Eurosonic 2016. O tych wykonawcach mówi europejska bran¿a muzyczna. ¦wietna Brodka! [POS£UCHAJ]

Nowe oblicze gwiazdy, dawny ekscentryk lekko utemperowany, hardcore'owcy rozdaj±cy falafele - to tylko kilka muzycznych atrakcji, które przyniós³ zakoñczony w³a¶nie w Groningen w Holandii festiwal Eurosonic. Oto kilka zespo³ów, o których by³o g³o¶no.

Brodka

To nie był oczywiście żaden debiut, a Brodka w żadnym razie nie jest początkująca artystką. Ale jej występ na festiwalu dla młodych talentów miał dużo sensu. I to podwójnie: Brodka po wielkim sukcesie w Polsce próbuje dać się poznać także publiczności zagranicznej, na dodatek powraca po długiej przerwie, pokazując zupełnie nowe oblicze. Może dlatego jej zespół występował w śnieżnobiałych strojach: był jak czysta karta, z której wymazane zostało jego wcześniejsze, popowe, barwne, trochę rozkrzyczane oblicze.

Bo dziś tamtej Brodki już nie ma, dziś jest Brodka dorosła, dojrzała, skupiona. I grająca w swoją grę, nie oglądając się na mody i tendencje. Kiedy cała polska scena chwyciła za komputery i buduje taneczne piosenki z sampli, Brodka wyrzuciła prawie całą elektronikę i gra... rock. Rock mocno zakorzeniony w tradycji, momentami nieco mroczny, momentami nieco transowy. Gra na tyle dobrze, że już dziś wiadomo, że o jej nowej płycie będzie w tym roku głośno.

 

Chloe Martini

Żaden z wczesnych zachwytów nad tą młodą artystką nie był przesadzony. Dojrzewająca od kilkunastu miesięcy przy niewielkim zainteresowaniu mediów i branży, właśnie rozkwitła w sposób naprawdę imponujący. Warszawska producentka i multiinstrumentalistka, znana do tej pory przede wszystkim z występu na poznańskim festiwalu Spring Break, gra dziś tak, że zawstydzić może znaczną większość rodzimej, a i sporą część europejskiej sceny. Jej propozycja to miękka, bogata pod względem brzmieniowym, iście radiowa elektronika z wyraźnym zacięciem w stronę nowoczesnego r'n'b i popu. To muzyka niemal szokująco dojrzała, oryginalna i przebojowa. Czyżby miało się okazać, że oto - bez namaszczenia ze strony tych, którzy do tej pory namaszczali - narodziła się spora międzynarodowa gwiazda z polskim paszportem?

 

Da Chick

Jeśli ktoś zobaczy tę nazwę w programie jakiegoś festiwalu i jest fanem klasycznego disco, powinien czym prędzej zaznaczyć ją jako wykonawcę do obejrzenia. Będzie zachwycony. Uwagę zwraca już sama nazwa tego projektu, otwarcie nawiązująca do grupy Nile'a Rodgersa, ojca chrzestnego muzyki disco, Chic. Młoda portugalska artystka czerpie z jej dokonań pełnymi garściami: jej produkcje eksplodują tradycyjnymi brzmieniami z lat 70-tych i klasycznymi rytmami disco i funk. Porywająca muzyka to jedno, ale w tym przypadku bardzo istotny jest sposób jej podania: liderka tego projektu szaleje ma scenie z iście południową żarliwością, na dodatek zawzięcie wspomagają ją dwaj czarnoskórzy tancerze i wokaliści zarazem. Ten zestaw może rozruszać nawet najbardziej nudną imprezę.

 

Dua Lipa

Warto zwrócić uwagę na tę artystkę. To może być jedno z ciekawszych odkryć na scenie stylowego popu w ostatnich miesiącach.

Młoda Angielka znakomicie sprawdziła się na scenie zarówno w tych bardziej dynamicznych kompozycjach, przy których widzowie nie mogli ustać spokojnie, ale i w tych znacznie spokojniejszych, nasączonych soulem balladach. Znakomicie sprawdziła się na koncercie w dużym klubie, podczas którego towarzyszył jej cały, kilkuosobowy zespół i spory zestaw sampli, ale równie ciekawy był niemal intymny występ na mikroskopijnej scenie. Tam wokalistkę wspierał tylko grający na akustycznym instrumencie gitarzysta. W takich warunkach artystka miała okazję udowodnić, że dysponuje naprawdę ciekawym głosem i dużymi możliwościami.

