W internecie jest taka zabawa. Tymon Tymański - łysy, głupkowato uśmiechnięty i w dresie - udaje ulicznego chuligana. Jego agresja osiągnęła punkt wrzenia i potrzebuje pomocy. Twoim zadaniem jest go wyleczyć. W jaki sposób? Możesz mu kazać śpiewać, tańczyć albo czytać książki. Możesz go też wysłać na siłownię lub kazać mu ćwiczyć boks.
Dowcipną akcję firmuje radio Roxy. Latem rozgłośnia uruchomiła specjalną aplikację na Facebooka i smartphony, której zadaniem jest nagłośnienie problemu przemocy ulicznej . - Doszliśmy do wniosku, że to w Polsce wciąż plaga. Na zachodzie Europy agresji na ulicach jest znacznie mniej - mówił Mikołaj Lizut, szef Roxy.
Trudno potraktować inicjatywę Tymańskiego i spółki inaczej niż w kategoriach żartu. Ciężko też spodziewać się po niej jakichś wymiernych efektów. I tutaj z pomocą przychodzą artyści, bo ważna rola społeczna kultury to coraz częstszy temat polskich kampanii edukacyjnych. W zeszłym roku wystartowała głośna akcja "Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka", w tym jej śladem podążają muzycy.
- Dotarliśmy do badań przeprowadzonych CBOS, z których wynika, że tylko 19% Polaków uczestniczyło w zeszłym roku w koncercie . Jest to o 6% mniej od tych, którzy kupili książkę - mówi Mela Koteluk, jedna z inicjatorek akcji "Nie bądź dźwiękoszczelny. Wspierajmy żywą muzykę". - Książki dają nam wiedzę, skłaniają do refleksji i pobudzają wyobraźnię. Tak samo działają koncerty. A przede wszystkim dostarczają nam mnóstwo wrażeń estetycznych i emocjonalnych.
Idea kampanii jest prosta: chodzi o wsparcie uczestnictwa w kulturze koncertowej. Kierowana jest do muzyków, fanów, ale przede wszystkim publiczności. - W sprawie niskiego czytelnictwa w Polsce podjęto już publiczną dyskusję. Podobną dyskusję chcemy wywołać w sprawie chodzenia na koncerty - dodaje wokalistka.
Artyści podkreślają, że koncerty to nie tylko biznes i wcale nie chodzi im tylko o poprawienie własnej sytuacji. Bilet na koncert nazywają "czekiem, który umożliwia nam kulturalny rozwój i zabawę" albo "przepustką do wielkiego muzycznego kotła, w którym mieszają się melodie, aranżacje, emocje i słowa i niepowtarzalny klimat każdego żywego grania".
Dodają też, że występ rodzimego wykonawcy to dla przeciętnego odbiorcy wydatek od 10 do 50 złotych, tymczasem na jeden koncert pracuje wiele osób - nie tylko muzycy, ale też m.in. realizatorzy dźwięku, oświetleniowcy, menadżerowie artystów, klubów, teatrów, domów kultury czy kierowcy i ochroniarze.
Koteluk: - Oczywiście, że bronimy naszych interesów, ale przy okazji przyświeca nam wyższy cel, nie tylko finansowy. Chcemy powiedzieć: "Słuchajcie, warto chodzić na koncerty". Coraz więcej naszych aktywności przenosi się do Facebooka, który stał się już zupełnie niemiarodajnym środkiem komunikacji. Ktoś otwiera wydarzenie, ileś tam osób klika, że weźmie w nim udział, a potem się okazuje, że nikogo nie ma. Koncert to wciąż w pierwszej kolejności rozrywka, ale też fajna okazja do rozmów czy spotkania z innymi ludźmi.
Apel muzyków powinien być tym głośniejszy, że w dobie internetu, gdy nakłady płyt z muzyką lecą na łeb na szyję, koncerty to ich główne źródło dochodu. Tutaj sytuacja też jednak się zmienia. Choć organizatorzy imprez wciąż podkreślają, że akurat ta branża w kryzysie radzi sobie całkiem nieźle, to mimo wszystko dysproporcje między polskim rynkiem a rynkiem zachodnich krajów są coraz większe .
- Wszystko wokół się zmienia - rynek płytowy, filmowy, medialny, nawet kawiarnie muszą powoli zmienić formułę, bo każdy, włącznie ze mną, przychodzi do nich ze swoim laptopem, padem albo czymkolwiek. Natomiast koncerty i festiwale stają się coraz ważniejszym elementem socjalnym, który jest niezbędny, zwłaszcza w dobie internetu, jeśli kogoś chcemy poznać, porozmawiać czy podyskutować - opowiadał nam Mikołaj Ziółkowski , szef agencji koncertowej Alter Art.
Główną inspiratorką akcji artystów jest Mela Koteluk, ale popierają ją także m.in. Urszula Dudziak, Renata Przemyk, Paula i Karol, L.U.C, Czesław Mozil, Snowman, Wojtek Grabek, Natalia Grosiak, Motion Trio, Marcelina, Anita Lipnicka i John Porter, Pablopavo, Vavamuffin, Kapela ze Wsi Warszawa, R.U.T.A., Paulina Przybysz, Natalia Przybysz i Mika Urbaniak.
Więcej informacji znajdziecie na Facebooku pod hasłem "Nie bądź dźwiękoszczelny" .
Marcelina: Granie na żywo to cała kwintesencja bycia muzykiem, wokalistką, artystą. Można bawić się muzyką, aranżem, nie trzymać sztywno formy. Uczestniczy w tym cały zespół ale też publiczność. Koncerty to wymiana energii. Możliwość rozwoju dla artysty, niepowtarzalność wykonań .
The Shipyard: To jest nie do opowiedzenia, co czuje się kiedy muzyka, którą stworzyłeś trafia do publiczności. A ty to widzisz ze sceny. I nie ma znaczenia czy jest to mały klub czy duży festiwal. Artysta i publiczność to naczynia połączone, a najlepiej widać to właśnie na koncertach .
Anita Lipnicka: Granie "na żywo" przed publicznością stanowi dla mnie sens mojej muzycznej egzystencji. To właśnie ta wymiana energii między sceną a publicznością sprawia, że każdy koncert jest ucztą, radosnym konsumowaniem niepowtarzalnych wrażeń, bez względu na to po której stronie się znajdujesz .