Paula i Karol: Nasz pomysł na muzykę był taki - wyjść na ławkę pod blokiem ze skrzypcami i gitarą

Prawie się rozpadli, ale pozbierali się bez żadnego problemu, nagrali swoją czwartą płytę, mimo że mieszkają setki kilometrów od siebie. Dziś wychodzi najnowszy album zespołu Paula i Karol.

Przemysław Gulda: Właśnie ukazała się wasza najnowsza płyta, album zatytułowany "Our Town". Czym różni się od poprzednich, jeśli chodzi o sposób powstawania, komponowania, nagrywania?

Karol Strzemieczny: Przygotowania do tej płyty zajęły nam więcej czasu. Ponieważ od kilku lat mieszkamy w innych miastach: ja w Warszawie, Paula w Hamburgu, spotykaliśmy się w różnych miejscach, gdzie pisaliśmy, wymienialiśmy się pomysłami. Wszystko to długo trwało. Inna rzecz, która wpłynęła mocno na kształt płyty to fakt, że nasz zespół był w lekkim rozpadzie. Nie wiedzieliśmy kiedy, nie wiedzieliśmy dokładnie co i z kim będziemy robić. Sporo się działo w naszych życiach osobistych, skład zespołu też się zmieniał.

Wygląda na to, że większą, niż do tej pory, rolę w powstawaniu i nagrywaniu tych piosenek odgrywał Igor Nikiforow. Na czym polegała ta rola?

Paula Bialski: Igor rzeczywiście odegrał rolę kluczową: to on skleił wszystko, nas razem. Kiedy się pojawił i powiedział: "Chcę się tym zająć, chcę stworzyć studio nagrań i was nagrać", od razu mu zaufaliśmy. Bardzo dobrze czuliśmy się ze sobą już osiem lat temu, kiedy przez jakiś czas grał w zespole. To właśnie on nas zmobilizował i w jakimś sensie zorganizował, mówił po prostu: "Mam czas wtedy i wtedy. Róbmy to tak i tak".

Karol: Miał też dla nas artystyczny plan. Miał pomysł, jak ten materiał ma zabrzmieć, jak go można zaaranżować. Igor jest naprawdę świetnym muzykiem i aranżerem. Szczęśliwe było też to, że Staszek Wróbel, który gra z nami od samego początku, "poszedł" za pomysłami Igora, zamienił perkusję na gitarę basową i dzięki temu udało nam się domknąć materiał.

 

O czym śpiewacie na najnowszym albumie? Czym chcieliście się podzielić tym razem ze słuchaczami za sprawą waszych piosenek? 

Paula: Śpiewamy o różnych, może trudnych, momentach tych ostatnich czterech lat. Rozmawialiśmy wcześniej o wielu sprawach, także tych życiowych. Ja na przykład pierwszy raz jestem w tak poważnym związku, który bywa raz łatwiejszy i jaśniejszy, raz trudniejszy. I w tekstach, które pisaliśmy jest dużo refleksji, jak przetrwać te trudne także momenty w życiu i relacjach z bliskimi osobami.

Karol: A ja śpiewam o tym co ty.

Zaczynaliście karierę od piosenki o Warszawie, "Good Night Warsaw", w której opisywaliście miasto, w którym żyjecie, teraz znów powraca ten temat - "Our Town" to tytuł całej płyty i singla, który ją promuje. Czy to wynika z miłości do tego miasta, czy raczej z niekończącego się borykania z nim?

Paula: "Our Town" opowiada o mieście, ale nie tylko. To tekst o frustracji, o konfliktach, o różnych niepokojach, które odczuwamy. O konieczności zmierzenia się z napięciami społecznymi, politycznymi.

Karol: Dla mnie z kolei ten tekst jest przede wszystkim o tym, że ludzie niesamowicie różnią się między sobą w podejściu do tego, jak społeczeństwo, świat powinny wyglądać. Te rozbieżności są często bardzo silne i uważam, że to jest w porządku. Chcę dawać innym prawo do innego niż mój obrazu świata, np. świata mniej otwartego, bez otwartych granic. Bardzo jest mi jednak ciężko akceptować, kiedy w imię własnych poglądów poniżamy innych, naruszamy czyjąś godność, kiedy w ludziach zaczyna wygrywać rasizm.

Paula: To chyba jedyna piosenka z całej płyty, która ma w sobie tyle frustracji.

W zasadzie miało was już nie być: rozjechaliście się po świecie i zapowiadaliście, że to koniec regularnej działalności. Co się stało, że jednak się na to nie zdecydowaliście i wciąż aktywnie działacie?

Paula: Nie wiem dlaczego ludzie tak mówią! Że zespół się rozpadł...

