Ta scena przeszła do historii: kina, muzyki i generalnie całej popkultury. Ciemność przebija reflektor, na ekran na wielkim motocyklu wjeżdża niewysoki mężczyzną w charakterystycznej skórzanej kurtce. Zatrzymuje pojazd i rozgląda się wzrokiem pełnym buty. Z głośników rozlega się riff, którego nie da się zapomnieć.
To "Purple Rain", tytułowa piosenka z filmu sprzed trzech dekad, którego akcji nikt dziś już nie pamięta i która tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Oglądany dziś śmieszy zarówno strojami bohaterów, jak i ich histerycznymi reakcjami i zachowaniami. Ale to zupełnie nie szkodzi, ważne, że było to spektakularne ukoronowanie pierwszego etapu twórczości artysty, który od tego czasu mógł już sobie pozwolić dokładnie na wszystko.
I rzeczywiście: pozwalał sobie aż do dziś.
Prince, który naprawdę nazywał się Prince Rogers Nelson, urodził się 57 lat temu w Minneapolis, które nie było wcześniej jakimś specjalnie ważnym punktem na muzycznej mapie świata. Stało się nim właściwie dopiero za jego sprawą - mieszkał tam w zasadzie przez całe życie, chętnie to podkreślał, a swój styl określał bardzo konsekwentnie jako "Minneapolis sound".
To właśnie ów styl był czymś, co sprawiło, że o muzyku z - było nie było - prowincji błyskawicznie zrobiło się głośno i szybko stał się jedną z największych gwiazd światowego popu.
Tym, co zawsze wyróżniało jego muzykę, była przede wszystkim zdumiewająca umiejętność przekraczania granic gatunkowych i łączenia w jednej piosence elementów, których nikt wcześniej nie odważył się umieścić koło siebie.
Funk, r'n'b, hip hop, disco, rock, elektronika, psychodelia - te pojęcia zdawały się dla niego nie istnieć, takie podziały nie miały dla niego znaczenia: jeśli w opartej na dyskotekowym rytmie piosence chciał usłyszeć niemal heavy metalowy riff, umieszczał go tam, nie zważając na protesty gatunkowych purystów. W tym sensie był brawurowym pionierem współczesnego myślenia o muzyce, w którym podziały gatunkowe zacierają się coraz bardziej.
Wiąże się z tym inna ważna cecha Prince'a: skłonność i odwaga do eksperymentów. Jako producent potrafił w studiu wyczarować brzmienia, jakich nikt wcześniej nie słyszał, za to potem kopiowali je wszyscy. Każda jego kolejna płyta była prawdziwym magazynem inspiracji dla innych, a wiele jego pomysłów do dziś obija się głośnym echem w światowym popie.
Eksperymentował zresztą nie tylko z brzmieniem, ale i ze swoim wizerunkiem - co jakiś czas wymyślał się praktycznie na nowo, zmieniając wygląd czy pseudonim, którym podpisywał swoje płyty.
Prince był odważny także w innym sensie - w czasach, kiedy nie było to najlepiej widziane, śmiało otaczał swoje piosenki gęstą aurą seksualności. Jego teksty były pełne seksualnych aluzji, jego koncerty były nasycone seksualnymi elementami, jego teledyski kipiały seksualnymi obrazami. Także w prywatnym życiu ta sfera miała ogromne znaczenie - Prince miał dłuższe lub tylko przelotne relacje z niezliczoną ilością kobiet, w tym kilkoma ważnymi postaciami popkultury, m.in. aktorką Kim Basinger czy piosenkarką Madonną.
Kolejną rzeczą, która wyróżniała tego artystę, była niezwykła pracowitość i produktywność, granicząca wręcz z czymś na kształt twórczego ADHD: Prince wydawał tyle płyt, że mało kto był w stanie nadążyć z ich uważnym przyswajaniem, oprócz tego przygotowywał ścieżki dźwiękowe do filmów (m.in. do "Batmana" i "Happy Feet" - już samo zestawienie tych dwóch tytułów pokazuje wszechstronność tego artysty) i pisał mnóstwo innej muzyki.
Mało tego - komponował także piosenki dla innych artystów, za sprawą których stawali się oni wielkimi gwiazdami. Najlepszy przykład to oczywiście "Nothing Compares 2U", gigantyczny przebój, wylansowany przez Sinead O'Connor. Choć w gruncie rzeczy było odwrotnie: to raczej ten przebój wylansował tę, nieznaną wcześniej, wokalistkę i uczynił z niej ważną postać współczesnej muzyki.
Pomoc młodym wykonawcom nie ograniczała się czasem do samego pisania piosenek - Prince otaczał ich opieką: produkował ich płyty, zabierał na trasy koncertowe i na inne sposoby wspierał ich pierwsze kroki w showbusinessie. Najnowszy przykład to angielska wokalistka Lianne La Havas, która Prince'owi może zawdzięczać ogromne tempo swojej kariery.
I jeszcze jedna rzecz, która wyróżniała Prince'a na tle całej reszty współczesnej sceny muzycznej: gigantyczny talent do komponowania zaraźliwie przebojowych piosenek. Przykładów podawać można wiele, ale najlepszym jest oczywiście "Kiss" - jeden z najwiekszych evergreenów współczesnego popu, utwór którego nie można nie znać, a kiedy się go raz usłyszy - nie da zapomnieć. Ta piosenka i wcześniej była wszechobecna, przez najbliższych kilka dni nie będzie można od niej uciec.
ZOBACZ TEŻ KSIĄŻKĘ: "Prince. Chaos i rewolucja" >>
Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas