"Why me? Why not." Liama Gallaghera. Bóg stworzył dzieło i chce odejść w rock'n'rollowym stylu

Nowy album byłego lidera brytyjskiej grupy Oasis to jego osobisty triumf. Liam Gallagher roznosi w pył teorie o śmierci rock'n'rolla, ale jednocześnie "Why me? Why not." jest płytą pełną tęsknoty za czasami, które nigdy nie wrócą. To testament muzycznego pokolenia lat 90-tych.

O tym, że "Why me? Why not.", którego tytuł pochodzi z obrazkowej korespondencji Yoko i Johna Lennona, powstanie, Gallagher zapowiedział w zasadzie w dniu debiutu pierwszego solowego albumu "As you were" w 2017 r. Mówił o tej pierwszej płycie, że będzie wielkim sukcesem, potem zamierza koncertować ze dwa lata, wejdzie do studia, gdzie

nagra drugą płytę, która rozniesie nam mózgi, serca i dusze.

Miała być jeszcze lepsza, dojrzalsza, prawdziwie rock’n’rollowa. A później zrobi sobie przerwę. Wszystko co Liam mówi, jakbyśmy nie oceniali jego zachowania i twórczości, wydaje się trafiać w oczekiwania tych, którzy na muzykę Gallaghera czekali. "Why me? Why not." jest lepsza.

"As you were" był dobrym powrotem po kiepsko przyjętych wydawnictwach zespołu Beady Eye, któremu młodszy z braci przewodził po rozpadzie Oasis w 2009 r. - Nie chcę dłużej grać koncertów dla garstki fanów - rzucił rozgoryczony rozwiązując ten projekt. I zniknął. Mówiło się, że Liam bez Oasis nie istnieje, że lepiej sobie radzi skłócony z nim brat Noel, który wraz z High Flying Birds wydał dwie dobre płyty, że Beady Eye, mimo składu muzyków znanego z najwspanialszej grupy lat 90-tych i 2000 (piszę o Oasis, na wszelki wypadek to wyjaśnię), był marną ich kopią.

Bez zespołu, bez sławy, bez przyszłości - pisały brytyjskie dzienniki, dając okładki coraz bardziej pooranej zmarszczkami twarzy Liama Gallaghera z tytułami "Kryzys wieku średniego".

Ale Beady Eye nie było wcale takie złe. Było fatalnie ocenione, źle przyjęte, nie wypełniło przepaści jaką w sercach fanów wyrąbali Gallagherowie, kłócąc się i bijąc 28 sierpnia 2009 r. przed koncertem Oasis w Paryżu, aż wreszcie Noel rzucił wszystko i odszedł. Zwłaszcza pierwszy album BE "Different Gear Stiil Speeding" był całkiem niezły, z fajnymi "Four Letter Word", "Beatles and Stones" czy przebojowym "The Roller". Dziś

Liam Gallagher korzysta z tego doświadczenia i to słychać bardzo wyraźnie

dużo mocniej niż na debiutanckiej płycie. Ta była nie tylko na Wyspach wydarzeniem. Pierwszy singiel z "As you were" - “Wall of Glass" zadebiutował na 1. miejscu listy w Wielkiej Brytanii. Album również. Na koncerty wrócili ludzie, którzy nie tylko usłyszeli na płycie dawne Oasis, ale też dostali nowego, mocnego, rockowego Gallaghera, który walczy z dostarczanym dziś w ilościach hurtowych miałkim muzycznym odpadem. A na wielkich muzycznych festiwalach wraz z 40-latkami wyjącymi do "Live Forever" koszulki z napisem "Be Gallagher in the World full of Kardashians" zakładały ich nastoletnie dzieci. Któż mógł tak połączyć pokolenia? Brytyjczycy odpowiadali: "Why him? Who else!"

Kilka miesięcy przed ukazaniem się pierwszych, dokładnie wyselekcjonowanych, kawałków z nowej płyty, Liam Gallagher wypuścił do kin dokument o swoim upadku i triumfalnym powrocie "As it was". Jeden z najmocniejszych cytatów z tego filmu, o który zresztą Liam znów pożarł się z Noelem, gdy ten odmówił mu prawa do wykorzystania w obrazie piosenek Oasis, brzmiał:

Dzieciaki nie chcą być Noelem, one chcą być jak Liam. Nie umieją wyobrazić sobie świata bez legendy” - legenda wróciła w pełnym blasku, w kakofonii zachwytów najzagorzalszych krytyków