Karol: Mi się to podoba. Dramat! Uznajmy, że tak było! A tak serio: może prywatnie mówiliśmy, że nie wiadomo, że się zastanawiamy, co każdy chce robić w życiu. Może każdy z nas myślał o tym, czym jest dla niego muzyka i kariera w branży muzycznej. I pewnie stąd wynikł taki fakt medialny. Myślę, że póki się przyjaźnimy, to zespół Paula i Karol będzie istniał, bo zawsze dla znajomych, rodziny jakąś piosenkę możemy zagrać.

Paula: My zawsze będziemy istnieć.

Karol: A czy będziemy robić karierę muzyczną, to trochę zależy od was.

Paula&KarolPaula&Karol fot. Agnieszka Kokowska

 Od samego początku wasza muzyka była bardzo często określana - słusznie czy zupełnie niesłusznie - jako folk. Dziś macie jednak trochę inne brzmienie niż na rzeczonym "Good Night Warsaw". Co wpłynęło na tę ewolucję? 

Paula: Jesteśmy właśnie po kolejnym zestawie prób do nowej płyty i to już zupełnie nie jest folk. Ja na przykład nie gram już na akustycznych instrumentach, tylko na syntezatorze. Druga rzecz: pod względem muzycznym Igor pomógł nam rozwinąć wachlarz gatunków od folku do popu i alternatywy. Wszystko razem. Lubimy o tym teraz mówić: clever pop. Nasza muzyka ma teraz wiele twarzy. Kiedyś może miała dwie, teraz może ma siedem, nie wiem. Ale na pewno ma wiele różnych odsłon.

Karol: Mieliśmy też czas w studio, żeby wyprodukować sobie płytę marzeń i zrobiliśmy to z Igorem. Nikt nas nie poganiał, nikt nie narzucał nam kierunków. Rzeczywiście, włożyliśmy w to sporo pracy, skupienia. Pod względem brzmienia ten materiał jest znacznie bogatszy.

Klasyczny folk trzyma się raczej ziemi, przyrody i wsi, wasza muzyka jest raczej stuprocentowo miejska. Co was najbardziej fascynuje i inspiruje w życiu w mieście? Istniejecie już od wielu lat. Co się w tym czasie zmieniło w zespole i które zmiany były najbardziej istotne?

Paula: Powiedziałabym, że w mieście inspiruje nas zderzenie różnych poglądów. Żyjemy wszyscy w jednej wspólnej przestrzeni - to współoddziaływanie znajduje odzwierciedlenie w naszych tekstach i muzyce.

Karol: Rozumiem "folkowość" jako sposób na komponowanie i granie: że dzieje się to za pomocą akustycznych instrumentów i że możemy zagrać sobie te piosenki wszędzie, bez komputera bez sali prób i wzmacniaczy. Nasz pomysł na muzykę był właśnie taki. Żeby móc wyjść na ławkę pod blokiem ze skrzypcami i gitarą.

Co się zmieniło wokół was na scenie muzycznej? Czym działanie takiego zespołu jak wasz różniło się na samym początku waszej drogi od tego, jak to wygląda dziś?

Karol: Na pewno dziś jest więcej zespołów.

Paula: W Polsce się dużo zmieniło. Choćby to, że śpiewamy po angielsku nie jest już chyba takim dziwolągiem na polskim rynku.

Karol: Chyba mniej denerwujemy ludzi, chyba ludzie nas bardziej zaakceptowali.

Kiedy zaczynaliście można było odnieść wrażenie, że idziecie na czele prawdziwej rewolucji, która przyniesie dużą popularność brzmień, które było słychać na waszych płytach. Dziś jesteście niemal samotną wyspą w oceanie najróżniejszych odmian elektroniki. Przeszkadza wam to, że nie powstało żadne mocne i popularne środowisko, czy raczej korzystacie z tej odrębności i osobności?

Karol: Nie, chyba są podobne zespoły. Płyta Brodki chyba jest taka. Zespołowa, folkowa, rockowa - nie jest elektroniczna. Płyty Sorry Boys…

Paula: Happysad.

Karol: No właśnie, to zależy, w jakim kręgu się obracasz! Nie czujemy się wyspą, bo mamy wokół dobrych i podobnych przyjaciół, zespoły takie jak: Eric Shoves Them in His Pocket, New People, Jerz Igor… To wszystko grupy, które nie obrały elektronicznej drogi.

Paula: Z naszego punktu widzenia wspólne środowisko istnieje. Może nie jest spójne brzmieniowo, może nawet pod względem artystycznym jego członkowie poszukują w różnych rejonach, ale jest to środowisko grające, piszące piosenki, a przede wszystkim - grupa przyjaciół.

 

 

Od samego początku działalności, bez żadnych kompleksów, równolegle rozwijaliście działalność w kraju i zagranicą. Jak dziś oceniacie to, co udało wam się uzyskać na Zachodzie? Czy uzyskaliście tyle, na ile liczyliście?

Paula: Na początku, kiedy dopiero zaczęliśmy grać, Karol nie wyobrażał sobie, że możemy robić karierę zagranicą. Ja z drugiej strony myślałam, że możemy wszystkiego dokonać, wszystko zrobić. Tak samo jak zawsze myślę, że jest tysiąc osób na naszym koncercie, a Karol myśli, że jest pięćdziesiąt. Tak to działa.

