Glastonbury: Zbliża się najważniejszy festiwal świata

Najmniej kontrowersyjni headlinerzy od lat, wspomnienia po zmarłych mistrzach, płytowa kompilacja na rzecz uchodźców - za kilka dni rozpoczyna się festiwal w Glastonbury.

Zbliżający się weekend to najważniejsze dni w tegorocznym kalendarzu festiwalowym. W piątek, już wczesnym popołudniem, zacznie się muzyczna część festiwalu, który uznawany jest za prototyp i wzór wszystkich wydarzeń tego typu - imprezy w Glastonbury.

Co roku budzi ona ogromne emocje i przynosi mnóstwo wrażeń. Często są to wrażenia zupełnie unikatowe. Nawet jeśli jakiś wykonawca w danym sezonie ma zaplanowany cały zestaw festiwalowych występów, ten w Glastonbury z reguły jest wyjątkowy. Artyści przygotowują jakieś specjalne atrakcje albo zapraszają na scenę zaskakujących gości.

W tym roku impreza będzie się odbywać nie tylko nieco w cieniu piłkarskich mistrzostw - to się już przecież zdarzało już nie raz, ale przede wszystkim - czwartkowego referendum w sprawie pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej.

 

Headlinerzy przewidywalni i bezpieczni

Licząca ponad czterdzieści lat impreza organizowana jest na wielkiej farmie w środkowej Anglii. Jej ostatnie edycje przyciągały niemal 200 tys. widzów. Organizatorzy zawsze przypominają, że to festiwal różnych sztuk - rzeczywiście: występują tam teatry, komicy, trupy cyrkowe czy specjaliści od pokazów typu fire show - ale tak naprawdę największy oddźwięk i zainteresowanie budzi muzyczna cześć imprezy. W jej ramach na kilkudziesięciu scenach występują setki wykonawców, reprezentujących najróżniejsze gatunki i stylistyki. Przeważają wśród nich artyści z Wielkiej Brytanii. W tym roku widać to jeszcze wyraźniej niż zwykle - choćby za sprawą trójki headlinerów - wszyscy pochodzą właśnie z Wysp Brytyjskich. Pierwszego wieczoru wystąpi zespół Muse, drugiego - Adele, w niedzielę zaś festiwal zamknie występ grupy Coldplay.

W kontekście ostatnich lat to zestaw najbardziej oczywisty, naturalny i przewidywalny. A do tego - najmniej kontrowersyjny.

Niezadowolny Noel, wściekli ekolodzy

Niektóre decyzje organizatorów przy poprzednich edycjach wywoływały w Wielkiej Brytanii głośne dyskusje, kłótnie, protesty, a nawet obelgi i groźby. Słynna była choćby awantura, którą w 2008 roku wywołał Noel Gallagher, były wokalista zespołu Oasis: twierdził, że hiphopowiec w charakterze headlinera - miał nim być Jay-Z - to skandal i zaprzeczenie istoty tego rockowego festiwalu.

W odpowiedzi amerykański raper rozpoczął swój wstęp, samplując przebój Oasis, „Wonderwall”. Spory rezonans wywołało też ogłoszenie, że headlinerem w 2014 roku ma być zespół Metallica. Tym razem chodziło nie tylko o kwestie artystyczne, ale także fakt, że muzycy grupy nie ukrywali swojej fascynacji polowaniami, co wywołało protesty organizacji ekologicznych związanych z festiwalem. Muzycy przygotowali specjalny, mocno autoironiczny, film na ten temat, który wyemitowali przed swoim występem.

W tym roku raczej nikt się nie burzył - zestaw headlinerów zdaje się w pełni zaspokajać potrzeby widzów i pasować do charakteru festiwalu. Poszczególni wykonawcy, reprezentujący odpowiednio: nieco ostrzejszą odmianę muzyki rockowej, klasyczny pop i pop-rock, znakomicie wpasowują się w wachlarz gatunków obecnych na festiwalu.

 

Kilka gwiazd

Oprócz headlinerów organizatorom udało się zbudować dość mocny program, będący znakomitym połączeniem gustów brytyjskiej publiczności i kalendarza koncertowego popularnych na Wyspach wykonawców.

