Wojciech Kępczyński, który od lat z sukcesem zarządza Teatrem Muzycznym Roma dziś już nikomu, niczego udowadniać nie musi. Nie potrzebuje też ścigać się z innymi polskimi teatrami, bo poprzeczkę ustawił tak wysoko, że dyrektorzy polskich scen - przede wszystkim muzycznych - muszą raczej szukać w sobie pasji, by Romę dogonić.
Czytaj także: "Piloci" - triumf polskiego teatru muzycznego [RECENZJA]
Po triumfalnym wystawieniu autorskich "Pilotów" - musicalu o polskich pilotach biorących udział w Bitwie o Anglię, wznowieniu sześciogwiazdkowego "Upiora w operze" na deskach Opery i Filharmonii Podlaskiej postanowił zrobić "Once". W Warszawie, oczywiście w Romie, lecz na kameralnej Novej Scenie.
"Once" w Polsce znany jest głównie dzięki filmowi Johna Carneya z 2007 roku. Cztery lata później na Broadwayu na jego podstawie przygotowano musical. Przedstawienie zostało przyjęte bardzo entuzjastycznie - zarówno przez publiczność, jak i krytyków. Na teatralny "Once" spadł też deszcz nagród: 8 najbardziej prestiżowych amerykańskich
nagród teatralnych Tony (w tym za najlepszy musical i najlepsze libretto), a także nagroda Grammy za najlepszą płytę musicalową. Napisana do filmu piosenka „Falling Slowly” otrzymała w 2008 roku Oscara w kategorii Najlepsza Piosenka Oryginalna.
Kępczyński wiedział co robi biorąc "Once". Bo to wyzwanie dla reżysera, a właśnie te napędzają dyrektora Teatru Roma do działania. Miejscem akcji przedstawienia jest Dublin. I to właśnie na ulicy tego irlandzkiego miasta imigrantka z Czech spotyka utalentowanego Irlandczyka z gitarą. Opuszczona przez męża (ale nie rozwiedziona) Dziewczyna (główni bohaterowie nie mają imion) wchodzi na emocjonalną karuzelę z nieszczęśliwym z powodu rozstania z dziewczyną Facetem. Ich uczucie rozkwita, aby w końcu dojść do nieoczekiwanego i lekko gorzkiego finału.
"Once" to przedstawienie intymne, oparte na emocjach. By unieść jego ciężar Wojciech Kępczyński musiał skompletować przede wszystkim doskonałą obsadę. Bo akurat w tym musicalu - tak bardzo aktorskim, potrzeba przede wszystkim artystów z krwi i kości. Ale to nie wszystko. Reżyser musiał poszukać aktorów, którzy będą potrafili jednocześnie stworzyć sceniczną kreację, zagrać na instrumencie (na gitarze, skrzypcach, perkusji, akordeonie, pianinie), dobrze zaśpiewać i jeszcze zatańczyć na irlandzką nutę. To naprawdę trudne. Kępczyńskiemu się to koncertowo udało. Z castingów do przedstawienia wyłoniła się premierowa obsada. Rolę Dziewczyny powierzył Marcie Maszy Wągrockiej, na co dzień aktorce Teatru Narodowego. Gra w "Once" przychodzi jej z taką lekkością, że jej emocje są czyste, niczym woda w górskim potoku. Ma w sobie coś z buntowniczki, ale też coś z romantyczki. Widzowie - mówiąc kolokwialnie - kupują tworzoną przez nią postać od pierwszych minut przedstawienia i kibicują aż do końca, by była szczęśliwa. Na scenie partneruje jej Adam Krylik. Napisać, że to talent, to nic nie napisać. Krylik to piosenkarz, aktor dubbingowy, kompozytor i autor tekstów. Śpiewa w zespołach Chili My i Harvester, współpracuje z Adamem Sztabą i jego orkiestrą. W Romie już "bywał" - brał udział m.in. w spektaklach: „Miss Saigon”, „Grease”, „Koty”, „Taniec wampirów”, „Piotruś Pan”, „Upiór w operze”, „Akademia Pana Kleksa” oraz „Pięciu Braci Moe”. Ale myślę, że musiała przyjść rola w "Once". To jest jego spektakl. Mocnym wokalem niesie dobrze przetłumaczone przez Michała Wojnarowskiego teksty do musicalu. Skromność jaką prezentuje może przez chwilę nawet dziwić, bo mając takie atuty, mógłby być skażony złymi cechami niektórych przedstawicieli polskiej sceny muzycznej. I może dlatego z jego gry wynika prawda. Do mnie to trafia. Ponieważ fundamentem spektaklu są szczere emocje, to Kępczyński trafił w dziesiątkę biorąc Krylika do obsady.
Wągrocka i Krylik uzupełniani są na scenie przez naprawdę niezły zespół. Wielkie brawa należą się wszystkim: Marcie Zalewskiej (Reza), Malwinie Misiak (Baruska; czaruje publiczność grą na pięknym akordeonie), Wojciechowi Czerwińskiemu (Billy), Jackowi Wąsowskiemu (Tata), Michałowi Chwale (Svec), Kamilowi Owczarkowi (Andrej), Arturowi Gierczakowi (Bankowiec), Marcinowi Murawskiemu (MC) i uroczej dziewczynce Marcie Perzynie (Ivonka). Roma przygotowała też drugą obsadę. W głównych rolach występuje w niej debiutująca Monika Rygasiewicz i duży talent wokalny Mariusz Totoszko.
Na doskonały efekt "Once" wpływ - oprócz oczywiście reżysera Wojciecha Kępczyńskiego i obsady mieli pozostali twórcy. Kępczyński od lat współpracuje z tymi samymi uznanymi nazwiskami. Tak było także teraz. Teksty przełożył Michał Wojnarowski. Postawione przed nim zadanie wykonał wzorowo. Wokaliści dostali nie tyle piosenki z musicalu w języku polskim. On dał im dobrze napisane historie, które łatwo się opowiada publiczności. Tytułowy "Krok za krokiem" (oryg. "Falling Slowly") przetłumaczył mądrze i sprytnie. Ale najwięcej emocji dostarczają indywidualne występy głównych bohaterów. Tam dopiero widać, z jaką materią musiał się zmierzyć.
Za kierownictwo muzyczne odpowiada Jakub Lubowicz, choreografię - Agnieszka Brańska, kostiumy przygotowała Anna Waś, scenografię Mariusz Napierała, zaś fryzury Jaga Hupało. W pracach nad rolami pomagała aktorka Ewa Konstancja Bułhak, a wokalnie aktorom pomagali Lena Zuchniak i Jacek Kotlarski.
"Once" w Teatrze Muzycznym Roma to nie tylko świetny spektakl. To mistrzowska lekcja Wojciecha Kępczyńskiego dla innych twórców - tego wymagającego gatunku, jakim jest musical. Dla widzów "Once" to przede wszystkim możliwość przeżycia ciekawej przygody. Dopracowane w każdym szczególe przedstawienie to wyraz ogromnego szacunku dla publiczności, która w zalewie bylejakości szuka czegoś wyjątkowego. Przedstawienie w reżyserii Kępczyńskiego, choć pozbawione piór, efektów pirotechnicznych, bardzo skomplikowanych choreografii i rujnującej budżet scenografii, jest spektaklem zachwycającym. Rozmach w "Once" polega na emocjach, których dyrygentem jest Wojciech Kępczyński. W tej produkcji wszystko zagrało, i tak powinno się robić teatr. To nie jest ważne - czy rozrywkowy, czy dramatyczny. Widz jest najważniejszy. I w Romie to wiedzą.