28 września 2019 roku zapisze się w historii polskiej muzyki rozrywkowej złotymi zgłoskami. Królowie mainstreamu, Dawid Podsiadło i Taco Hemingway, w sobotni wieczór na Stadionie Narodowym pokazali, na co ich stać. Jak się okazało - na naprawdę wiele.
Zobacz też: Jakich piosenek najczęściej słuchali Polacy? Spotify podsumował 2018 rok. Na liście m.in. Podsiadło >>
Wieczór rozpoczął Taco Hemingway, który nie pożałował fanom atrakcji. Wykonał zarówno szlagiery, jak i pachnące jeszcze świeżością utwory z najnowszego albumu "Pocztówka z WWA, Lato '19". Raper nie oszczędzał na energii - żywiołowo poruszał się po scenie i uważnie obserwował reakcje zgromadzonej publiczności. Wielokrotnie zapewniał o widocznym gołym okiem wzruszeniu. - Myślałem, że będzie tragicznie, ale jest ok. Nie no, jest świetnie. Dzięki, że jesteście - powiedział. Niejednej osobie obecnej tego wieczoru na Narodowym poleciała łezka przy wykonaniach utworów "Następna stacja" czy "6 zer" w całkowicie nowej, pomysłowej aranżacji. Piosenki pochodzące z "Umowy o dzieło", trzeciego minialbumu rapera z 2015 roku, przywiodły silny powiew nostalgii szczególnie wśród tych, którzy obserwują karierę Filipa Szcześniaka od samego początku i pamiętają jego skromny start.
28.09.2019, koncert Dawida Podsiadło i Taco Hemingwaya na PGE Narodowym Maja Piskadło
Taco Hemingwayowi na scenie towarzyszył cały szpaler gości. Pojawili się m.in. Pezet, który wsparł utwór "Antysmogowa maska w moim carry-on baggage" i Otsochodzi, coraz bardziej prominentny gracz na polskiej scenie hip-hopowej oraz współautor wielkiego hitu lata 2017 "Nowy kolor". Była też Rosalie., z którą Taco wykonał bijącą rekordy popularności w sieci piosenkę "Sanatorium" - Dawid Podsiadło, który również dołożył do niej cegiełkę, nie wziął udziału w tym występie. Jak stwierdził Taco Hemingway, wokalista na backstage'u "ledwo stał na nogach" ze stresu. Największą furorę wśród gości Taco Hemingwaya zrobił oczywiście Quebonafide, który dołączył do kolegi, aby wykonać kilka utworów z ich wspólnego albumu "Soma 0,5 mg", nagranego pod nazwą Taconafide. "Soma" była drugą najchętniej kupowaną płytą 2018 roku - wyprzedził ją tylko "Małomiasteczkowy" Dawida Podsiadło.
Zobacz też: Taconafide śpiewa o męskiej depresji. Płyta "Soma 0,5 mg" jest świetna >>
Kto był na koncertach z tras "Wielkomiejski Tour" i "Małomiasteczkowa Trasa", miał okazję już wcześniej usłyszeć większą część aranżacji zagranych w sobotni wieczór przez zespół Dawida Podsiadło. To jednak bynajmniej nie odebrało im magii - zaprezentowane na tak wielkiej scenie dla 60-tysięcznej publiczności zyskały całkowicie nową energię. Dawid Podsiadło oprócz dostarczenia fantastycznej zabawy i wielu wzruszeń nie pierwszy raz udowodnił, że umie wykorzystywać swoją platformę do poruszania ważnych społecznie kwestii. Między piosenkami na telebimach został pokazany krótki filmik, w którym wokalista zaapelował do wszystkich o zwrócenie uwagi na stan naszej planety:
Zmiany klimatyczne są bezpośrednim wynikiem naszych działań, naszego przemysłu, nadprodukcji i tak naprawdę jest to ostatni moment, żeby to spowolnić i być może jakoś zatrzymać, choć niektórych zmian nie cofniemy i nie przywrócimy do życia niektórych gatunków zwierząt. (...) Oglądanie kotków jest mega słodkie i to jest super, ale warto korzystać z internetu również po to, żeby się czegoś dowiedzieć i wykorzystać tę wiedzę do tego, żeby zaangażować się w jakieś działania. (...) Ludzi jest bardzo dużo i możemy zrobić bardzo wiele. Nasza aktywność może mieć ogromne przełożenie na to, co wydarzy się w przyszłości. To może być "być albo nie być" naszych wnuków i prawnuków. (...) Jak nie będzie planety, znaczy ludzi, to nie będzie koncertów.
Podsiadło nie omieszkał też wspomnieć o filmie "(Nie)znajomi", którego jest współproducentem. Jego kinowa premiera miała miejsce dzień przed koncertem. Na pytanie wokalisty, czy ktoś już widział produkcję, rozległy się owacje, na co on odpowiedział: - Fajnie, dziękuję tym 17 osobom, które widziały. Podsiadło gorąco zachęcał do obejrzenia "(Nie)znajomych", choć żartobliwie uparcie twierdził, że "nie ma w tym żadnego interesu". Fokusem wielkiego show na Narodowym była jednak przede wszystkim muzyka przeplatana świetnym jak zawsze kontaktem wokalisty ze złożoną z reprezentantów wielu grup wiekowych publicznością.