Z jednej strony w Glastonbury wystąpią więc ci, którzy w tym roku intensywnie koncertują na festiwalach i zdążyli się już pokazać na kilku ważnych imprezach. To m.in.: islandzki zespół Sigur Ros, którego członkowie w przerwie między występami na obu festiwalach Primavera Sound a wizytą w Glastonbury zdążyli zaprezentować niecodzienne widowisko telewizyjne: podróż po rodzimej wyspie w rytm swojej muzyki. To m.in. amerykańska formacja LCD Soundsystem, która - fetowana na innych tegorocznych festiwalach - w Glastonbury została ewidentnie potraktowana po macoszemu. Nie dość, że nie gra na głównej scenie, na dodatek - dokładnie w tym samym czasie, kiedy zespół Coldplay. To m.in. PJ Harvey, dla której będzie to swego rodzaju powrót do domu - artystka wywodzi się w leżącej nieopodal festiwalowej farmy miejscowości Yeovil.

 

Młodzi, tajemniczy, legendarni

W Glastonbury nie zabraknie też artystów mniej znanych, ale powoli zdobywających coraz większą popularność, nie zabraknie najbardziej obiecujących i cenionych debiutantów, takich jak choćby: rockowa grupa Catfish And Bottlemen, soulowe odkrycie sprzed kilku lat, Michael Kiwanuka czy wschodząca gwiazda piosenkowej elektroniki, Haelos.

Ważną festiwalową tradycją są w Glastonbury także „secret shows” - nie zapowiadane wcześniej koncerty, które czasem potrafią dać nawet wielkie gwiazdy. W tym roku wszyscy komentatorzy są zgodni - jednym z takich koncertów-niespodzianek po prostu musi być występ grupy Radiohead. Właśnie wydała nową płytę, gra w tym roku na kilku festiwalach, a w Glastonbury zdarzyło jej się już wystąpić bez wcześniejszej zapowiedzi, w 2011 roku.

Pewnym rozczarowaniem może być natomiast tegoroczny „legends slot” - popołudniowy niedzielny koncert wielkiej gwiazdy sprzed lat. Po wielkich wydarzeniach, jakimi były w ostatnich latach występy takich wykonawców jak: Dolly Parton czy Lionel Richie, poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko. I trudno oczekiwać, żeby występ dzisiejszej mutacji grupy Electric Light Orchestra, czyli Jeff Lynne's ELO, zdołał wywołać podobne emocje.

 

Błyskawica, korona, poroże

Spośród nietypowych atrakcji, które zapowiadają organizatorzy na plan pierwszy wysuwają się z pewnością pomysły uhonorowania kilku zmarłych niedawno wielkich osobowości współczesnej muzyki: Davida Bowiego, Prince’a i Lemmy’ego Kilmistera z zespołu Motorhead.

Najbardziej spektakularnego „pomnika” doczeka się ten pierwszy: główna festiwalowa scena, słynna Pyramid Stage, ozdobiona zostanie ogromną błyskawicą, zaczerpniętą z jednego z wcieleń Bowiego - Ziggy Stardusta.

Prince uhonorowany zostanie rzeźbą przedstawiającą dłoń, trzymającą fioletową czy purpurową koronę - to oczywiście nawiązanie do pseudonimu artysty i tytułu jego najpopularniejszego przeboju, piosenki „Purple Rain”.

Lemmy’emu poświęcony będzie natomiast monument zdobiący Other Stage - drugą co do wielkości scenę festiwalową. Będzie przedstawiać „pacyfkę” ozdobioną karcianym asem pik z piosenki „The Ace Of Spades”, rogami kozła i silnikiem motoru.

 

Wczoraj kalosze, dziś pieniądze

Glastonbury uznawany jest za jeden z  festiwali, na którym bardzo obecna jest, w różnych formach, aktualna tematyka polityczna, społeczna i ekologiczna. Organizatorzy nie byliby sobą, żeby i tym razem nie zabrali głosu w jednej z ważnych dla świata spraw.

Tym razem znów będą to uchodźcy. Znów, bo w tamtym roku tysiące par kaloszy, pozostawionych przez uczestników festiwalu na jego terenie, trafiło do słynnej „dżungli” w Calais, jednego z największych obozów uchodźców w Europie.

W tym roku po festiwalu zostanie wydana specjalna kompilacyjna płyta, zawierająca nagrania zarejestrowane podczas imprezy. Pełen dochód zostanie przekazany na pomoc emigrantom, a całe przedsięwzięcie poświęcone będzie pamięci Jo Cox, parlamentarzystki i aktywistki, zamordowanej kilka dni temu przez prawicowego ekstremistę.