"Zrobiła wszystko, co mogła". Ojciec Amy Winehouse równo rok po śmierci córki [WYWIAD GAZETY]

W poniedziałek 23 lipca mija rok od tragicznej śmierci jednej z największych gwiazd współczesnego popu, Amy Winehouse. Do księgarń trafiła właśnie książka - "Amy, moja córka", wstrząsające wspomnienia napisane przez jej ojca Mitcha. - Nie twierdzę, że była lepsza od Cobaina, czy Viciousa, ale zginęła inaczej - deklaruje w rozmowie z Gazeta.pl jej autor.

Z Mitchem Winehousem spotkałem się w jednym z zamkniętych klubów dla dżentelmenów w centrum Londynu (Wynajętym na czas promocji książki). Przedziwne miejsce, w którym czas się zatrzymał, jakieś czterdzieści lat temu, i tylko nowoczesne alarmy przeciwpożarowe świadczą, że żyjemy w XXI wieku.

Mitch Winehouse, choć elegancko ubrany wygląda na zmęczonego. Promocja książki trwa już trzeci dzień i choć zachowuje nienaganne maniery, to widać, że opowiadanie o córce dzień w dzień kolejnym obcym dziennikarzom jest emocjonalnie wykańczające. Na pytania odpowiada spokojnie, rzeczowo. Denerwuje się tylko raz, gdy pytam czy jego córka miała autodestrukcyjny charakter. Uśmiecha się też raz, gdy wspomina duet Amy z Tonym Bennetem.

 

Łukasz Kamiński: Kiedy zaczął Pan pisać książkę o Amy?

Mitch Winehouse: W sierpniu, musiałem ją skończyć do grudnia. Pisałem więc skoncentrowany, narzuciłem sobie tempo.

Dlaczego postanowił Pan ją napisać?

W chwili gdy zmarła Amy pracowałem nad książką o mojej rodzinie, bo musisz wiedzieć, że to zbiór niezłych oryginałów. Nie tylko Amy była pod tym względem wyjątkowa. Skontaktowałem się więc z moim wydawcą i powiedziałem, że chciałbym zmienić temat książki, że chciałbym poświęcić ją córce.

A skończy Pan kiedyś książkę o swojej rodzinie?

Tak, myślę, że tak.

Czy tą książką zamyka Pan jakiś rozdział w swoim życiu?

Niczego nie zamykam. To część mojej rehabilitacji. W trakcie pisania założyliśmy fundację, która teraz pochłania nasz cały czas.

Co było najtrudniejsze w pisaniu o Amy?

Najtrudniejsza była nie tyle sama praca nad tekstem, bo byłem wtedy w jakimś transie, co samo czytanie, korekta tuż przed oddaniem jej do druku.

Czy miał Pan jakiś opór przed spisywaniem niektórych wspomnień, czy było coś czym nie chciał Pan się dzielić z czytelnikami?

Nie. Byłem tak szczery, jak tylko mogłem. Choć oczywiście nie wszystko co napisałem trafiło potem do książki. Musiałem ją zredagować, przyciąć o połowę, bo gdy skończyłem pisać miałem przed sobą 700 stron.

Wyobrażał Pan sobie czytelników książki? Kto po nią sięgnie?

Nie mam pojęcia. To ciekawe swoją drogą. Amy była znaną osobą, miała fanów, którzy na pewno będą chcieli o niej przeczytać. Ale wydaje mi się też, że po wspomnienia o niej mogą sięgnąć rodziny podobne do naszej, które zmagają się z uzależnieniami, nałogami.

"Przestań pić do cholery!" - przeczytaj fragment "Amy, moja córka" i wygraj książkę >>

Popularność Amy daleko wykraczała poza świat muzyki. Informacje o niej, te prawdziwe i te zmyślone były w każdej gazecie, portalu. Jak Pan sobie radził z taką lawiną informacji, jak je Pan filtrował, oddzielał kłamstwa od prawdy?

Doskonale wiedziałem co jest prawdą, a co kłamstwem. Cały problem tkwił w tym, że często to co pisano nie tyle było nieprawdą, co wyolbrzymieniem. Budowano całe teorie, historie, tylko na podstawie jakiegoś drobnego faktu. Najciężej było na początku. Przyznam, że nie radziliśmy sobie z tym kompletnie. Sam kilkukrotnie udzieliłem wywiadu, powiedziałem coś, czego później żałowałem.