I do tego z muzyką, która jest testamentem artystycznym Liama Gallaghera. Oczywiście, że usłyszymy w tym projekcie Oasis, inspiracje najlepszymi utworami super-grupy. Słychać je doskonale w wypuszczonym wcześniej “The River”, czy bardzo melodyjnym “Now That I’ve Found You”. Ale dużo tu też nut z Iana Browna i Stone Roses, Paula Wellera i Dawida Bowie, Beatlesów i Lennona oczywiście. To, co zaskakuje, a do czego próbowałem pisząc wcześniejsze zdania przygotować, bardzo mocno słychać tu też Beady Eye. Bez wątpienia piosenki są dużo bardziej przyjemne, kolokwialnie mówiąc wpadają w ucho, są po rockowemu krótkie (raptem 3 i pół minuty średnio), dobrze napisane i - w odróżnieniu od kultowych ścian gitarowych Noela i Oasis - uzupełnione smyczkami, klawiszami i chórkami. Kto szuka tu słynnego “dzyń... dzyń... dzyń-dzyń-dzyń” z “Wonderwall” będzie musiał głęboko pogrzebać.

Ale najistotniejsze jest chyba to, że

piosenki Liama bez żadnej ironii, krygowania odwołują się do przeszłości.

Piorunujące wrażenie robi bardzo radiowe “One of us", wydane już jako singiel 28 sierpnia 2019 r. równo 10 lat po rozpadzie Oasis, z tekstem "Come on, I know you want more, come on, and open your door […] Act like you don't remember, you said we'd live forever", który w sposób bezpośredni jest krzykiem w kierunku Noela Gallaghera, wołaniem nie tyle o totalnie nierealne dziś odzyskanie Oasis, ale może o pojednanie w czasach, kiedy bracia nie odzywają się do siebie, wzajemnie krytykują i obrażają. "Gdy mama umrze, nie zatrzymamy się, będzie wojna" - mówił ostatnio Liam, odpowiadając Noelowi, odpływającemu w zadziwiające dawnych fanów Oasis i rock’n’rolla klimaty disco, który szydził z utworu "Once". Ten zaś dla fanów Liama i Oasis będzie jednym z najwspanialszych utworów na płycie "Why me? Why not." Rockowa ballada jest porównywana nie tylko do "For What It’s Worth" z poprzedniego albumu, ale przede wszystkim do wielkiego "Stop Crying Your Heart Out" Oasis. - To jeden z najważniejszych projektów, w jakich brałem udział - mówi Gallagher o "Once" a tekst piosenki jest po prostu wyciem za tym, co zniknęło w latach 90-tych: "It was easier to have fun back when we had nothing […] I think it's true what they say that the dream is borrowed, you give it back tomorrow". Takich cytatów jest na tym albumie o niebo więcej.

W którymś momencie, może już po czterech piosenkach, pojawia się wrażenie narastającego smutku, szczególnie u starszych słuchających, pamiętających, że

właśnie mija 25 lat od wydania debiutu Oasis "Definitely Maybe".

Ale młodsze pokolenie - sprawdziłem - odbiera głównie melodyjny rock, stojący też za sukcesem pierwszego albumu Liama. Nieliczne, ale obecne przecież głosy, przekonują, że płyta "Why me? Why not." nie jest wydarzeniem wstrząsającym. Podnoszą, że Liam świadomie pokazał otwierający album glamrockowo zaaranżowany singiel "Shockwave", brzmiący też mocno dźwiękami country oraz kolejno "The River", "Once" i "One of us" wcześniej, bo są rodzynkami. I tak, i nie. Już po pierwszym przesłuchaniu dorzuca się do tych "liderów" kolejne - tytułowy "Why Me? Why not." czy wspomniany "Now That I’ve Found You" (kolejny singiel?) oraz koniecznie zamykający wersję podstawową albumu utwór "Gone". W nim wprost Liam Gallagher zapowiada nawet nie tylko przerwę, ale wręcz koniec muzycznej kariery. A przynajmniej można, będąc w nostalgicznym nastroju po wysłuchaniu całej płyty, się tego przestraszyć. Warto więc sięgnąć po dłuższą, zawierającą 14 piosenek wersję "Why me. Why not.", tak aby "Gone" niczego nie kończyło. Trudno bowiem sobie wyobrazić, by człowiek, który na pytanie jak nazywałby się, gdyby nie był Gallagherem odpowiada "Bóg", tak po prostu zniknął. "Why not?" - bo wraz z nim może zniknąć znaczna część rock’n’rolla.

Liam Gallagher, "Why me? Why not.", Warner Bros. Records, 2019