Superorganism i Billie Eilish: największe muzyczne odkrycia ostatnich tygodni

Zespół, który idealnie zapisuje w swojej muzyce dzisiejszą rzeczywistość i szesnastoletnia wokalistka, która podbija świat - ci wykonawcy zrobili ogromne wrażenie na widzach podczas norweskiego festiwalu by:Larm.

W stolicy Norwegii przez kilka dni trwała konferencja i festiwal by:Larm, największe w Skandynawii i jedno z ważniejszych w Europie spotkań branży muzycznej. Podczas paneli przedstawiciele różnych dziedzin związanych w ten czy inny sposób z muzyką rozmawiali o stanie tej gałęzi branży rozrywkowej i kierunkach jej rozwoju, a także o najnowszych technologiach wspierających tworzenie, dystrybucję i promowanie muzyki. Wieczorem odbywały się koncerty młodych talentów z całej Skandynawii i innych krajów, próbujących zdobyć szerszą popularność.

Pauza, która przyciąga uwagę

Grupą, która ma na to spore szanse jest wywodząca się z Wielkiej Brytanii formacja Superorganism. Był to dla jej członków wyjątkowy weekend. Nie dość, że zagrali dwa bardzo gorąco przyjęte koncerty na festiwalu, jednocześnie świętowali wydanie swego debiutanckiego, mocno oczekiwanego albumu, z nazwą grupy w tytule. Ukazał się on nakładem jednej z najważniejszych i najpilniej obserwowanych wytwórni, specjalizujących się w alternatywnym graniu, Domino Records i z miejsca zebrał sporo znakomitych recenzji. Ci muzycy przyciągają tłumy na swoje koncerty, mówią o nich miłośnicy nowych dźwięków na całym świecie, przedstawiciele branży zgodnie przyznają, że to gotowy materiał na gwiazdę. Jak to się stało, że zupełnie nieznany zespół tak szybko zawrócił wszystkim w głowie?

 

Na ten błyskawiczny i wciąż jeszcze pęczniejący sukces składa się kilka czynników. Pierwszy to oczywiście sama muzyka. Przebojowa, bardzo nowoczesna, może nie do końca oryginalna, ale za to podparta znakomitymi, chwytliwymi pomysłami. Nowoczesna w takim sensie, że łączą się w niej elementy najróżniejszych gatunków, bez żadnego poszanowania dla dawnych podziałów między popem i alternatywą. A w poszukiwaniu znakomitego pomysłu wystarczy chociażby posłuchać największego dotychczasowego przeboju grupy, piosenki „Something for Your M.I.N.D.”. To, że jest oparta na wpadającej w ucho melodii to jedno, ale to, co tak naprawdę wyróżnia ją spośród setek piosenek trafiających każdego dnia do obiegu, to prosty pomysł: umieszczenie w refrenie trwających ułamki sekund pauz.

 

Życie jak z filmu

Drugi powód rosnącej popularności tej grupy to historia, która za nią stoi, idealnie trafiająca do młodych ludzi, podróżujących po świecie, prowadzących dużą część życia towarzyskiego w internecie, studiujących daleko od swoich ojczyzn i zawierających przyjaźnie z rówieśnikami z innych krajów i kontynentów. Muzycy działającego w Londynie zespołu, pochodzą m.in.: z Australii, Japonii i Korei Południowej, poznali się przez internet, a dziś mieszkają razem w wielkim domu, który jest zarazem ich salą prób i studiem nagraniowym - to sielanka jak z filmu o nastolatkach, to spełnione marzenie wielu młodych ludzi z rożnych stron świata. Słuchanie tego zespołu staje się więc niemal uczestniczeniem w tej przygodzie.

 

Trzecia sprawa wreszcie to koncerty, na których ten potężny międzynarodowy kolektyw wypada bardzo dobrze. Już sam fakt, że na scenie jest siedem osób sprawia, że pulsuje stamtąd potężna energia. Na dodatek muzycy imponują żywiołowością i epatują radością wspólnego grania. Ich koncerty to coś pomiędzy przedstawieniem w przedszkolu, balem przebierańców i udawaniem poważnego występu tylko po to, żeby nagrać instastory dla znajomych. Taka konwencja, podparta wizualizacjami stylizowanymi na internetowe gif-y, kostiumami składającymi się głównie z płaszczy przeciwdeszczowych i brokatu oraz wchodzeniem z widzami w bardzo bezpośredni kontakt, znakomicie pasuje do ducha muzyki grupy.