Ja zderzyłam się z tym, że działalność w wielu miejscach jest zupełnie inna, niż w jednym, choćby pod względem czasowym. Jak chcesz coś sprzedać na jakimś rynku, nie sprzedajesz tego od razu na całym świecie. Musieliśmy coś wybrać. Jakiś rynek, jakichś odbiorców. Po zagraniu w Kanadzie, USA, Anglii, Ukrainie, po zagraniu naprawdę wszędzie, postawiliśmy na Niemcy i Polskę, bo to kraje, w których mieszkamy i dzięki temu są dla nas bardziej osiągalne. Może mogliśmy więcej, ale... życie jest krótkie...

Karol: Miałem coś dodać, ale nie. Jest dokładnie tak, jak mówi Paula. A jeśli chodzi o konkrety, to rzeczywiście w Niemczech mamy wydawcę, bookerów, menadżerów. Kręci się to i rozwija równolegle do Polski. To nam się udało. To nie jest tak, że robimy tam w Niemczech albo nawet tu, w Polsce, jakąś zawrotną karierę, ale na jednym i drugim rynku funkcjonujemy i cieszymy się z tego, a nawet jesteśmy, można powiedzieć, dumni.

Wasz zespół, jak na standardy współczesnej sceny, ma bardzo płynny, zmienny i elastyczny skład. Na ile pomaga wam to w działalności, a na ile zaburza pracę nad nowymi piosenkami czy koncertowanie?

Karol: Myślę, że elastyczność naszego składu to nasz ogromny plus. Tak naprawdę jesteśmy dosyć dużą rodziną muzyczną, która się wewnętrznie zmienia i wymienia, ma różne potrzeby. Ale oznacza to też spory wysiłek. Musimy sobie dużo rzeczy komunikować wprost: co kto potrzebuje i co kto może w danym momencie, na co liczy. To, że tyle się udało zrobić, że nadal się lubimy i tak funkcjonujemy, to jest coś pięknego i wzruszającego. Ta wymiana daje też dynamikę, jest artystycznie inspirująca. Uwielbiam to.

Paula: Ja też. Wszystko zgadza się też pod względem czasowym: ktoś odchodzi, ktoś przychodzi. Jakoś to się wszystko płynnie dzieje. Tak jak teraz na przykład: Krzysztof Pożarowski od nas odszedł na dwa lata, bo miał studia, ale na szczęście skończył je i wrócił do nas w momencie, w którym zaczęliśmy próbować materiał na nową płytę i szukaliśmy kogoś. W sumie gra z nami już siedem lat.

Karol: Igor grał z nami pierwsze dwa lata, potem na pięć lat odszedł i wrócił, kiedy naprawdę go potrzebowaliśmy, kiedy zostaliśmy z Paulą i Staszkiem sami i nie wiedzieliśmy, co dalej.

Paula: A chłopaki z Eryków - zespołu Eric Shoves Them In His Pockets - odeszli z zespołu i dalej ich nie ma. I super.

Karol: Chociaż ich perkusista Christoph był wczoraj z nami na kolacji. Ale się wprosił.

PaulaPaula fot. Agnieszka Kokowska

 Jak będziecie promować najnowszy album? Planujecie jakieś teledski albo inne pomysły promocyjne? Jak wygląda wasz kalendarz koncertowy? W jakim składzie będziecie występować?

Paula i Karol: Właśnie skończyliśmy z ekipą z Japonii zdjęcia do najnowszego klipu, do piosenki "Rocky". I to była kolejna szalona akcja. Szukaliśmy w internecie ciekawych, gotowych, niekoniecznie szerzej znanych krótkich filmów do naszych piosenek. Tak artystyczny upcycling. I trafiliśmy między innymi na materiały japońskich wideoartystów, działających pod nazwą Party Animal, którzy maczali też palce w superprodukcjach teledyskowych zespołu OK Go, o czym zresztą wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy.

Napisaliśmy do nich. Wysłaliśmy im nasz utwór. A oni zwariowali na punkcie tego pomysłu. Machina ruszyła. Z wyjściowej idei prostego zmontowania na nowo ich starszego filmu, doszliśmy do wspólnej produkcji klipu. Tokio meets Warsaw. Niesamowite. I wszystko w ramach artystycznej przygody. Teledysk od 10 maja jest już w sieci. Premiera płyty odbędzie się 19 maja, z ekipą z Japonii, a koncert premierowy gramy 26 maja na Placu Defilad: nasza czwarta płyta, a przy tym również czwarte urodziny Baru Studio. Jesienią ruszymy w większa trasę po Polsce i Niemczech. Zapraszamy na koncerty!

"Strażnicy Galaktyki vol. 2", "Obcy: Przymierze" i nowi "Piraci z Karaibów". Oto najważniejsze premiery maja

Więcej o: