Po pierwsze: fatalne oznaczenie podejścia do stadionu, bram, wejść i sektorów. Widzowie, którzy mieli bilety upoważniające do wejścia na płytę stadionu, nie mieli żadnego problemu: wystarczyło, że przeszli przez główną bramę i już byli dokładnie tam, skąd mogli oglądać koncert.
Gorzej mieli ci wszyscy, którzy mieli miejsca na koronie stadionu. Oznaczenia na ich biletach nie zgadzały się z tymi, które można było znaleźć na tablicach informacyjnych, a system informacji wizualnej na stadionie okazał się niewystarczająco jasny. Co najgorsze: sporą dezinformację wprowadzali też grzeczni, ale kompletnie niekompetentni pracownicy ochrony, którzy udzielali sprzecznych, albo całkowicie niezgodnych z prawdą informacji.
Efekt był taki, że wokół stadionu bezradnie krążyło całkiem spore grono osób rozpaczliwie i bezskutecznie pukających do kolejnych bram.
Wejście na stadion Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Wyborcza.pl
Po drugie: zamieszanie z biletami na numerowane miejsca. Część osób miała wykupione bilety na konkretne miejsca, na pozostałych zaś, tańszych biletach, było tylko dość enigmatyczne określenie, że chodzi o trybunę. Ochroniarze początkowo omyłkowo kierowali tych ostatnich do stref z numerowanymi miejscami, informując że można zajmować dowolne siedzenie.
Bałagan na dobre zaczął się tuż przed występem gwiazdy wieczoru, kiedy na stadionie zaczęło się pojawiać coraz więcej osób z biletami na numerowane siedzenia. Domagały się one ustąpienia im miejsca, a siedzące na nich osoby broniły się argumentem, że zajęły miejsca wskazane przez ochronę.
Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Wyborcza.pl
Tłumaczyły też, że teraz, na kilka minut przed koncertem, nie zdążą dotrzeć na czas do właściwego sektora, a już na pewno - zająć dogodnego miejsca, na które miałyby szanse wtedy, kiedy przyszły na stadion, trzy godziny wcześniej. Dyskusje na ten temat były bardzo gorące, w wielu sytuacjach przeradzały się w pyskówki, a nawet rękoczyny.
Pracownicy ochrony, całkowicie zdezorientowani i świadomi tego, że sami wywołali ten bałagan, wyraźnie nie mieli pomysłów, jak go uporządkować. Skończyło się tak, że wiele osób - zapewne wbrew przepisom bezpieczeństwa - stało albo siedziało na schodach i w przejściach.
Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Wyborcza.pl
Po trzecie: rozmiar strefy Golden Circle. Przyjęło się, że na dużych, halowych i stadionowych koncertach, to wydzielony fragment przestrzeni dla widzów, znajdujący się najbliżej sceny. Bilet upoważniający do oglądania występu właśnie stamtąd z reguły kosztuje z reguły znacznie więcej niż zwykły, ale zakłada się, że daje możliwość bliskiego kontaktu wzrokowego z wykonawcą.
Organizująca gdański koncert firma Live Nation założyła, że strefa Golden Circle była znacznie większa niż oczekiwaliby tego kupujący droższe bilety - obejmowała dużą część płyty stadionu i w żaden sposób nie gwarantowała większości osób możliwości oglądania koncertu "spod barierek".
To wszystko spowodowało niezadowolenie sporej części widzów, którzy dawali mu wyraz licznymi komentarzami w internecie.
A TERAZ ZOBACZ: