Siesta Festiwal. Nie istnieją w innych mediach, ale mają wiernych fanów. Kult stworzony przez Trójkę

Ci wykonawcy nie grają w Polsce koncertów poza jednym festiwalem, nie istnieją w innych mediach - festiwal Siesta to ciekawy przykład cieszącej się wielką popularnością imprezy, wykreowanej przez jedno radio i jednego prezentera.

W ostatni weekend kwietnia w Gdańsku odbędzie się kolejna, szósta już, edycja imprezy znanej jako Siesta Festival. Imprezy cieszącej się niespodziewaną, zaskakującą, a poniekąd - zastanawiającą popularnością. Co roku przyjeżdżają na nią gwiazdy specyficznej odmiany muzyki world, wywodzącej się przede wszystkim z Wysp Zielonego Przylądka i Portugalii. To gatunek, który nigdy wcześniej w Polsce nie był jakoś specjalnie popularny, to wykonawcy nie sprzedający tu jakichś zawrotnych ilości płyt - trudno ich szukać w zestawieniach sprzedaży, to muzycy pochodzący z regionów świata, które dla wielu Polaków są raczej białą plamą na mapie.

Bilety wyprzedane tak szybko, że negocjowali dodatkowy koncert

Na dodatek festiwalowe koncerty są - w porównaniu z innymi imprezami muzycznymi - dość, albo wręcz: bardzo drogie, a mimo to bilety wyprzedają się w tempie iście astronomicznym. W tym roku organizatorzy, wobec faktu, że bilety na jeden z koncertów niemal natychmiast zniknęły z kasy, zmuszeni byli negocjować z gwiazdą dodatkowy występ, żeby zaspokoić oczekiwania widzów. Pojawia się więc pytanie: skąd bierze się ta, niemal szokująca, popularność tej imprezy i jej gwiazd?

 

Wygląda na to, że jej głównym powodem jest radio. A dokładniej: nie do końca chyba dziś doceniana kulturotwórcza rola, którą odgrywa Trójka. Bo w przypadku festiwalu Siesta, to właśnie ta rozgłośnia jest praktycznie jedynym miejscem, w którym promowana jest muzyka, która się na nim pojawia.

Mało tego, gdańska impreza jest tak naprawdę koncertową inkarnacją jednej z bardzo popularnych audycji, które regularnie pojawiają się w jej eterze - chodzi o, nomen omen, "Siestę", autorski program muzyczny Marcina Kydryńskiego.

Marcin Kydryński zaraża słuchaczy

Fenomen tego festiwalu jest arcyciekawym przeniesieniem do współczesności mechanizmu, który znakomicie działał w Polsce w czasach późnego komunizmu, czasach żelaznej kurtyny i czasach sprzed internetu. Jako że zwykli obywatele nie mieli wówczas niemal żadnego dostępu do zachodniej kultury, bazowali tylko i wyłącznie na tym, co radiowi prezenterzy proponowali w swoich audycjach. Tym samym wytworzyła się dość patologiczna i niebezpieczna sytuacja, w której prywatny gust danego autora i jego dostęp do takich, a nie innych płyt, budowały gust polskiej publiczności.

Ponieważ Piotr Kaczkowski lubił rock progresywny, całe pokolenie jego słuchaczy wychowało się na płytach klasyków tego gatunku i do dziś nie przyjmuje do wiadomości, że istnieją inne - skądś przecież muszą się brać ci, którzy każdy tekst w portalu "Gazety", poświęcony nowej muzyce komentują stałym: "to ma być dobra muzyka? Dobra muzyka to było..." i tu następuje wyliczenie ulubionych zespołów Kaczkowskiego.

Ponieważ Marek Wiernik miał okres, w którym słuchał łagodniejszych przedstawicieli sceny punkowej, pokolenie jego słuchaczy zakochało się w takich zespołach jak Buzzcocks czy UK Subs. Ponieważ Marek Niedźwiecki miał słabość do Basi Trzetrzelewskiej, cała Polska słuchała nagrań tej - w kontekście światowej sceny popowej: dość niszowej - wokalistki. I tak dalej. Przykłady można mnożyć i nie sposób oczywiście mieć do kogoś pretensje - skoro radio było jedynym źródłem wiedzy o muzyce, radio w sposób bezdyskusyjny kreowało mody i gusty.

Dość wstrząsające okazuje się jednak odkrycie, że ten mechanizm nadal działa. Bo to, że Kydryńskiemu w 2016 roku udało się zarazić kilkanaście, a może kilkadziesiąt tysięcy osób w Polsce swoim prywatnym, dość egzotycznym, gustem, jest doprawdy zadziwiające. W czasach, kiedy każdy ma pod ręką - czysto dosłownie: pod palcami obsługującymi internet w telefonie - dostęp do niekończących się zasobów muzyki z każdego świata, należącej do każdego znanego gatunku i do wielu gatunków, o których nikt wcześniej nigdy nie słyszał, rola dziennikarzy muzycznych jako przewodników po muzycznym świecie została zupełnie zdegradowana.

 

Na Zachodzie specjaliści prowadzą potężne studia, próbujące odpowiedzieć na pytanie, kto jest dzisiaj "taste makerem", czyli kimś, kto kształtuje gust szerokiej publiczności. Dochodzą do wniosku, że kogoś takiego dziś w zasadzie już nie ma - ta rola dzieli się dziś między kilka podmiotów i mechanizmów: twórców playlist w serwisach streamingowych, bloggerów i zwykłych ludzi, którzy udostępniają swoje ulubione piosenki w portalach społecznościowych.

Cała ta nauka w Polsce okazuje się mieć tylko bardzo ograniczone znaczenie. W Polsce, jak widać, działa mechanizm jeszcze z lat 70-tych. I to działa bardzo skutecznie - wyprzedane bilety na festiwal Siesta to najlepszy dowód. Z punktu widzenia wykonawców, którzy przyjadą do Gdańska to akurat bardzo dobrze - nie ma się co obrażać na to, że sporo Polaków za sprawą Kydryńskiego słucha nie najgorszej muzyki. Ale fakt, że radio jest dla nich najważniejszym źródłem wiedzy o muzyce, że nie sięgają po niezliczone możliwości, które daje im nowoczesna technologia, jest trochę przerażająca dla wszystkich, którzy próbują promować swoją muzykę na inne sposoby, bo tak się składa, że akurat Kydryński jej nie lubi.

Festiwal Siesta odbędzie się w dniach 22-25 kwietnia (piątek-poniedziałek) w Gdańsku. Wystąpią m.in.: Lura, Elida Almeida, Karyna Gomes i Tomatito.