Na albumie "Fine Line" znalazło się dwanaście utworów, w tym singiel "Adore You", który zdołał zgromadzić już 40 milionów odtworzeń na platformach streamingowych i w formie teledysku. Teledysk promowała szeroko zakrojona kampania reklamowa, którą docenił The Telegraph i dodał przy tym:
Wszystko wskazuje na to, że kolejna dekada będzie należała do niego.
Czy tak się faktycznie stanie? Harry Styles z pewnością bardzo się o to postara. Na razie jednak musi się uporać z odnalezieniem samego siebie w pełnym możliwości muzycznym świecie, który stoi przed nim otworem.
Zobacz też: Artur Rojek wraca! Zapowiada nowy album i rusza w trasę koncertową >>
Kiedy słucha się "Fine Line", trudno się oprzeć wrażeniu, że te klimaty i dźwięki skądś już znamy. Styles w pewnej mierze czerpie z rockowych tradycji i maluje je w swoich odcieniach - za przykład można tu podać "She". W innej mierze pokusił się o nutę zahaczającą o folk, jak w utworach "Canyon Moon" czy "Cherry", które brzmią, jakby zostały napisane specjalnie pod scenariusz "leżymy na trawie przy ognisku" tudzież "jedziemy samochodem przez polne drogi z otwartymi oknami i łapiemy wiatr we włosy".
W wywiadzie, który ze Stylesem przeprowadził Zane Lowe z BBC, artysta stwierdził, że podczas tworzenia "Fine Line" towarzyszyły mu bardzo silne emocje, wyłącznie w ekstremalnych wydaniach. To faktycznie słychać - Styles funduje słuchaczom lekką sinusoidę nastrojową. Przy czterech pierwszych numerach, na czele z brzmiącymi niczym prosto z lat 80. "Watermelon Sugar" i "Adore You", da się tupnąć nóżką, i to niejednokrotnie. Ot, radosne początki niewinnej letniej miłości.
"Lights Up" powoli wprowadza w balladowy, momentami (jak przy końcu "Cherry") coldplayowy nastrój. Styles jest coraz smutniejszy, coraz bardziej zły i samotny. Podczas piosenki "Falling" na koncertach fani z pewnością wydobędą z kieszeni latarki i ze łzami w oczach będą przeżywać piosenkę, która bardzo chce zasłużyć sobie na miano "power ballad" i nie jest od tego wcale daleka. Po "Falling" następuje istny miszmasz. "Sunflower Vol. 6" to ukłon w stronę indie popu, nieco przydługa "She" trąci Prince'em (ale tylko trąci), "To Be So Lonely" lekko niepokoi - ale być może tak ma być. Bohater liryczny po utracie miłości nie bardzo wie, co ze sobą zrobić, i to się rozumie.
Nie można powiedzieć, że "Fine Line" jest albumem w stu procentach spójnym. Nie jednoczy go częsta prezentacja szerokich możliwości wokalnych Stylesa czy obecna w sporej liczbie utworów gitara akustyczna. Na pewno jednak Harry Styles coraz lepiej czuje się sam, bez kolegów z One Direction, bo koniec końców płyta jest w odbiorze naprawdę przyjemna. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że na trzecim solowym krążku Styles będzie już wiedział, jakim konkretnie artystą jest. Na razie szuka siebie i całkiem nieźle węszy.
W kwietniu 2020 roku Harry Styles wystartuje ze swoją trasą koncertową Love On Tour. 10 maja artysta wystąpi w krakowskiej Tauron Arenie. Bilety na show rozeszły się w okamgnieniu, i nic w tym dziwnego, bo ze Stylesa ostatnimi czasy wyszło prawdziwe sceniczne zwierzę i po prostu warto zobaczyć go w akcji. Wielbicielkom i wielbicielom wokalisty pozostaje z wypiekami na twarzy oczekiwać, co dalej uczyni - na ogół prognozy wyglądają bardzo pozytywnie.