentia poetica. Nic więcej. Posłuchaj, naprawdę uważasz, że ci wszyscy ludzie, Keith Moon, Kurt Cobain, Sid Vicious, chcieli umrzeć? Nie. Myślisz, że zaplanowali sobie, że umrą w pewnym wieku? Nie. Zabił ich nałóg. Kompletnie stracili nad sobą panowanie.
Nie. Nie zrozum mnie źle, nie twierdzę, że moja córka była lepsza od nich, ale ona zginęła inaczej. Nie zabiły jej narkotyki, od trzech lat była czysta. Zabił ją alkohol. Sama chciała uporać się z alkoholizmem, potrafiła tygodniami być trzeźwa, by potem pić przez dwa dni. Ale wychodziła z nałogu, poznała doskonałego faceta, planowała małżeństwo, dzieci. Miała plany na przyszłość.
Tu nie ma żadnej nauczki, ja nikogo nie pouczam. Byliśmy dobrą, kochającą rodziną. Skoro taka tragedia wydarzyła się nam, to może wydarzyć się każdemu. Często przychodzą do mnie rodzice z prośbą o pomoc, z pytaniami. A tak naprawdę jestem przecież ostatnią osobą, która powinna udzielać im odpowiedzi. Nie ma takiej książki, takiego przewodnika, w którym można by znaleźć rozwiązanie problemów.
Tak. Wielokrotnie jednak reagowałem sercem nie głową, unosiłem się...
Nie, zrobiłbym wszystko tak samo.
No może czasem bym się tak nie unosił. Ale tak naprawdę, ja zrobiłem wszystko co mogłem, moja rodzina zrobiła wszystko. Amy też zrobiła wszystko co mogła.
Gdy leci w radiu, to tak, to się wsłuchuję. Ale trudno jest mi słuchać jej płyt i nie płakać.
Posłuchaj w Tuba.FM: Radio Amy Winehouse