Teatr Muzyczny w Poznaniu nie zwalnia tempa. Od kilku lat w kuriozalnie nieprzystosowanej siedzibie realizuje z rozmachem ciekawe tytuły musicalowe. Nowa dyrekcja sprowadziła do stolicy Wielkopolski takie tytuły jak: "Jekyll&Hyde", "Evita", "Zakonnica w przebraniu", czy "Nine". Gdy rok temu w kuluarach dowiedziałem się, że na wiosnę 2018 r. szykowany jest "Footloose" byłem trochę rozczarowany. Nie jest to bowiem musical pierwszej - ani jakości, ani świeżości. Mimo wszystko spektakl zrealizowano. Jak wyszło? Nim odpowiem na to pytanie, sięgnijmy do historii tego tytułu.
"Footloose" to teatralna wersja słynnego filmu z 1984 r. z Kevinem Baconem i Sarah Jessica Parker w obsadzie. Bacon z dnia na dzień został obiektem westchnień. Jego twarz trafiła na okładkę "People" oraz pism dla nastolatek. Film został przyjęty bardzo dobrze, a piosenka "Footloose" nominowana była m.in. do Oscarów i Złotych Globów.
Fabuła musicalu jest bardzo prosta, żeby nie napisać banalna. Ren McCormack, nastolatek z Chicago, po przeprowadzce do prowincjonalnego Bomont, nie potrafi przejść obojętnie obok panujących w miasteczku zwyczajów. Wszechwładza pastora, nietolerancja mieszkańców, a przede wszystkim zakaz tańca - tego zbyt wiele dla wielkomiejskiego buntownika. Ren postanawia rzucić wyzwanie bomonckim notablom, udowodnić im, że życie bez odrobiny szaleństwa nie ma sensu. Nie spodziewa się, że pomoże mu w tym Ariel, córka samego pastora.
Potem przyszedł czas na teatr. Światowa premiera „Footloose” odbyła się 22 października 1998 r. w Richard Rodgers Theatre na Broadwayu. Muzykę napisał Tom Snow, a teksty piosenek Dean Pitchford, który wspólnie z Walterem Bobbie podjął się reżyserii. Wykorzystano przebój Kenny'ego Logginsa - „Footloose” oraz piosenkę Bonnie Tyler „Holding Out For A Hero”. Przedstawienie zostało zagrane 709 razy, zdobyło cztery nominacje do prestiżowych nagród Tony Awards.
W końcu w 2002 roku dotarło do Polski. Po udanej gliwickiego realizacji, "Footloose" pokazywano jeszcze m.in. w Teatrze Muzycznym w Gdyni. W realizacji poznańskiej silny akcent położono na edukację. Dzięki wsparciu miasta premierze towarzyszy projekt edukacyjny skierowany do młodzieży. W programie cykl pokazów oraz spotkań z psychologami i artystami dotykający aspektów profilaktyki uzależnień.
Gdyby reżyser uległ edukacyjnemu aspektowi, przedstawienie w Poznaniu byłoby klapą, nudnym wystawieniem młodzieżowego banału. Połoński jednak skupił się na warstwie rozrywkowej. I bardzo dobrze, bo "Footloose" na pierwszy rzut oka ma w sobie coś z "Grease", coś z musicalu "Mamma Mia!", i może odrobinę z "Gorączki sobotniej nocy". Korzystając z talentu Małgorzaty Ryś (przekład), Mariusza Napierały (doskonale czuje kameralną przestrzeń tej sceny i wypełnia ją ciekawą scenografią), Eweliny Adamskiej-Porczyk (bardzo dopracowana, dograna choreografia), a także kierownika muzycznego Jakuba Kraszewskiego i jego zespołu stworzył kolorowe, dynamiczne przedstawienie. Z nutką amerykańskiego luzu.
Mocną stroną poznańskiego "Footloose" jest obsada. Ze zgranego i bardzo dobrego zespołu wyróżnia się Karol Drozd (jako Ren), Ewa Kłosowicz (jako Ariel) oraz Radosław Elis (Pastor Shaw). Drozd i Kłosowicz reprezentują nowe pokolenie aktorów musicalowych. Mają energię, potrafią uwodzić publiczność, a przy tym wszystkim nie wypadają z dość wymagającego tempa przedstawienia. Radosław Elis z kolei to aktor już bardziej doświadczony. Jego gra jest bez zastrzeżeń. Radzi sobie doskonale w budowaniu postaci, zgrabnie tańczy, dobrze śpiewa, a co najważniejsze nie gwiazdorzy. Jego rola jest równie dobra jak ta w "Nine".
"Footloose" w Poznaniu to udana reanimacja tytułu. Musical z nową energią będzie dobrą propozycją zarówno dla młodzieży, jak i dorosłych. Miasto wygrało, bo ma spektakl z wątkiem edukacyjnym, teatr wygrał, bo wątek ten nie zdominował dobrej zabawy i w końcu widz wygrał. Bo ma kolejne przedstawienie w repertuarze Teatru Muzycznego w Poznaniu, które warto obejrzeć.