Oprócz największych przebojów takich jak "W dobrą stronę", rozpoczynającego koncert "Nie ma fal" czy mocnej, przepełnionej wielkimi emocjami wersji "Nieznajomego" uczestnikom wydarzenia sprezentowano kilka niemałych niespodzianek. Warto rozpocząć od bardzo istotnej informacji na przyszłość. Przy akustycznej wersji piosenki "Matylda" Dawid Podsiadło zapowiedział, że po przerwie od koncertów czeka nas nie lada gratka - w 2020 roku wokalista wyrusza w akustyczną trasę z całym zespołem. Szczegóły mamy poznać już niedługo.
CKoncert Taco Hemingway i Dawid Podsiadlo na PGE Stadionie Narodowym Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl
Na tym nie koniec. Absolutny szał wywołały pierwsze dźwięki przebojowego singla Męskiego Grania 2018 "Początek", a jeszcze głośniej zrobiło się, kiedy światła padły na ubranego w kapitalny pomarańczowy garnitur Krzysztofa Zalewskiego; na scenie ku uciesze zgromadzonych pojawił się także Kortez. Po "Początku" przyszedł czas na wyjątkowe wykonanie hitu Bajmu "Co mi panie dasz", które przypomniało słuchaczom Męskie Granie 2016. Wielu osobom (w tym skromnemu skrybie) w pamięć najbardziej zapadła jeszcze inna chwila. Zanim o niej powiemy, cofnijmy się o krok w czasie.
W 2016 roku Dawid Podsiadło udziela wywiadu portalowi Gazeta.pl, w którym wywiązuje się taki oto dialog:
- Kto zaśpiewał coś tak, że go podziwiasz?
- Sprawa prosta. Queen, "Don't Stop Me Now", gdzie Freddie Mercury robi piękny ornament wokalny (Dawid nuci). To jest taki moment, że po prostu... Kiedyś próbowałem to na zapętleniu sobie zaśpiewać. (...) No więc próbowałem wielokrotnie powtórzyć ten "spadek" Freddiego z "Don't Stop Me Now" i raz mi się udało. I to był taaaki moment! Pomyślałem: "Okej, jak poćwiczę, to się uda!".
- Na koncercie na Wembley z 1985 roku Mercury przekomarzał się z publicznością, każąc jej powtarzać po sobie coraz trudniejsze wokalizy. W końcu "nadał" niesamowicie trudny motyw. A 80 tysięcy ludzi bezbłędnie powtórzyło. On popatrzył przez chwilę na publiczność i rzucił ze śmiechem do mikrofonu: "Walcie się!". A ludzie jeszcze bili mu brawo.
- Charyzma. Po prostu. Niesamowita charyzma.
W 2019 roku ten sam Dawid Podsiadło wychodzi na scenę na Stadionie Narodowym i wdaje się w interakcję z słuchaczami zaśpiewem, którego trudno było nie skojarzyć ze wspomnianym występem Freddie'ego Mercury'ego. Wielotysięczna publiczność z zachwytem powtarzała po nim słynne (i bardzo w jego wykonaniu udane) "Eeeeooo", a Dawid aż promieniał ze szczęścia, ale nie tracił fasonu i podawał kolejne dźwięki. Cytując samego zainteresowanego, zarówno ten moment, jak i cały występ można skwitować krótko: "Charyzma. Po prostu. Niesamowita charyzma".
Kiedy po zakończeniu koncertu Dawida Podsiadło zgasły światła i opadło zielone konfetti, wszyscy doskonale wiedzieli, że to jeszcze nie koniec. Po kilku minutach okrzyków na powierzchnię sceny wyjechali Taco Hemingway, Dawid Podsiadło, Maciej "Rumak" Ruszecki (producent, stały współpracownik Taco Hemingwaya) i... stół do ping-ponga. Ubrani w sportowe stroje Taco i Dawid stoczyli zupełnie poważną rozgrywkę - Podsiadło dosyć długo prowadził, ale skończyło się na remisie. Chwilę później wśród publiczności pojawiły się ogromne białe piłki plażowe. Był to jeden ze znikomej liczby słabszych momentów całego show, szczególnie dla osób zgromadzonych na płycie stadionu.
O ile z poziomu trybun cała akcja wyglądała bardzo efektownie, na dole piłki jedynie sprawiały kłopot, bo przemieszczanie ich nie należało do najłatwiejszych. Spora część z nich co rusz lądowała na scenie, przez co nawet artyści musieli się przez nie przedzierać. Wszystko naturalnie łagodziła muzyka, bo sytuacja miała miejsce przy akompaniamencie niekwestionowanego hitu ostatnich dwóch miesięcy w polskim internecie, czyli singla "W piątki leżę w wannie". Publiczność ochoczo śpiewała i rapowała z muzykami (nawet zmagając się z piłkami). Na finał wieczoru rozbrzmiało "Tamagotchi" - na scenę ponownie wkroczył Quebonafide, a Dawid Podsiadło z całą mocą swoich strun głosowych wykonał zwrotkę znaną z remiksu wielkiego przeboju Taconafide. W powietrze wystrzeliły złote serpentyny. Bum, trzask, ostatnie podziękowania - i koniec.
Takie wydarzenie nie powtórzy się najprawdopodobniej przez lata. Nawet jeżeli nie słucha się twórczości Taco Hemingwaya, Dawida Podsiadło czy ich obu, warto było wybrać się w sobotę na Narodowy, żeby doświadczyć historii, ot co. Panowie zasłużyli na porządny odpoczynek, bo trudno sobie wyobrazić wysiłek fizyczny i emocjonalny, z jakim musiał się wiązać występ dla ponad 60 tys. ludzi na największej scenie w Polsce. A co dalej? To pokaże tylko czas, ale jednego możemy być pewni - ani Podsiadło, ani Hemingway nie spoczną na laurach.