Czyta Pan wciąż to co się o niej teraz pisze?

Sporadycznie.

A jednak podczas ceremonii wręczenia nagród Grammy, powiedział Pan, że mu przykro, że niedoceniono Amy. Protestował Pan też gdy Jean Paul Gaultier przygotował pokaz inspirowany Amy. Czuwa Pan nad pamięcią o niej.

Jestem jej ojcem, jestem ojcem Amy! Przecież ona zrobiła tyle dobrego, uszczęśliwiła tylu ludzi. Bardzo dużo też osiągnęła, zdobyła sześć nagród Grammy, z czego pięć w ciągu jednej nocy. A sam wiesz, że niewielu artystów może pochwalić się takim wynikiem! Wyraziłem więc swój żal, że przyznając jej szóstą nagrodę Grammy, już pośmiertnie, poświęcono jej tak mało czasu, niewiele uwagi.

Popkultura ma krótką pamięć.

To prawda, ludzie zapominają, ile Amy zrobiła, choćby dla swoich kolegów po fachu. Gdyby nie ona, Adele nie odniosłaby takiego sukcesu w Stanach.

Ludzie mają skłonność do idealizowania takiego życia, jakie prowadzila Amy, życia na krawędzi, pełnego wzlotów, bolesnych upadków. Sid Vicious, Kurt Cobain, Jim Morrison szli na kolizję z rzeczywistością i byli ulubieńcami młodzieży.

Amy nie była autodestrukcyjna! A w narkotykach i alkoholu nie ma nic romantycznego! Wytłumacz mi proszę, co jest takiego wspaniałego w tym, że umierasz za młodu?!

The Who śpiewali w "My Generation", hymnie wielu pokoleń "mam nadzieję, że zginę, zanim się zestarzeję".

Gówno prawda.

Mówi Pan, jak gdyby nigdy nie słuchał muzyki, nie wczytywał się w teksty piosenek...

Słuchałem, ale ze zrozumieniem. Te wszystkie peany na cześć szybkiego życia na krawędzi, to licentia poetica. Nic więcej. Posłuchaj, naprawdę uważasz, że ci wszyscy ludzie, Keith Moon, Kurt Cobain, Sid Vicious, chcieli umrzeć? Nie. Myślisz, że zaplanowali sobie, że umrą w pewnym wieku? Nie. Zabił ich nałóg. Kompletnie stracili nad sobą panowanie.

Tak jak Amy?

Nie. Nie zrozum mnie źle, nie twierdzę, że moja córka była lepsza od nich, ale ona zginęła inaczej. Nie zabiły jej narkotyki, od trzech lat była czysta. Zabił ją alkohol. Sama chciała uporać się z alkoholizmem, potrafiła tygodniami być trzeźwa, by potem pić przez dwa dni. Ale wychodziła z nałogu, poznała doskonałego faceta, planowała małżeństwo, dzieci. Miała plany na przyszłość.

Czy Twoja książka może być nauczką dla młodych ludzi, którzy jak Amy walczyli z nałogami, dla rodzin tych młodych ludzi?

Tu nie ma żadnej nauczki, ja nikogo nie pouczam. Byliśmy dobrą, kochającą rodziną. Skoro taka tragedia wydarzyła się nam, to może wydarzyć się każdemu. Często przychodzą do mnie rodzice z prośbą o pomoc, z pytaniami. A tak naprawdę jestem przecież ostatnią osobą, która powinna udzielać im odpowiedzi. Nie ma takiej książki, takiego przewodnika, w którym można by znaleźć rozwiązanie problemów.

Ale, choć źle to zabrzmi, ma Pan doświadczenie, przeżył Pan koszmar...

Tak. Wielokrotnie jednak reagowałem sercem nie głową, unosiłem się...

Gdyby przeczytał Pan taką książkę jak sam Pan napisał, to inaczej by się zachował?

Nie, zrobiłbym wszystko tak samo.

Naprawdę?

No może czasem bym się tak nie unosił. Ale tak naprawdę, ja zrobiłem wszystko co mogłem, moja rodzina zrobiła wszystko. Amy też zrobiła wszystko co mogła.

Słucha Pan jej piosenek?

Gdy leci w radiu, to tak, to się wsłuchuję. Ale trudno jest mi słuchać jej płyt i nie płakać.

 

Posłuchaj w Tuba.FM: Radio Amy Winehouse

Więcej o: