Ten Typ Mes: dla mnie jest jasne, że słabszym trzeba pomagać

Rapuje o nietypowych sprawach, właśnie nagrał płytę pełną bardzo nietypowych pomysłów muzycznych, koleguje się z punkowcami, pomaga uchodźcom. Ten Typ Mes opowiada o płycie ?AŁA.? i nie tylko.

Przemysław Gulda: Nagrałeś właśnie płytę o znaczącym, choć brzmiącym nieco infantylnie tytule „AŁA.”. Co cię dziś najbardziej boli?

Ten Typ Mes: Teraz mnie boli, że brzmi infantylnie. A na serio to najbardziej boli mnie zarządzanie strachem. W skali globu. A w skali moich problemów takie rzeczy, jak: przyszłość, mieszkanie, to że za mało czytam książek albo to, że kolejny mój kumpel stracił kontrolę nad narkotykami. Tych tematów dotyczą teksty na „AŁA.”.

To materiał niezwykle obszerny, różnorodny, eklektyczny, momentami wręcz ekscentryczny. Co sprawiło, że ten album ma właśnie taki kształt? Skąd taka różnorodność?

- Z potrzeby realizacji marzeń, tzn. słucham saksofonu na jakiejś amerykańskiej płycie i po czasie nie wyobrażam sobie nie wykorzystać szansy, by saksofon mieć na swojej płycie. Dzwonię po dęciaki i jedziemy. A potem słucham elektroniki. Dzwonię do asa od takich bitów, by wysłał mi coś w tym klimacie, bo byłem w jakimś dziwnym klubie, ludzie mieli oczy w pięć złotych i podobało mi się to brzmienie. To, co dzięki temu zyskuje słuchacz, to głębia. Nie poetycka, tylko warstwy muzyki, które może odkrywać od pierwszego przez następne i następne odsłuchy. Za pierwszym razem może to nie wejść, ale nie po to robi się nasycone albumy, by ich słuchać jak powierzchowną łatwiznę.

Do której z odmian hip hopu jest ci dziś najbliżej pod względem muzycznym i ideowym? Na ile wciąż czujesz się częścią tego środowiska?

- Częścią środowiska czułem się zawsze w niewielkim stopniu. Od płyty Flexxipu szliśmy pod prąd większości hip hopu. Z niektórymi ekipami łączyła i łączy nas więź i porozumienie poczucia humoru czy szacunku dla rytmu i brzmień. To tyle. Nie ma jakiejś organizacji zrzeszającej raperów, która może mnie przyjmować lub wykluczać. Jeśli by taka była, to bardzo dużo by mi zawdzięczała i gros raperów, którzy płyną, a nie dukają i zaczęli rapować po 2004 roku musiałoby mi opłacać składki.

Śmiało eksperymentujesz na tym albumie z mainstreamowymi gatunkami, m.in. z klasycznym popem. Skąd taki pomysł?

- Nie wiem, co to jest klasyczny pop. Piosenka z Dawidem to raczej retro, choć o tyle dziwne, że całą kompozycję Fox oparł na klawiszach, bez gitar. Mi się aktualnie to kojarzy z zespołem Madness. Numer z Izą Lach to elektronika bliżej UK, a elektronika z tych regionów rzadko była w Polsce popularna na tyle, by określić ją popem. Jak zdefiniujesz mi pop możemy jeszcze raz otworzyć to pytanie, nie ma sprawy.

No właśnie - skoro sam o tym wspominasz... Płytę otwiera piosenka, w której gościnnie śpiewa Dawid Podsiadło - dlaczego on? Jak co się z nim pracowało?

- Potrzebowałem wzmocnić swój głos w refrenach. Ta piosenka była tak pomyślana, że raczej nie dam rady bez chórków. Zadzwoniłem po Kingę Miśkiewicz, ale to za mało. Potrzebowałem typa i najlepszym rozwiązaniem było wziąć świetny głos, z którym po drodze mi w poglądach i wyborach artystycznych. Dawid spełnił wszystkie wymagania. Jego popularność mnie tylko cieszy i dobrze, że może pomóc utworowi pt. „Codzienność”, bo nie znam żadnej podobnej piosenki.

 

W innych piosenkach pojawiają się także inni goście - jak dobierałeś grono swoich współpracowników podczas nagrywania tej płyty?

- Napalałem się na jakiś gatunek muzyczny i wydzwaniałem eksperta od tego gatunku. Przy każdej swojej płycie tak robiłem, tu było jednak więcej gatunków i instrumentów niż dotychczas.

Masz sporo znajomości na warszawskiej scenie punkowej, zdarzyło ci się nawet gościnnie śpiewać na punkowych płytach i występować w teledyskach punkowych zespołów. Czym jest dla ciebie ta - niestety dość nietypowa - więź? Na ile punk i hip hop mogą dziś korespondować ze sobą i wspierać się nawzajem?

- Każda muzyka, w której jest szacunek dla słowa, dla pomysłu, dla autentyczności, dobrze koresponduje z rapem. Dla mnie ta więź oparta jest właśnie na literach, na piosenkach o czymś, na błyskotliwości obserwacji. Takich tekstów jak u zespołu Analogs – nie znamy się osobiście, ale props – nie słyszałem u nikogo. Może u paru raperów, ale też w innej otoczce.

W jednej z piosenek na płycie mocno zastanawiasz się nad sensem psychoterapii. Czy przeraża cię to, że każdy dziś potrzebuje terapeuty?

- Zastanawiam się nad sensem, ale też udzielam odpowiedzi. Twierdzącej. Terapia może być zmieniającym grę doświadczeniem dla każdego wrażliwca, który nie bardzo lubi siebie. Albo ludzi. Nie każdy tego potrzebuje – sporo jednostek wita i kończy dzień bezgranicznym zadowoleniem z siebie. To nie dla nich.

W jednej z piosenek na nowej płycie, żeby użyć oficjalnej formułki: promujesz czytelnictwo. Dlaczego to twoim zdaniem takie ważne?

- Za dużo jest powierzchowności. Książka to lek na nią. A najkrócej mówiąc, jeśli książka jest wydana, po redakcji i po korekcie, to nawet mniejsza o czym jest – już wzbogacasz słownictwo i czerpiesz i korzystasz. Komentarze i podpisy pod zdjęciami nie są zredagowane.

Jaką książkę ostatnio czytałeś, jaka książka zrobiła ostatnio na tobie szczególne wrażenie?

- „1945. Wojna i pokój” Magdaleny Grzebałkowskiej, ważna pozycja dla każdego dużo podróżującego po polskich miastach. Swietłana Aleksiejewicz. Wszystko tej pani. Ale najmocniej wrył się Peter Pomerantsev. Książką o manipulacji mediami w Rosji, ale też spotkaniem autorskim, na które wpadłem.

Dlaczego pomagasz uchodźcom? Jak to było, że wpuściłeś obcych ludzi do domu?

- To nie byli uchodźcy, a ludzie ze Wschodu, nasi sąsiedzi. Chcieli zmienić kraj, w którym wizyta w dowolnym urzędzie zaczyna się od łapówki, na kraj, który już sobie z tym poradził. I – według nich – działa niewiarygodnie sprawnie. Stało się tak przez internetową znajomość, nie wchodząc w szczegóły, przez przekucie wirtualnej znajomości na życie.

Jasno i otwarcie stawiasz sprawę, jeśli chodzi o stosunek do imigrantów. To dziś w Polsce akt nie lada odwagi, zwłaszcza w mocno przesiąkniętym ksenofobicznymi fobiami środowisku, w którym się poruszasz. Czemu to robisz?

- Stawiam jasno sprawę, że jeśli ktoś do mnie podchodzi i prosi o pomoc to robię to. To moja osobista, ludzka postawa i nie mądrzę się w kwestiach politycznych, celnych, w temacie obywatelstwa lub azylu, ponieważ nie mam o tym pojęcia. W tych kwestiach słucham argumentów ekspertów, którzy pracują z tym na co dzień, są w tym doświadczeni. Jak jechałem z celnikiem BlaBla Carem to wypytywałem go o granice, moja wiedza wzrosła. Bezpośrednio od źródła. Ale nie muszę się nikogo pytać o zdanie „czy pomóc słabszemu”, bo to dla mnie jasne, że tak.

 

Czy spotykasz się z jakimiś negatywnymi ocenami tego typu deklaracji i działań ze strony słuchaczy czy innych muzyków?

- Głównie w internecie. Czyli mało się spotykam. Muzycy zazwyczaj są otwarci na świat, widać to po USA. I również po Stanach widać, że nic to nie dało. Szkoda.

Jak to się stało, że hiphopowe środowisko w Polsce tak mocno przechyliło się na prawo? Czy to tylko, jak chcą niektórzy, wahadło, które zaraz przesunie się w inną stronę czy to stała tendencja, od której nie ma ucieczki?

- Nie wiem. Przechył na prawo to też nie dla każdego sprawa kluczowa w życiu. Tak, jak dla mnie otwarcie na pomoc innym. Nie budzę się i nie bulwersuję wojnami, nie spędza mi to – jeszcze i oby zawsze – snu z powiek. Dlatego z kolegami z prawego skrzydła rozmawiam na luzie. Spieram się nawet. I nie ma nudy.

Co i rusz wyskakujesz na tej płycie z jakaś seksualną aluzją. Czy wszystko „ci się kojarzy”?

- Nie wiem, o co pytasz. Chętnie odpowiem po przykładzie. Ogólnie jakiekolwiek aluzje, seksualne czy nie, służą grze słów. Rap wymaga grania słowem, tu nie przejdzie piosenka o tęsknocie do miłości z podstawówki, w każdym razie nie bez celnych porównań i odkrywczych rymów.

Płyta ukazuje się w nietypowej edycji - dodatkiem jest książka, będąca zbiorem twoich felietonów z ostatnich lat. Na ile ważne jest dla ciebie ich pisanie? Jak się mają do tego, co piszesz w tekstach piosenek? Czy to swego rodzaju ich uzupełnienie i rozszerzenie czy zupełnie coś innego?

- Tak, to zdecydowanie uzupełnienie. Niektóre tematy nadają się na utwór, inne lepiej oszlifuję w felietonie. Lubię słowo, nie zawsze z wzajemnością, ale felieton czy tekst piosenki – na przykład dla Korteza, nierapowy – to zawsze dobry trening wyobraźni.

Rozmawiał Przemysław Gulda