U2 zagrało 13 listopada w Berlinie ostatni koncert z zaplanowanej na ten rok trasy. Nie obyło się bez komplikacji, Bono we wrześniu miał kłopoty z głosem i występ trzeba było przełożyć o kilka tygodni. Jednak to pożegnalne słowa Bono wywołały panikę wśród fanów.
Bono po koncercie w Berlinie powiedział ze sceny:
Byliśmy w trasie już od dłuższego czasu, blisko 40 lat. Ostatnie 4 lata były dla nas bardzo wyjątkowe. Teraz odchodzimy...
Naturalnie narodziły się rożne interpretacje wypowiedzi. Część osób twierdzi, że w ten sposób wokalista ogłosił, że zespół już nie zagra żadnego koncertu, ani nie nagra żadnej płyty.
Inni sugerują, że to oznaczy dłuższą przerwę od koncertowania, bo Bono miał ostatnio dużo problemów ze zdrowiem.
Sytuację komplikuje fakt, że jakiś czas temu Bono udzielił wywiadu dla "The Times", w którym powiedział, że nie może już robić tyle, co wcześniej.
John Meager z irlandzkiego "Independent" przypomina, że Bono powiedział już kiedyś coś podobnego. Prawie 30 lat temu, w 1989 roku, na koniec trasy "Lovetown Tour" na koncercie w Dublinie wokalista oznajmił, że U2 "musi odejść i wyśnić wszystko na nowo".
Dziennikarz zatem przypuszcza, że także tym razem nie chodziło o pożegnanie, a raczej o to, że zespół potrzebuje przerwy, by odpocząć i znaleźć na siebie nowy pomysł.
Uspokajają także dziennikarze z brytyjskiego "Independent" i przypominają, że Bono tradycyjnie żegna się z fanami na ostatnim koncercie z danej trasy. Dodatkowo, na spekulacje o rzekomym zakończeniu kariery nie zareagował żaden z członków zespołu.