Robert Sankowski: Ale ja nie jestem pewien, czy wygra Ukraina, bo ta piosenka nie jest najmocniejsza, a jednak Europa Zachodnia mimo wszystko wciąż kieruje się raczej względami estetycznymi. Pamiętam ogromną dyskusję w Wielkiej Brytanii, kiedy pytano, czy brać udział w Eurowizji, czy nie. I podniósł się głos, że jak to, przecież to jest takie urocze, jedyne w swoim rodzaju, kiczowate i obciachowe, ale stanowiące właśnie o uroku tego festiwalu.
Przypominam sobie jednak, a już mam tyle lat, że pamiętam Eurowizję jeszcze przed upadkiem Muru Berlińskiego, że kiedyś to był inny festiwal - jasne było, że Grecja zagłosuje na Cypr, Cypr na Grecję, Monako na Francję, ale to było właściwie wszystko.
- Dzisiaj to jest bardzo mocno upolityczniona impreza. Czasami z wyborami podyktowanymi przez jakieś wydarzenia z wielkiej polityki, czasami przez lokalne sympatie i antypatie. Mieliśmy kapitalną okazję śledzić na Eurowizji, jak zabliźniają się rany po wojnie na Bałkanach - nagle wszystkie te kraje, które się rozpadły w okolicznościach niezwykle burzliwych i brutalnych, po pewnym czasie zaczęły na siebie głosować. Wychodzi na to, że ta Jugosławia mentalnie istnieje nadal i choćby nie wiem, co się wydarzyło, Bośnia dalej będzie głosowała na Serbię i Chorwację, Słowenia na Chorwację i Czarnogórę itd.
- Tak, też mamy tutaj swój udział. Po przystąpieniu do Unii Europejskiej okazało się, że najwięcej głosów Polska dostaje z Wielkiej Brytanii i Irlandii. Przecież nie jest tak, że nas tam kochają, choć Irlandczycy jakąś tam sympatią ze względów kulturowych do nas pałać mogą, bo podobno jesteśmy podobnymi narodami - robią to jednak nasi emigranci, polonusi, którzy w tych krajach wylądowali. Niemcy też dają nam sporo swoich głosów, ale tutaj mimo wszystko to wciąż Turcja może liczyć na większe wsparcie.
- Nie jest obecnie ulubieńcem Europy i to widać także na Eurowizji. To buczenie, ten chłód, którym powiało ze strony publiczności, kiedy ogłoszono, że Rosjanki przechodzą do finału - nie wydaje mi się, żeby Rosja zgarnęła w tym roku dużo punktów, choć wiadomo, że też ma sporo przydatków w postaci republik postsowieckich. Często Rosjanie otrzymują głosy z Białorusi, Łotwy, pewnie zagłosuje Azerbejdżan czy inna Armenia. Może kompletnego ostracyzmu wobec tej piosenki nie będzie, ale nie wróżyłbym jej jakiegoś wielkiego sukcesu.
- Ja bym powiedział więcej: Eurowizja to już nawet nie jest muzyka. Ten festiwal już dawno odczepił się od wszystkiego, co naprawdę istotne i prawdziwe na rynku muzyki rozrywkowej. Dziś się wydaje, że żyje już w jakimś równoległym wszechświecie.
Najciekawsze wydarzenia w Polsce
- Kłopot w tym, że Eurowizja lubi dziwolągi! Jak sobie przypominam pseudometalowy zespół Lordi, gdzie mieliśmy do czynienia z totalnym przekroczeniem wszelkich schematów, Donatan jawi mi się przy nim jako śmiertelnie poważny projekt.
- Wydaje mi się, że balansując gdzieś na granicy czegoś, co jest względnie OK pod względem muzycznym, bo mamy tutaj do czynienia i z nowoczesnym, tanecznym bitem, i z elementami etnicznymi, a przy okazji puszczając oko do słuchaczy - sprawia, że tak do końca nie wiadomo, jak go potraktować. Zobaczymy, jak on to sprzeda na scenie, czy tam będą jakieś czerstwe słowiańskie dziewczyny z uwydatnionymi biustami. Podejrzewam, że tak, ale właśnie na tej lekkiej szarży estetycznej może sporo zyskać.
Trochę brakuje nam braci Słowian, bo kilka krajów się wycofało, ale myślę, że parę głosów z Europy Zachodniej i 12 punktów, bo czuję przez skórę, że tak właśnie będzie, od Ukrainy może jeszcze namieszać. Czy nas uznają za wariatów, czy docenią fajnie zrealizowaną piosenkę - nieważne, dziś wieczorem i tak będzie co oglądać. Obyśmy się później nie martwili, że za rok to my musimy urządzić tę szopkę.