Choć było w jej zachowaniu na scenie trochę trudnej do uniknięcia na tym etapie kariery niepewności, ale radziła sobie na tyle dobrze, że poradzi sobie i na scenach nawet tych największych festiwali. I wiele wskazuje, że w niedalekiej przyszłości będzie ją tam można zobaczyć.

 

Fews

Z tym zespołem ewidentnie coś jest na rzeczy. Czterech młodych Szwedów gra dziarski indie rock: przyzwoity, rzetelny, momentami nawet dość intrygujący, choć z pewnością nie odkrywający żadnych nowych planet. Wyglądają jakby za wszelką cenę chcieli wyglądać najgorzej, na dodatek prezentują na scenie dość daleko posuniętą dezynwolturę. Wypisz wymaluj: jak Amerykanie z grupy Diiv, z którymi Szwedom jest zresztą momentami dość po drodze także muzycznie. Ale żaden z tych argumentów nie uzasadnia zadziwiająco dużego zainteresowania, z jakim ten zespół spotkał się w Holandii. Czy to zwiastuje tym muzykom jakąś większą karierę?

 

Have You Ever Seen The Jane Fonda Aerobic VHS?

Swoją niecodzienną nazwą to fińskie trio jednych intryguje, innych odstręcza. Z ich muzyką może być podobnie. Bo jest szorstka, nieuporządkowana, niegrzeczna. To trochę jakby punk, ale z dyskotekowymi klawiszami zamiast gitary. To trochę jakby pop, ale spocony, zziajany i brudny. Na korzyść tej grupy z pewnością przemawiają przebojowe melodie i sceniczna żywiołowość. Fani alternatywnego grania zdecydowanie powinni się tym zespołem zainteresować.

 

John Coffey

Mocny atut gospodarzy - holenderski zespół, którego festiwalowe występy były dowodem na dwie tezy. Po pierwsze: organizatorzy Eurosonic coraz bardziej otwierają się na ostre granie. Po drugie: ciekawa muzyka to jedno, ale na takich festiwalach sposób jej wykonania ma kluczowe znaczenie, choćby dlatego, żeby zwrócić uwagę widzów, nie znających wcześniej danego wykonawcy.

Tych kilku wąsatych muzyków gra niezbyt oryginalny hard core'owy rock'n'roll z małymi wycieczkami do piekła i wypisanymi na sztandarach antyrasistowskimi, antyseksistowskimi i antyhomofobicznymi hasłami. Ale na scenie tworzą takie widowisko, że nawet ci, którym nie po drodze z takim graniem, nie mogą oderwać oczu. Jest więc wskakiwanie z instrumentami w publiczność, jest surfowanie nad głowami widzów, jest miotanie się po całej scenie. Są też kompletne niespodzianki jak ta, kiedy wokalista wyciągnął skądś wielki półmisek z falafelami i zaczął częstować widzów. I jak tu się dziwić, że Holendrzy zdążyli się mocno zakochać w tym zespole.

 

King Charles

Czy to będzie nowa gwiazda brytyjskiego indie folku? Czy ktoś jeszcze potrzebuje gwiazdy grającej właśnie taką muzykę? King Charles zaczynał już dość dawno temu. Robił wówczas wrażenie sporego ekscentryka: i muzyka, i wizerunek młodego Anglika wyraźnie wskazywały, że najbliżej mu do freak folku, z dużym naciskiem na "freak". Kiedy ogląda się go dziś na scenie, można odnieść wrażenie, że mocno dojrzał i spoważniał. Nie daleko mu do tego, co prezentował zespół Mumford And Sons, zanim przeszedł na stronę pop rocka - gościnny udział muzyków tej grupy w jednym z nagrań King Charlesa nie jest przecież przypadkiem.

 

Kovacs

O tej artystce już usłyszała spora część Europy, choć pochodzi z kraju nie najlepiej radzącym sobie z eksportem swojej muzyki. Ale twórczość tej holenderskiej wokalistki jest naprawdę wyjątkowa i godna zauważenia.

Już słuchane w wersjach studyjnych piosenki intrygują nie do końca typowym brzmieniem. Na żywo imponują jeszcze bardziej, kiedy okazuje się, że gra je na scenie prawdziwa mini-orkiestra z wysuniętą na pierwszy plan sekcją smyczkową.

Uwagę przyciąga jednak przede wszystkim liderka tego sporego zespołu: znakomicie radzi sobie z partiami wokalnymi, chętnie mocno wychodząc poza to, co nagrała w studiu, pokazując zarazem siłę swojego głosu.

 
Wiêcej o: