Marcin Marten "AbradAb": A dlaczego miałoby mnie wkurzać?
- Nie wiem, czy mnie wkurza. Na pewno jest mi trochę przykro, że zostaliśmy w jakiś tam sposób pominięci. Film oparty jest na faktach, choć wiadomo, że wprowadza też sporo fikcji. O to nie mam żadnych pretensji, ale przede wszystkim scenariusz mocno namieszał w datach. Film pokazuje jakoby Magik miał poznać Rahima i Fokusa w 1998 r. po naszym ostatnim wspólnym koncercie w warszawskim Remoncie. To jest oczywiście bzdura, bo Rahim występował już na pierwszej płycie Kalibra, a Fokus był autorem charakterystycznego fontu "Kaliber 44" na naszej okładce. Czyli znaliśmy się już od wielu lat.
- I bardzo dobrze, tylko wydawało mi się, że bardziej będzie opowiadał o Magiku, a nie o Paktofonice. Wiadomo, że to Magik jest tutaj głównym bohaterem, postacią tragiczną, warto jednak podkreślić, że z Kalibrem nagrywał od 1991 roku do 1998 roku, a z Paktofoniką od 1998 do 2000 roku. Liczby mówią same za siebie. Co nie zmienia faktu, że Magik w którymś momencie się na nas obraził i opowiadał wszystkim, żeby nie kojarzyć go z Kalibrem, tylko z Paktofoniką, więc ten film też jest efektem jego chęci czy zabiegów.
To Jest Kino: "Jesteś Bogiem". Bez wątpienia, warto było czekać!
- [Westchnienie]
- Wiesz co, na pewno na początku był słabszy od nas i w którymś momencie mogło coś takiego się zdarzyć. Nasze relacje były złożone - kumplowaliśmy się, jeździliśmy razem na koncerty, wielokrotnie byłem u niego w domu...
- Nie, w domu Rahima! Robiliśmy wspólne imprezy, nagrywaliśmy razem kawałki, planowaliśmy wiele projektów. Tymczasem te dwie sceny, w których najpierw naśmiewamy się z kolesia, a potem rozstajemy z Magikiem, totalnie nas zmarginalizowały. Na pewno nie było też tak, że to my byliśmy ci źli, a Magik ten dobry. W jakiś sposób zostało to uproszczone, choć wiadomo, że to fabuła, która rządzi się własnymi prawami.
- Ciekawie zostały zagrane wszystkie trzy główne postaci. Magik w niektórych momentach został pokazany bardzo prawdziwie. Jak Marcin Kowalczyk zaciskał szczękę i ruszały mu się kości policzkowe albo jak mówił: "Kurwa, ja pierdolę!" - to było żywcem wzięte od Magika. No i koleś nauczył się fajnie rapować, naprawdę, to jak wykonał "Plus i minus", szacunek.
- Trochę zgrzyt. Przecież byliśmy już wtedy po dwóch płytach Kalibra, mieliśmy menedżera, graliśmy mnóstwo koncertów i naprawdę były z tego niezłe pieniądze.
- Tylko pierwszej płyty Kalibra rozeszło się 80 tys., drugiej kolejne kilkadziesiąt tysięcy. Rozumiem, że Magik miał rodzinę i pewnie miał więcej wydatków niż my, ale żeby aż tak? Niemożliwe. Zupełnie też sobie nie wyobrażam, że on w tamtych czasach, kiedy Kaliber był naprawdę na topie i bez przerwy puszczali nas w radiu, nie mógł kompletnie znaleźć wydawcy. Chłopaki nagrywali po kątach, ale to był raczej efekt ich braku ogarnięcia, a nie faktycznych możliwości. Jestem pewien, że SP Records, które wtedy wydawało nasze płyty, Paktofonikę wydałoby z pocałowaniem ręki.
- Słuchaj, na moje ówczesne wydatki, kiedy mieszkałem jeszcze z rodzicami i studiowałem, w zupełności wystarczało. Na pewno artyści przy takiej ilości sprzedanych płyt powinni zarobić dużo więcej. Patrząc na swoje dawne umowy, to ten procent był skandaliczny, a do tego jeszcze dzielony na trzy lub cztery osoby. Nie byliśmy jednak wyjątkiem, wiele innych zespołów, nie tylko hiphopowych, miało podobne historie.
- Nie wiem, być może Magik wydawał na rzeczy, które nie zostały tam pokazane, a być może na tyle wspierał swoją rodzinę, że potrzebował tych pieniędzy więcej. Albo specjalnie zostało to tak pokazane, żeby przedstawić Magika jako bohatera klasy robotniczej. W porządku, tylko to aż w oczy kole. Mówię o scenie, w których Magik wyciąga z kieszeni 15 złotych, żeby wykupić jeszcze kilka minut w studiu - to jakaś abstrakcyjna scena. Już na nagranie pierwszej płyty Kalibra mieliśmy wykupione 1000 godzin w jednym z najlepszych studiów w Katowicach. To kosztowało masę forsy, ale dzięki temu mogliśmy całymi dniami tam siedzieć i dłubać w bitach. Drugą płytę również nagrywaliśmy w naprawdę dobrych warunkach, więc wydaje mi się nierealne, że on po prostu to olał i nie skorzystał ze swoich możliwości.
- Bardzo. I to było dobrze pokazane w filmie. Pamiętam, jak kiedyś Rahim opowiadał, że w taki sposób, w jaki Magik kiedyś złapał pretensje do nas, w taki sam sposób później złapał pretensje do chłopaków z Paktofoniki. I wtedy Rahim faktycznie zaczął myśleć, że może Piotrek wcale nie miał racji, przekonując ich do jakichś tam naszych demonów...
- Kiedyś Maciek Pisuk [autor scenariusza - red.] próbował się z nami skontaktować, ale już wtedy widzieliśmy, w jaki sposób ten scenariusz jest pisany i do czego zmierza. Skoro skupiał się na tej części, która nas wykluczała i w pewnym sensie odbierała nam cząstkę tego, co sami zrobiliśmy, nie widzieliśmy za bardzo powodu, żeby się w to angażować.
- Ale ja nie mam żalu do nikogo. Maciek miał swoją fazę, chciał opowiedzieć pewną historię i zrobił to na swój sposób. Mnie to w żaden sposób bezpośrednio nie krzywdzi i na pewno to nie jest powód, żebyśmy mieli się przepychać. Nadal lubię chłopaków i szanuję ich za to, co zrobili.
- Oczywiście i uważam, że nasze wspólne przeżycia czy możliwość współpracy z Magikiem powinny nas raczej łączyć niż dzielić. Nie mam do nikogo pretensji, po prostu warto mówić jasno i głośno o tym, że "Jesteś Bogiem" to fabuła, a nie dokument i jest w nim sporo fikcji, co zresztą słusznie Rahim podkreślał przed premierą, bo mam wrażenie, że bardzo wielu młodych ludzi będzie uważać, że to, co zostało tam pokazane, jest prawdą. I że ten film stworzy pewien nowy wizerunek zespołu, któremu wiatr wieje w oczy i gdzieś tam po kątach tworzy swoją znakomitą muzykę. To ładny etos, ale mija się z prawdą.
- To nie podlega żadnej dyskusji. Magik na pewno jest osobą, którą warto przybliżyć ludziom, zwłaszcza młodszemu pokoleniu. Tak sobie myśleliśmy ostatnio z chłopakami - kiedyś nawet nikt by się nie spodziewał, że komuś będzie się chciało pisać o tym scenariusze.