"100 tys. chętnych nie może się mylić" - pisał Robert Sankowski w "Wyborczej" tuż przed weekendowymi koncertami.
O co chodzi? Kiedy ogłoszono, że Radzimir "Jimek" Dębski, Miuosh i Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia zagrają koncert w Katowicach, organizatorzy błyskawicznie musieli dorzucić kolejny. Nie mieli wyboru: serwery uległy przeciążeniu, strony zajmujące się sprzedażą biletów przestały działać. Zainteresowanych było, bagatela, 100 tys. osób.
Więcej zdjęć z katowickiego koncertu Jimka i Miuosha zobaczysz TUTAJ >>
Jimek to bez wątpienia jedna z największych muzycznych sensacji ostatnich miesięcy o polskim rodowodzie. Spora w tym zasługa "Hip-Hop History Orchestrated", kompilacji 30 hip-hopowych hitów zaaranżowanych na orkiestrę, części koncertu i wydawnictwa "Miuosh/Jimek/NOSPR 2015". Niemal 10-minotowe nagranie obiło się szerokim echem, zarówno wśród polskich, jak i zagranicznych internautów. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że utwór polecali m.in. wykonawcy oryginalnych wersji utworów - M.O.P. i Nicki Minaj, a aktor Ashton Kutcher nawał Jimka "geniuszem".
- Historia hip-hopu, która się tak spodobała, wpadła mi do głowy, bo miałem kilka fajnych rozmów. Rozmawiałem z Jankiem Komasą, który wtedy zrobił "Salę samobójców" i przyjechał do Stanów. Miał niesamowite propozycje dużych spotkań, mógł wykorzystać szansę, ale nie daliby mu zrobić takiego filmu wojennego ["Miasto 44"], nie dostałby takiego budżetu. On mi uświadomił, że można siedzieć w Polsce i robić coś, czego w Stanach bym nie mógł - mówił Dębski w rozmowie z Tomaszem Raczkiem w TOK FM.
Fani hip-hopu zapewne kojarzą Dębskiego jeszcze z utworu "Nie muszę wracać" - duetu z Pezetem z 2012 roku. Dębski stworzył muzykę do utworu, który przywodzi na myśl klasyczny amerykański hip-hop z lat 90. Muzyka była na tyle odmienna od "bitów" typowych dla polskiego hip-hopu, że niezwykle popularna była sama instrumentalna wersja utworu.
Hip-hop w dotychczasowych realizacjach Dębskiego nie jest przypadkiem. Jimek wyjaśnia: - Słuchałem muzyki poważnej w szkole. Moim buntem, anarchią i walką z systemem był najmroczniejszy amerykański hip-hop.
Ale przecież nie o fascynację miejską kulturą zza oceanu tutaj tylko chodzi. Dębski ma klasyczne wykształcenie muzyczne, na studiach na Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie i University of California w Los Angeles zajmował się muzyką symfoniczną.
- Dzieci w szkole muzycznej ćwiczą klasykę i słuchają np. hip-hopu. Większość ma takie rozdwojenie jaźni. U mnie to było roztrojenie albo i więcej, bo słuchałem hip-hopu, rodzice mnie karmili jazzem, w szkole klasyka. Wtedy takie rzeczy się nie mieszały. A dzisiaj miesza się wszystko. To jest nasza epoka - wspominał w rozmowie z Anywhere.pl.
Nie należy jednak wnioskować, że muzyka klasyczna była dla Dębskiego przykrym obowiązkiem. Jego pasją jest mieszanie gatunków - muzyki poważnej z rozrywkową. W studio TOK FM pokazywał tatuaż na swoim ramieniu - partyturę 24 Fugi Bacha z Das Wohltemperierte Klavier. - To jednak z dziwniejszych fug Bacha. Gdyby zagrało się ją bardzo wolno, okazałoby się, że to zupełnie współczesna muzyka. To ponadczasowe - wyjaśniał.
Wróćmy jednak do sytuacji przełomowej dla młodego muzyka.
Rok 2012. Beyonce dzwoni do nieznanego szerzej Polaka, by poinformować, że wygrał konkurs na najlepszy remix i jego aranżacja utworu "End of Time" znajdzie się na nowym albumie gwiazdy.
Radzimir Dębski miał już na koncie muzykę do kilku filmów i seriali, ale kojarzono go głównie przez wzgląd na jego znanych rodziców - Krzesimira Dębskiego i Annę Jurksztowiecz.
- Nazwisko nie gwarantuje sprzedaży. Wszystko zależy od produktu. Często jest tak, że mając znanych rodziców, człowiek nie wytrzymuje tego wyścigu, meczu, gry... Masz to na barkach i wierci ci dziurę w mózgu - mówił Dębski w rozmowie z cgm.pl , odpierając zarzut o korzystaniu z popularności rodziców.
Z kolei jego ojciec uważa, że "załatwianiem", protekcją dzieci, można tylko zrobić krzywdę. - Młody człowiek, któremu załatwiono coś na siłę, zderza się z rzeczywistością. Na takich ludzi patrzy się jeszcze bardziej krytycznie i podejrzliwie - mówił .
Nadal jego konikiem są nowe aranżacje znanych utworów. Jeszcze tego samego roku otworzył koncert Super Jedynek w Opolu kompilacją hitów polskich wykonawców
Udowadniał też, że każdą piosenkę można dowolnie przerobić i w programie "Szymon na żywo" zagrał na gitarze największy hit disco polo - "Jesteś szalona" zespołu Boys.
Dębski śpiewa rzadko i sam przyznaje, że robi to niechętnie. Swojego bardzo niskiego głosu użyczył kilkakrotnie w charytatywnym projekcie "Dżentelmeni". W 2013 roku zaśpiewał na nim piosenkę swojej mamy "Będzie tak, jak jest".
Sama Jurksztowicz mówi, że podziwia syna, bo "jest artystą wiernym sobie" i zapowiada, że przygotowują się do wydania jej dawnych piosenek w zupełnie nowych aranżacjach.