Uchwycić ducha współczesności

Bo jest jeszcze jedna kwestia, która sprawia, że ten zespół z miejsca staje się symbolem stanu popkultury w 2018 roku. Wydana właśnie płyta jeszcze bardziej potwierdza wrażenie, że muzykom tej grupy udało się znakomicie uchwycić ducha epoki, w której życie przenosi się do internetu i poszatkowane jest na pojedyncze memy, tworzone za pomocą różnych aplikacji i serwisów społecznościowych.

Słuchanie muzyki grupy jest jak coś, co większość młodych osób robi dziś godzinami: trzymanie w ręku telefonu i zabijanie czasu przeglądaniem wiadomości, newsfeedu Facebooka, zdjęć na Instagramie, filmów na YouTube’ie, graniem w gry, pisaniem wiadomości i robieniem selfie. To coś naturalnego dla współczesnych młodych ludzi, którzy słuchając tej płyty mogą poczuć się jak w domu. Ten kolaż najróżniejszych wrażeń staje się ważnym fundamentem współczesności, a muzykom grupy Superorganism znakomicie udało się go zapisać na swojej płycie. To wszystko sprawia, że o tym zespole z pewnością będzie można usłyszeć jeszcze nie raz.

Bezczelna nastolatka z potencjałem

Drugim ważnym odkryciem festiwalu w Oslo, a raczej kolejnym etapem toczącego się od kilku lat procesu, był tryumfalny koncert amerykańskiej wokalistki Billie Eilish na najbardziej prestiżowej z festiwalowych scen.

Ta wyjątkowo młoda artystka pokazała się ze znakomitej strony: zachwycała mocnym głosem i swobodą, z jaką się nim posługuje, świetne wrażenie robiła też jej granicząca niemal z bezczelnością pewność siebie, naturalność i swoboda. Nie sposób było nie zadać sobie pytania: skoro ta 16-latka jest dziś w takim miejscu, co może pokazać w przyszłości?

 

Eilish jest samorodnym muzycznym talentem. Na scenie występuje już od ósmego roku życia, a dziś podbija cały świat. Dosłownie. Właśnie wróciła z długiej trasy koncertowej, podczas której dawała wyprzedane do ostatniego miejsca występy w Europie, Australii i Azji. Zaraz rozpocznie trasę po Ameryce - biletów już nie ma. A to wszystko jeszcze zanim nastoletnia wokalistka wydała pełnowymiarową płytę.

Przeciwko depresji, przeciwko seksizmowi

Trzydniowa impreza w Oslo obfitowała w wyjątkowo dużo ciekawych występów, zdecydowanie podnosząc średnià coraz mniej interesujących festiwali showcase’owych.

Jednym z najważniejszych koncertów na festiwalu zagrała grupa Solstafir. Islandczycy zaprezentowali poruszającą, atmosferyczną muzykę z korzeniami w metalu, ale także w tradycyjnym rocku. Głęboki nastrój, który udało się zbudować muzykom, podkreśliły jeszcze słowa wokalisty: "jeśli znacie kogoś, kto cierpi na depresję, rozmawiajcie z nim, możecie być dla takiej osoby ostatnią nadzieją". Nota bene w programie konferencyjnej części norweskiej imprezy znalazło się kilka prezentacji i spotkań dotyczących depresji i innych problemów psychicznych, bardzo częstych w branży muzycznej.

 

Zupełnie inny klimat panował na występie rodaczek metalowców z Solstafir: Rejkyavikurdaetur to wieloosobowy żeński chór hiphopowy, którego utwory dotyczą sytuacji kobiet we współczesnym świecie. Dziewczęta nie tylko rapowały, ale zaprezentowały też ciekawą choreografię, mocno uderzającą w schematy dotyczące kobiecości.

 

Podobne tematy pojawiły się podczas dwóch festiwalowych występów szwedzkiej grupy Makthaverskan. Jej muzykom udaje się pisać piosenki, które z jednej strony są bardzo przystępne i przebojowe, z drugiej - bezlitośnie rozprawiają się z seksizmem. To połączenie radykalizmu i melodyjności na scenie sprawdziło się świetnie.

Szczególnej mocy koncertom obu tych feministycznych zespołów dodawał fakt, że odbywały się w kościele.

Więcej o: